Wieczność to Miłość.
Ten przepiękny dzwon niech zagra melodię Miłości dla moich Bliskich, Ukochanych, dla tych, którzy odeszli na tamtą stronę życia
Przed obliczem Pana uniżmy się , Pan sam wywyższy nas
Jego jest ziemia i czas Pan sam wywyższy nas …
Tatusiu – Twoja obrączka śpi spokojnie w pudełeczku a Ty codziennie,
z obrazka w moim pokoju, machasz do mnie prześlicznym prawdziwkiem. Wczoraj Miś skończył mój projekt. Miś jest jak Ty konstruktorem.
Dziadziu – jak obiecałam, pamiętam: Bóg, Honor, Ojczyzna.
Jeszcze kiedyś ten dzwon zaśpiewa.
Kiedy przyjdzie jego CZAS – odżyje.
Jeszcze kiedyś, jak przyjdzie CZAS,
proch na powrót stanie się ciałem.
Siłą Miłości Wiekuistego spotkamy się Tam wszyscy.
Ja w to, z całego serca, wierzę.
Zapalmy wieczne lampki pamięci naszym Kochanym, którzy odeszli.
Ich jest już tylko czas i nasze serca. Kiedyś znowu ich będzie ziemia, ale to dopiero kiedyś. Wtedy spotkamy się – w to wierzę.
Zapalam lampkę Tatusiowi, zapalam Andrzejowi, zapalam ukochanym Dziadkom i cioci Grażynce, zapalam tym moim, co na Syberii, tym moim, co na dalekich Kresach … zapalam … zapalam … zapalam …
Niech się pali zawsze płomykiem serca. I niech dobre anioły zaniosą im te płomyki aż do samego nieba
Przed obliczem Pana uniżmy się,
Pan sam wywyższy nas …
Jego jest ziemia i czas …
Pan sam wywyższy nas …
Dzisiaj cały dzień chodzi za mną ta piosenka.
Może to przez jutrzejsze Święto. I wspomnienia za mną chodzą.
***
Wspomnienie ma swój zapach i kolor i światło.
Wystarczy przymknąć oczy i wraca.
Nie pamiętam mojej Babci Walerii, nie pamiętam kiedy umarła.
Pierwsze, co pamiętam, to Babci grób i nasze świętowanie Wszystkich Świętych. To był jeden z rytuałów mojego dzieciństwa.
Świętowanie zaczynało się już tyczeń wcześniej. Oboje z braciszkiem, uczepieni Dziadzia rękawów, maszerowaliśmy na rynek , tak się wtedy mówiło na targ. Na rynku stały wozy z końmi (w środku miasta) i było mnóstwo najróżniejszych straganów. Na ziemi stało morze kwiatów, całe dywany białych, złotych i fioletowych chryzantem. Wybieraliśmy starannie te najpiękniejsze, stały potem w piwnicy i czekały w chłodzie. Znicze były małe, napełnione chyba mieszaniną stearyny i wosku, płonąc dawały bardzo charakterystyczny zapach. Do ten zapach dziś kojarzy mi się z dzieciństwem.
![]()
Na zdjęciu ja z braciszkiem i Rodzicami nad grobem Babci.
Na cmentarz wyruszaliśmy rano, zaraz po Kościele. Dziadziu dawał nam drobne pieniążki bo po drodze na cmentarz spotykaliśmy żebrzących "dziadów". Dużo ich było, bo dużo było biedy. Poowijani w łachmany staruszkowie. Kładłam pieniążek na ręce i uśmiechałam się, często któryś z nich pogłaskał mnie po głowie ...
Na cmentarz Dziadziu zabierał dla nas wafel, to też wspomnienie dzieciństwa. Masę do wafla robiło się z gotowanego przez cały dzień mleka, potem ucierało się to z żółtkami margaryną, dodatkiem kakao i olejku arakowego. Oczywiście my z braciszkiem natychmiast po dotarciu na cmentarz stawaliśmy się głodni jak wilki.
Procesja zawsze była o 16-ej, niestety - do tego czasu mieliśmy nakazane zachowywać się jak ludzie i nie wyświnić się. No, bardzo cierpieliśmy z tego powodu oboje. Procesję prowadził zawsze mój Wujek, który był księdzem, oczywiście "dziwnym trafem" procesja miała przystanek nad grobem mojej Babci i pół miasta oglądało nas jak jakieś eksponaty. Za to po procesji wyświnianie się było dozwolone i oboje z braciszkiem ruszaliśmy w bój, pamiętam, że zawsze szukaliśmy kolorowych zniczy a potem maczaliśmy w rozgrzanym wosku palce i robiliśmy sobie kolorowe naparstki. Wszystkie liście i wszystkie kałuże po drodze były nasze.
Kiedy zapadał zmrok Dziadziu zabierał nas na Grób Nieznanego Żołnierza, świeciliśmy tam świeczki a Dziadziu opowiadał historie z czasów wojny, opowiadał je jeszcze długo potem, przez długie wieczory.
Takie było to Święto w czasach mojego dzieciństwa.
Teraz nie ma Dziadzia, nie ma Tatusia, procesję prowadzi obcy ksiądz...
no i oczywiście nie wpada mi do głowy dziki pomysł, żeby się wyświnić.
jeśli podobał Ci się ten wpis
to wejdź na liiil
i zagłosuj
Ten przepiękny dzwon niech zagra melodię Miłości dla moich Bliskich, Ukochanych, dla tych, którzy odeszli na tamtą stronę życia
Przed obliczem Pana uniżmy się , Pan sam wywyższy nas
Jego jest ziemia i czas Pan sam wywyższy nas …
Tatusiu – Twoja obrączka śpi spokojnie w pudełeczku a Ty codziennie,
z obrazka w moim pokoju, machasz do mnie prześlicznym prawdziwkiem. Wczoraj Miś skończył mój projekt. Miś jest jak Ty konstruktorem.
Dziadziu – jak obiecałam, pamiętam: Bóg, Honor, Ojczyzna.
Jeszcze kiedyś ten dzwon zaśpiewa.
Kiedy przyjdzie jego CZAS – odżyje.
Jeszcze kiedyś, jak przyjdzie CZAS,
proch na powrót stanie się ciałem.
Siłą Miłości Wiekuistego spotkamy się Tam wszyscy.
Ja w to, z całego serca, wierzę.
Zapalmy wieczne lampki pamięci naszym Kochanym, którzy odeszli.
Ich jest już tylko czas i nasze serca. Kiedyś znowu ich będzie ziemia, ale to dopiero kiedyś. Wtedy spotkamy się – w to wierzę.
Zapalam lampkę Tatusiowi, zapalam Andrzejowi, zapalam ukochanym Dziadkom i cioci Grażynce, zapalam tym moim, co na Syberii, tym moim, co na dalekich Kresach … zapalam … zapalam … zapalam …
Niech się pali zawsze płomykiem serca. I niech dobre anioły zaniosą im te płomyki aż do samego nieba
Przed obliczem Pana uniżmy się,
Pan sam wywyższy nas …
Jego jest ziemia i czas …
Pan sam wywyższy nas …
Dzisiaj cały dzień chodzi za mną ta piosenka.
Może to przez jutrzejsze Święto. I wspomnienia za mną chodzą.
***
Wspomnienie ma swój zapach i kolor i światło.
Wystarczy przymknąć oczy i wraca.
Nie pamiętam mojej Babci Walerii, nie pamiętam kiedy umarła.
Pierwsze, co pamiętam, to Babci grób i nasze świętowanie Wszystkich Świętych. To był jeden z rytuałów mojego dzieciństwa.
Świętowanie zaczynało się już tyczeń wcześniej. Oboje z braciszkiem, uczepieni Dziadzia rękawów, maszerowaliśmy na rynek , tak się wtedy mówiło na targ. Na rynku stały wozy z końmi (w środku miasta) i było mnóstwo najróżniejszych straganów. Na ziemi stało morze kwiatów, całe dywany białych, złotych i fioletowych chryzantem. Wybieraliśmy starannie te najpiękniejsze, stały potem w piwnicy i czekały w chłodzie. Znicze były małe, napełnione chyba mieszaniną stearyny i wosku, płonąc dawały bardzo charakterystyczny zapach. Do ten zapach dziś kojarzy mi się z dzieciństwem.

Na zdjęciu ja z braciszkiem i Rodzicami nad grobem Babci.
Na cmentarz wyruszaliśmy rano, zaraz po Kościele. Dziadziu dawał nam drobne pieniążki bo po drodze na cmentarz spotykaliśmy żebrzących "dziadów". Dużo ich było, bo dużo było biedy. Poowijani w łachmany staruszkowie. Kładłam pieniążek na ręce i uśmiechałam się, często któryś z nich pogłaskał mnie po głowie ...
Na cmentarz Dziadziu zabierał dla nas wafel, to też wspomnienie dzieciństwa. Masę do wafla robiło się z gotowanego przez cały dzień mleka, potem ucierało się to z żółtkami margaryną, dodatkiem kakao i olejku arakowego. Oczywiście my z braciszkiem natychmiast po dotarciu na cmentarz stawaliśmy się głodni jak wilki.
Procesja zawsze była o 16-ej, niestety - do tego czasu mieliśmy nakazane zachowywać się jak ludzie i nie wyświnić się. No, bardzo cierpieliśmy z tego powodu oboje. Procesję prowadził zawsze mój Wujek, który był księdzem, oczywiście "dziwnym trafem" procesja miała przystanek nad grobem mojej Babci i pół miasta oglądało nas jak jakieś eksponaty. Za to po procesji wyświnianie się było dozwolone i oboje z braciszkiem ruszaliśmy w bój, pamiętam, że zawsze szukaliśmy kolorowych zniczy a potem maczaliśmy w rozgrzanym wosku palce i robiliśmy sobie kolorowe naparstki. Wszystkie liście i wszystkie kałuże po drodze były nasze.
Kiedy zapadał zmrok Dziadziu zabierał nas na Grób Nieznanego Żołnierza, świeciliśmy tam świeczki a Dziadziu opowiadał historie z czasów wojny, opowiadał je jeszcze długo potem, przez długie wieczory.
Takie było to Święto w czasach mojego dzieciństwa.
Teraz nie ma Dziadzia, nie ma Tatusia, procesję prowadzi obcy ksiądz...
no i oczywiście nie wpada mi do głowy dziki pomysł, żeby się wyświnić.
z zamyśleniem polecam Malina M *
jeśli podobał Ci się ten wpis
to wejdź na liiil
