Quantcast
Channel: w malinach
Viewing all 279 articles
Browse latest View live

TEORIA WZGLĘDNOŚCI

$
0
0

WEDŁUG MALINY M


zakłada, że "niedawno" jest pojęciem względnym,
im Malina starsza, tym względnym coraz bardziej.



ot - choćby taki fotomontaż


Niedawno go zmajstrowałam. Kiedy ? bagatelka, tylko siedem lat temu. Przypomina mi się stary polski film, zwłaszcza jedno zdanie z tegoż filmu:

Pan tu, panie Pogorzelski, dziewki bałamucisz,
a ja gorę !!! a ja gorę !!!
Hmm - pani tu, pani Malino, teorie wysnuwasz,
a się dzieje  !!! a się dzieje  !!!


*


Czas umyka, niczym rozpędzona kula śniegowa, coraz szybciej, coraz szybciej ... Ale do rzeczy. Zdjęcie z ostatniego, wielkanocnego, śniadania:




Jeszcze tak niedawno trzymałam TOTO na rękach, 
a teraz !!! 


Oczywiście to starsze TOTO mam na myśli. TOTO, to jest Myszka, moja chrześnica i bratanica ... tak niedawno trzymałam wielki i ciężki becik, z wierzgającą dzieciną. Spotkał mnie zaszczyt, zostałam mamą chrzestną. Mamą chrzestną pierwszego dziecka mojego brata.


.
Strasznie byłam dumna ! Wtedy to mamy trzymały swoje dzieci przy Chrzcie. Pewnie bym nie była sobą, gdybym czegoś nie wykombinowała. Wykombinowałam, że zamiast mamy trzymała dziecię będę ja, ja i już ! Trochę się napracowałam, żeby Wujek, który Myszkę miał ochrzcić, dał się przekonać. W końcu byłam jedyną bratanicą, czy nie ?! Pozwolił na ekstrawagancję. Niestety, los zemścił się na mnie. Nie przewidziałam, że będzie dłuuugo i bardzo uroczyście. Dziecię solidne, więc solidnie ciężkie, beciko-materacyk ciężki, jak jasny gwint. Ręce mi zdrętwiały, dosłownie padałam, ale jak w pewnym momencie mój Wujek się pomylił i zamiast Marzeno Anno, powiedział do Myszki - Anno, odleciałam z zachwytu ! Zresztą, ze mnie zawsze zachwycona cioteczka była, nie da się ukryć.





Latka biegły, na Pierwszą Komunię kupiłam jej w prezencie wianek, taki wtedy nietypowy, z jednego ulubionego przeze mnie, żywego, kwiatka. Do tego tylko trochę gipsówki ... ech, niech Myszka będzie czysta i świetlista i jedyna w swoim rodzaju, jak ten jabłoni kwiat, tak sobie wtedy myślałam...



Tak niedawno ...
dzisiaj ten mały chłopczyk jest ojcem Oleńki



Tak niedawno ...
ciocia - na twoje 40 urodziny (ojjjjj)


Kula śniegowa się toczyła, Myszka rosła. Ogólniak ... moje schody, okno mojego gabinetu, czyli sali języka polskiego. Wyżej było okno od gabinetu królowej nauk. Na tych schodach i ja siadałam, czasem z jakąś książką, czasem z zakochanym chłopakiem. Tak niedawno ... Wszystko jest takie same, tylko czas już nie jest ten sam.



.
Byłam bardzo ciekawa jaką drogę, w jakim zawodzie, Myszka wybierze. Wybrała dwie drogi, muzyczną i techniczną, Pogodziła muzykę z fizyką, jak kiedyś ja malarstwo z matematyką. Dobrze, że istnieją takie zawody, dobrze, że nawet można je pokochać.



 Myszka - magisterka

Ech, moja uczelnia, a na niej Myszka - poważna studentka, na, a jakże, poważnym kierunku. Elektronika ze specjalizacją akustyka. A ja pamiętam jak w naszym gmachu, na Prusa, gdzie mieścił się wydział architektury, akustycy mieli swoje laboratoria. W podziemiach je mieli, tuż obok naszej pracowni rzeźbiarskiej. Do laboratoriów dojeżdżali z gmachu głównego, a to spory kawałek, bo wydział architektury jest zupełnie na uboczu, wyemancypowany od politechnicznej reszty. Jakoś zbytnio chłopcy nie protestowali, bo na piętrze, koło dziekanatu, był nasz uczelniany klubik, Do klubiku, na sałatkę, ciągnęliśmy wszyscy, jak do miodu, zwłaszcza dziewczyny, a dziewczyny z architektury uznawane były za fajne ?! Hmm, z tą fajnością, to różnie, ale trzeba przyznać, że wtedy u nas dziewczyn prawie pół, na pól, a u akustyków zero ... chętnie nas odwiedzali, chłopaki zresztą jak malowanie. To było tak niedawno ... a teraz Myszka, akustyczka, po tamtej stronie. Jaki ten świat jest dziwny ...



.
Wprawdzie niedawno byłam studentką, to jednak czasy dla studentów były zupełnie inne. My za żelazną kurtyną, my zbuntowani studenci. Teraz przed studentami świat stoi otworem. Tylko brać, co dobrego oferuje. Są wymiany studentów, można pracując, uczyć się, albo ucząc, pracować.




Myszka pracowała i uczyła się hen, w świecie, od Stanów po Australię. Ta nauka nie poszła na marne. Jeśli można pracować i bywać na wykładach, w najsławniejszej operze świata, jeśli można tam nawet zagrać, to jakie to wspaniałe doświadczenie dla przyszłego akustyka. Kula śniegowa się toczyła się dalej, Myszka wróciła, poszła do pracy i wróciła na uczelnię, już teraz w innej roli, po drugiej stronie "katedry".



 Myszka - dochtórka
w tle moja uczelnia ... eeeech


To było tak niedawno ...  to był mój świat, biegałam po tych schodach jak młoda koza, z wywalonym językiem, z indeksem w torebce. Zaledwie kilka groszy w tej torebce zwykle miałam, starczało albo na skrypt, albo na studencki obiad, w pobliskim barze na ulicy Norwida. Ruskie, kopytka, albo placki po węgiersku - delicje po kotlecie górskim ze studenckiej stołówki ! Brrr - jak ja nie cierpiałam kotleta górskiego!!! wrrrrrr, górski to było kawałek czegoś siekano-mielonego, z kłębkami żył i chrząstek, połączonych dziwnym tłuszczem. Wsuwaliśmy same ziemniaki i surówkę. Kotlety rzędem wracały do kuchni. Co zrobić, tylko pierwsi szczęśliwcy zdążali załapać się na zwykły mielony, albo kaszę z sosem. Królem stołówki niezmiennie był górski. Zawsze się spieszyłam, zwykle czegoś zapominałam. Tyle się działo, tyle zaprzątało moją młodą, szaloną, głowę. Patrzę na zdjęcie niżej - za moich czasów, a nie tak dawno to oczywiście było, zupełnie inaczej te mury wyglądały, nosiły jeszcze ślady wojny. Teraz wypiękniały, jest się z czego cieszyć.




.
Moja poczciwa Alma Mater, taka jak kiedyś, tylko orzełek ma koronę, ściany nowe okna i tylko mnie tam nie ma ... Nie ma ! za to jest Myszka, ta pierwsza z lewej. Taka kolej rzeczy, a jeszcze tak niedawno ... eeeech. 

Niedawno, tym razem na prawdę niedawno, zaproponowano Myszce stworzenie specjalnych zajęć dla architektów z akustyki ... na moim wydziale. I co ty na to ciocia ??? ja na to, jak na lato ! ano zobaczymy, jak będzie. A jak teraz jest ? Jest, jak zawsze, ciepło i bardzo rodzinnie.



Obie lubimy koronkowe parasolki

 
Teraz Myszka zostanie mamą chrzestną.
Zupełnie jak kiedyś ja, chrzestną pierwszego dziecka jej brata.
Teraz, to Myszka jest ciocią.

A jeszcze nie takdawno słyszałam:
ciocia - ty to byłaś niezła aparatka !


*

                          z przyjemnością polecam Malina M *                            
strona liiil   


XIĄŻĘ

$
0
0
HUMORU




Kocham Pana,  Panie Jurku
Mamcia kocha też !


Jestem pies na Szkło Kontaktowe, Mamcia też jest, a już soboty, kiedy występuje Jerzy Iwaszkiewicz,  nie darujemy sobie nigdy. IWASZKO - to nasz ulubiony komentator, nawet powiem więcej - ukochany komentator, jest w Nim tyle optymizmu, tyle radości, tyle afirmacji życia ... jest jak miód na serce i lek na skołatane nerwy.




Skąd mi się nagle wziął ten książę ?
Ano, na stronach Szkiełka znalazłam informację - "Książę Filip przechodzi na emeryturę ale Grzegorz Miecugow i Krzysztof Daukszewicz jeszcze długo, długo nie. Dziś zapraszają na Szkło Kontaktowe. Książę Jerzy Iwaszkiewicz będzie w sobotę :)"

Ha - będzie książę !!! Nie byłabym sobą, gdyby po przeczytaniu takiej informacji, nie zalęgła się we mnie przemożna chęć zmajstrowania czegokolwiek na temat Księcia. Król bez ziemi - i owszem, ale książę bez tytułu - to być nie może ! Taki książę się nie liczy, więc, z pełnym uszanowaniem, nadałam księciu wielce szacowny tytuł:

Jerzy Iwaszko, Iwaszkiewicz 
Książę Honoru, Pan na Kontaktowym Szkle
i ... przyległościach



Kocham Pana,  Panie Jurku
Mamcia kocha też !


A że starsze z nas panie, to kochanie, z pełnym uszanowaniem, dozwolone. Do woli, acz bez swawoli ... Przy okazji napomknę nieśmiało, że Książę Jerzy nie tylko jest dziennikarzem i felietonistą, ale również pisarzem. Swoje książki podpisuje pseudonimem Adam Hauert. Ostatnia książka nosi wiele mówiący tytuł: "Kot w pralce. Salony Jerzego Iwaszkiewicza". Kto lubi Pana Jerzego - zapraszam:


DOSKONAŁY WYWIAD




Na koniec, jednak rozswawolona nieco, Kapituła odznacza Księcia Pana "Orderem Specjalnym Bractwa Życzliwego Bratka" Panie Jerzy - witamy serdecznie w gronie, z pełnym uszanowaniem, Dam i Kawalerów Orderu


*
 

                          z przyjemnością polecam Malina M *                            
strona liiil  
 

JAKA JEST

$
0
0
???




.
Ulotna ?




Zadziorna ?
.

 
Prowokacyjna ?




 .
Zwiewna ?
 .

 .
Pracowita ?


Myślę też, że zaskakująca, więc z zaskoczenia, całkiem od niechcenia, nadmienię, że jak już o wiosenną pracowitość chodzi, to polecam prace kuchenno-wiosenne, czyli pyszny placuszek, w sam raz na wiosenne posiaduszki na łonie, czy jak kto woli na ucywilizowanym tarasie.


*


PLACEK ORZECHOWY 
MAMCI DANUSI

CIASTO

45 dkg mąki
23 dkg masła (kostka - do posmarowania blachy)
12 dkg cukru pudru
3 żółtka

Zagnieść kruche ciasto, rozłożyć na blasze, nakłuć widelcem.
Upiec na nieco bardziej niż złoty, kolor.





.
Ciasto powinno być cieniuteńkie i brzegami leciuteńko podpalone, wtedy ma odpowiednią goryczkę. To znaczy ja lubię, kiedy ma goryczkę, jeśli ktoś nie lubi, to może upiec na kolor normalnie złoty.

MASA ORZECHOWA

20 dkg mielonych orzechów włoskich


.
1 szklanka cukru pudru
4 białka
1 łyżka masła


.
Wsypać do garnka cukier, wlać białka i ciepłe, miękkie masło




Wsypać orzechy, ustawić garnek na kuchenkę, dokładnie wymieszać wszystkie składniki, Smażyć około 10 minut na małym ogniu, ciągle mieszając. Uwaga - gadzina lubi chwytać.



.
Nałożyć gorącą masę na kruchy placek.



.
GOTOWE ! 

Proste jak drut. To mój najbardziej na świecie ulubiony placek.
Placek może oszołamiająco nie wygląda, ale za to smakuje !!!!
Prosto - miodzio od wiosennej pszczółki !!!!




.
Teraz tylko pokroić, wyłożyć na talerz i na tarasik - srrrrru !
Ptaki śpiewają, owady brzęczą, chrząszcze brzmią wściekle,
brzozy, jak oszalałe, soki wypuszczają, a sosny pachną, oj, pachną !


.
Wiosna pani koleżanko, wiosna !
wonna, słodka i radosna...
prowokacyjna czasem też

o! żesz !!!

*



                          z przyjemnością polecam Malina M *                            
strona liiil  

MAMCIU

$
0
0
MAMUSIU



.
Kocham Cię
najbardziej na świecie ...



.
a czego życzę ?
zdrowia , zdrowia, zdrowia !!!




 
To zdjęcie dokładam na życzenie mojej Mamci,
żeby się znalazło w towarzystwie Jej zdjęć.


- Hania, zupełnie jak u nas !
- ano, zupełnie jak u nas ...

Patrzę na zdjęcie i sobie myślę: 
zaraz, zamiast - Broniu, usłyszę - Wituszek ...

*


                          z przyjemnością polecam Malina M *                            
strona liiil  


POZDROWIENIA

$
0
0
OD MAMCI




Tym razem to pozdrowienia z OJOM-u ...

Mamcia przeszła trzeci zawał i zabieg koronarografii, teraz walczy dzielnie o zdrowie, zaczyna jeść ze smakiem, siedzi sobie na łóżku i majta nogami, a ja jestem najszczęśliwsza pod słońcem ...
Chcę zapomnieć o ostatnich, strasznych dniach, o długich godzinach patrzenia na cierpienie ...

Niech żyje szara codzienność. Niech żyją zwykłe kłopoty, niech się Mamcia znowu do mnie uśmiecha ze swojej domowej wersalki ...

Na razie przesyła wszystkim moim Przyjaciołom i Znajomym serdeczne pozdrowienia i uśmiech :) najpiękniejszy na świecie ...

Zdjęcie stare, ale w szpitalu zrobić nie pozwoliła, może to i lepiej, o szpitalu najlepiej przecież zapomnieć.


*


                          z przyjemnością polecam Malina M *                            




WITAJ W DOMU

$
0
0
bez tych strasznych rurek, monitorów, kroplówek, cewników, strzykawek, wenflonów, wózków, z hałasem przemierzających korytarze, nawet bez uwijających się, jak w ukropie, pielęgniarek i pielęgniarzy. To wszystko zostawiłaś za sobą, tylko jeszcze z wózkiem nie udało Ci się pożegnać ...


.
Na zdjęciu już nie w szpitalu, a w przychodni hematologicznej. Fryzurę masz cud ! Ten cud to moje dzieło. Hej, szabla w dłoń ! zakrzyknęłam i uzbrojona w tępe nożyczki ruszyłam do dzieła. Musiałam -  w szpitalu miałaś smętne długie włosy, w końcu sympatyczny pielęgniarz związał je na czubku głowy w śmieszny kucyk, bojowa fryzura "na Szoguna", tylko sam Szogun niezbyt bojowy. 

Na zdjęciu jeszcze na wózku, ale już z uśmiechem ... bo jak tu nie uśmiechnąć się na takie "powitanie" Prawnuczka to magiczny eliksir , wystarczy kwadrans, a zły czas idzie w zapomnienie. 

I dobrze, że idzie, bo wyjątkowo zły to był czas, gdybyż tylko ten zawał, ale do tego hematologia i powikłania, nie dość, że zawał to gigantyczna wielopłytkowość krwi, do tego nie gojąca się rana na nodze, do tego zapalenie oskrzeli, a teraz jeszcze zapalenie żyły i powrót na badania do szpitala, szczęściem po USG można było wrócić do domu... Jak te harpie rzuciły się choroby. Od przybytku głowa nie boli, ale od takiego zwariować można ! Dla mnie czas się wtedy zatrzymał ... rano wychodziłam do szpitala, wracałam wieczorem, jakaś kromka starego chleba, herbata, potem telefony do bliskich, ze sprawozdaniem, a potem zapadałam w sen i od rana to samo. Długie godziny patrzenia na cierpienie, tego nie da się zapomnieć, nie da wymazać z pamięci. Była trochę spokojniejsza, kiedy siedziałam, pozwolono mi więc siedzieć, za parawanem oddzielającym łóżko od innych łóżek. Godzinami śledziłam wskaźniki monitora, chociaż prawdę powiedziawszy to dla mnie czarna magia, tyle się domyśliłam, że jak coś pulsowało, to znaczy - "uwaga !!!" wtedy kurczyłam się ze strachu. Obok toczyła się stała walka o czyjeś życie ... co pewien czas padała komenda - "prosimy państwa o opuszczenie sali" wiadomo było, że wtedy następowała przy którymś z łóżek "akcja", biegali lekarze, wjeżdżały różne aparaty, nawet przenośna ścianka do rentgena ...

Mimochodem zaczęłam podpatrywać i skrzywienie zawodowe dało znać o sobie. Aaaa, teraz to ja już wiem, ile miejsca trzeba, żeby łóżko w pędzie bezpiecznie "wykręciło" a wózek z niesfornym pacjentem "wyrobił zakręt"  Z autopsji teraz wiem, nie tylko z przepisów. Kiedy tak raz siedziałam na korytarzu nagle przypomniały mi się studia, zwłaszcza obrona projektu dyplomowego. Szpital projektowałam. Najbardziej podchwytliwe pytanie - "a jak pani rozdzieliła drogi pacjenta i zmarłego" ... mój projekt był nieco kosmiczny, więc i z takim rozdziałem problemu nie było. Teraz, niestety, przyszło mi przekonać się jak to na prawdę wygląda. Jednego dnia, kiedy siedzieliśmy z bratem przy łóżku Mamci, nagle padła komenda - "prosimy państwa o opuszczenie sali"  Przyzwyczaiłam się do tego, więc spokojnie usiedliśmy na korytarzu, tymczasem do sali wjeżdżały i wyjeżdżały różne urządzenia. Po jakimś czasie zjawiła się pielęgniarka z takim dziwnym wózkiem, na którym było coś w rodzaju szarej wanienki. Ooo, chyba będą kogoś kąpali, odezwałam się do brata, tylko dlaczego wanienka ma taki dziwny kształt. Za jakiś czas wózek jechał z powrotem, tylko ta dziwna wanienka była przykryta ... zrozumiałam i nogi wrosły mi w ziemię. Za kilka minut poprosili nas na salę. Na sali było jak gdyby nigdy nic, nikt z leżących pacjentów nawet się nie zorientował. Życie biegło dalej. Zrobiło mi się jakoś tak głupio, ja o projektach a tu rzeczy ostateczne. Dziwne to zawodowe skrzywienie, w dziwnych momentach się pojawia. Czasem, na przykład, jestem w jakimś kościele, nagle w środku Mszy patrzę na prezbiterium i co widzę - piękne, stare, wielkie cegły. Główka, wozówka, główka, wozówka, główka, wozówka, ooo - wiązanie polskie, czyli krzyżykowe . Ech człowiek to jednak niezbadana istota ...



Nasz OJOM, to tutaj Mamcia leżała.


Do szpitala Mamcię zabrało pogotowie, to był dla niej koszmarny stres, zwłaszcza znoszenie do karetki. Ze względu na układ schodów nie dało się na noszach, tylko w nosidełku, czyli po ludzku mówiąc, w worku z ceraty, która przypominała mi podłogę od namiotu ... ... brrr. Nie wrócę karetką, oświadczyła Mamcia, jak tylko poczuła się trochę lepiej. Problem był poważny, stres po zawale to nie przelewki. Ale, ale, od czego mamy naszych konstruktorów ! Nie martw się babcia, orzekł bratanek i razem z bratem zabrali się do twórczej, konstrukcyjnej pracy. Owocem była ich autorska konstrukcja, czyli zmontowany z kwadratowych rur szkielet, w który sprytnie wmontowali lekkie biurowe krzesełko. Cud, miód, malina - prawdziwa lektyka. Wypróbowali, hmmm, na mnie, a potem Mamcia, niczym Kleopatra, wjechała w lektyce na pierwsze piętro.

*

Na czas pobytu w szpitalu praktycznie całkiem wyłączyłam się z życia zawodowego. Mogłam, miał mnie przecież kto zastąpić. Nie zapomnę jak na korytarzu szpitalnym, w czasie przerwy na "akcję" oglądałam sobie w komórce zdjęcia wizualizacji, którą w biurze przygotował mój Bratanek. Osobliwe to były "konsultacje". Ciocia, włączyłem rendering, komputer pracuje a ja przyjechałem do babci. Czym sobie na to zasłużyłam? pytała Mamcia, gdy ciągle ktoś przyjeżdżał albo przychodził. No jak to czym ?!!!!!

A teraz może pokażę te pamiętne dla mnie wizualki parku.




.
Świetny jest w tym mój bratanek, rysunki wyglądają "jak żywe" fotografie.



.
Wykonanie rysunków, nawet bez nakładania faktur, to żmudne godziny, dni, a nawet tygodnie pracy. Popadło akurat na czas choroby Mamci.


.
Szczęściem renderowanie, to znaczy pokrywanie fakturami drucianego rysunku, można było niejako automatycznie, zaprogramować i wyruszyć do szpitala, a program to zaprogramowane liczył, liczył, zliczał, przeliczał i pracowicie pokrywał, co pokryć miał, asfaltem, trawą, wodą, betonem ...


.
Rośliny to odrębny rozdział, nie gotowce tylko z drobnych elementów pracowicie zmontowane. Jeszcze tylko "smaczki", czyli wieża, ludziki  i ... no nieeee !!! ja protestuję ! ja się na kaczki nie zgadzam !





od FB dostałam:)
uśmiecham się do Was


Świat wirtualny leżał odłogiem, podobnie jak praca i dom ... teraz powoli wracam do świata, nadrabiam zaległości, odwiedzam przyjaciół ... 

WRÓCIŁAM DO WAS I Z CAŁEGO SERCA DZIĘKUJĘ !
za obecność, za wsparcie, za modlitwę, za dobre myśli ...
Lżej człowiekowi, gdy wokół życzliwi ludzie.


Nie zapomnę słów wsparcia i pociechy ... tak bardzo potrzebowałam tej życzliwej obecności, tak bardzo potrzebowałam podtrzymania na duchu ... Będzie dobrze, powtarzałam sobie, a potem , w szpitalu, opowiadałam Mamci o tym, że jesteście. Pewnego dnia przeczytałam jej też wiersz, który napisał Damian, taka była wzruszona - prawdziwy wiersz o Niej! Czym sobie zasłużyłam ? zapytała ...

*

Szarość dnia rozjaśniasz słońcem
pisząc kolorowy list uśmiechem
szczebiotem zakochanych ptaków
przywołujesz rozkwit słodkich jabłoni

Nad twoim szczęściem
rozpościera się wielobarwna tęcza
most nadziei dla marzeń
zwyczajnych obłoków

Biała róża kwitnie w twojej dłoni
i pachnie wolnością sumienia
Muzyka motyli
porywa duszę do tańca....

Dzielisz codzienny chleb
na okruszki dobroci
swoim skromnym sercem
nie pomijając nikogo...

Dobrze jest być człowiekiem
który jest pieśnią życia
podarowaną innym
przez odwieczną miłość ...

27.06.17 
Damian 


*

JAK DOBRZE JEST MIEĆ PRZYJACIÓŁ ...


*


                        wszystkim z serca dziękuję - Malina M *                          
strona liiil  

GRZANKI, GRZANECZKI

$
0
0
jakie znowu grzanki ???
Tort powinien się zjawić, na powitanie gości ! ! ! i to porządny, domowy Tort Malinowy, po tak długiej Maliny nieobecności.


.
Tortu Maliny niestety niet,  na stole jest tylko substytut z cukierni.


*


ZAMIAST TORTU BĘDĄ WIĘC GRZANKI
  powitalne grzanki Maliny Hanki

Grzanka pierwsza - sucharek. Jednym słowem suchar, czyli bardzo stary, odgrzewany dowcip, z czasu studenckiej młodości Maliny. Dowcip podany oczywiście w wersji nieco zmodyfikowanej przez Malinę:

W pewnej parafii jegomość proboszcz znany był z krewkiego charakteru i wojowniczych kazań. Jak to w zwyczaju na tej parafii bywało, przysłano jegomościowi na praktykę kilku młodziutkich kleryków. Chłopięta nabożne pilnie przyglądały się życiu parafian no i pracy proboszcza. A że chłopcy inteligentni byli, to w lot jegomościa przejrzeli i dowcipy zrobić mu zaczęli. Działo się to jeszcze w czasach, gdy jegomoście kazania głosili z ambon. Na ambonę wychodziło się po schodkach, nad głową miało się baldachim, pod ręką balustradkę z białym obrusikiem, a przed oczami tłum wiernych. Co niedzielę proboszcz wychodził, groźnym wzrokiem po wiernych toczył i  grzmiał, grzmiał, grzmiał ! Tak było i tym razem. Proboszcz wszedł na ambonę, zaczął spokojnie, ale po chwili nie wytrzymał:

- znowu w parafii pełno nieślubnych dzieci !!!

Tu z całej siły walnął pięścią w biały obrusik. A pod obrusikiem ... zmyślni klerycy umieścili pinezki, na sztorc, główkami do dołu ... Ojjj !!! podniósł jegomość pokłutą rękę do oczu , odwrócił groźny wzrok i wrzasnął:

- do diabła ! znowu robota kleryków !!!

*


Grzanka druga - sucharek muzyczny. Jednym słowem zakazany owoc pokolenia Maliny - piosenka słuchana z wypiekami na twarzy, w tajemnicy przed rodzicami ... pocztówkowa płyta na adapterze Bambino, mgła na sercu i wyobraźnia hen, hen, gdzieś tam, w malinach ...


.


Ej, jakie pokolenie takie suchary ... chyba się naszym dzisiejszym młodym śmieszni wydajemy,  może nawet śmiesznie niewinni ...

*

Grzanka trzecia - sucharek fotograficzny. Jednym słowem, jedne z ostatnich zdjęć Maliny. Takie jakieś dziwnie proroczo nostalgiczne.






Wiosna jeszcze była, potem nastąpiła fotograficzna czarna dziura.







.
I znowu grzaneczka - tym razem jednak nie sucharek, ale świeżynka. I to
jaka smakowita świeżynka ! Lato, a z latem Chrzest naszej Oleńki.




Działo się, gdy mnie tutaj nie było, nie da się ukryć, działo ...


*


Grzanka ostatnia - suchar gastronomiczny. Jednym słowem pasztet z biurowej młodości Maliny. Oj tam, oj tam, już za dużo tych malinowych grzanek ! Malina do wyjścia marsz ! Co za dużo, to nudne ! Pasztet z młodości to możesz sobie, ale w następnym wpisie.

KTO LUBI GRZANKI - uśmiecham się pięknie - niech tu, dla odmiany, swoją zaserwuje i powitalne przyjęcie nam wszystkim umili :)


A TERAZ CAŁKIEM SERIO


Bardzo długo mnie tu nie było, całe lato. Ech, może to stąd te suchary i przywołana młodość ... Wtedy to byłam silna, wtedy to mogłam tak wiele, a teraz ??? Teraz jestem jak to pochyłe drzewo, na które choroby skaczą, jak wściekłe. Fakt, przy chorobie Mamci trzymałam się mocno, adrenalina poszła w ruch, jeszcze dużo mogłam wytrzymać, ale gdy Mamcia wróciła i do siebie powoli zaczęła dochodzić, mój organizm upomniał się o swoje ... i to solidnie się upomniał ! Jak nie żyły, to kręgosłup, jak nie urok, to (ojjj !) przemarsz wojsk ... Matuniuuu, dlaczego te wojska po moim kręgosłupie stadami i po nodze, i po żyłach, i po nodze ... no STOP ! ogłaszam koniec bycia lebiodą, wracam tu z uśmiechem. Co ma być z Maliną, to i będzie, najważniejsze, że siły dodaje mi uśmiech mojej, chodzącej już, Mamci.


*

Jak dobrze wrócić
D Z I Ę K U J Ę


*


                        wszystkim z serca dziękuję - Malina M *                          
strona liiil  

CICHO, CICHUTEŃKO

$
0
0
WIELKIMI KROKAMI ... 

skrada się najbardziej uśmiechnięty Święty,
a za nim truchcikiem podąża radosny Pomocnik...

Święty Mikołaj z Aniołkiem to wesoły, grudniowy tandem. Nie ma to tamto, pora ogarnąć się i w bój z tandemem ruszyć ! Czapki z głów !!! ... znaczy czapki na głowy i do boju ! i ruszać tymi głowami ! Nie da się ukryć, że im więcej serca, im mniej w kieszeni, tym bardziej głowa musi pracować, nie ma lekko, intelekt pora z lamusa wyciągnąć i niezłe wietrzenie "intelektu" temu zafundować. Biegusiem !




Mikołaj święty dzisiaj do mnie przybędzie, a jakże, nawet wiem co mi przyniesie ... pod poduszkę sprytnie schowa i moja w tym głowa, żeby prezent się nie roztopił , słodki prezent, czekoladowy. Podpatrzyłam jak w tajemnicy Mikołaj w konszachty wchodził z pomocnikiem. Prezent będzie. Mamcia też dostanie, aaaale będzie słodko ! dzisiaj mikołajowa noc a po niej czas przyjdzie na aniołkowe manewry ...

U nas w domu Aniołek to zmyślna bestyjka. Wigilia nie może zmienić się w akademię ku czci prezentów, czas na śpiewanie kolęd być musi, więc ... Aniołek radykalnie zmniejszył ich ilość i tak postanowił, że każdy z jego czeredki przygotuje dwa prezenty, no i ma się rozumieć dwa dostanie ... bo jeśli by tak każdy każdemu to ..... szkoda gadać, końca nie widać.
Losowanie się odbyło. Anielskie głowy w robocie.

Na blogu też już wesoły tandem w bój ruszył, uszy do czerwoności płoną i majstruje, majstruje ... Kto list do Mikołaja napisze, ten prezent dostanie. O !  Aniołek przyniesie mu na Święta. Adresować do świętego należy na Poste Restante Komentante (znaczy w komentarzu o wierszyk prosić). Pierwsze przymiarki trwają ... ooo - ja już prezent dostałam


Prezent dla Maliny Hani :
a "weź się" w końcu asani !!!  
"weź się" i z sobą nie pieść 
nie?! - to się wypchaj, cześć ! 


Eeee - taki prezent to hmmm, do (...) rymu. Chcę inny, napiszę zaraz list.


*


CICHO, CICHUTEŃKO  ŚWIĘTA IDĄ ...

Zima już doszła, mój obiektyw, pies na zimowe fotki, tylko  zwietrzył śnieg zaraz ruuuszył do boju, a ja, ma się rozumieć, kurcgalopkiem za nim. To nasz tegoroczny plon :








.
Zima się zagnieździła w górkach na dobre. W moich górkach.
Jedni mają pod górkę, inni pod słońce ...








jeszcze inni w podteksty brną, jak w koleiny,  i gubią sens
ale nic w przyrodzie nie ginie.




Co ma wisieć nie utonie, najwyżej spadnie na dół ...





.
A na dole pustynia ...




.
Świat błękitny i biały, liście posiwiały ...





.
Jakiś badylek gdzieniegdzie  wychynie ...




a jeszcze niedawno feeria barw !





Cichutko, cichuteńko Święta idą ...
aniołki się szykują, świerki chowają pod śniegiem

ooooo ! ten mi się nada !


*


                        z przyjemnością polecam - Malina M *                          
strona liiil  

UPSSSS !!! ...

$
0
0
O ! jakie urocze ups ...




i jakie smakowite !


Gorzej gdy nam "któś", albo "cóś", zafunduje zgoła inne upsss ... 
Ostatnio zafundował nam to Onet. Są tam nasze blogi, a jakoby już ich nie było. 31 stycznia to termin graniczny, potem upssss - nasze blogi fruuu, sruuu i zdematerializują się, jak duch ojca Hamleta, a nawet jeszcze bardziej, bo zwyczajnie przestaną istnieć.

Ech, a ja właśnie na Onecie zaczynałam blogowanie ... Z łezką w oku wspominam moje raczkowanie. To był taki trochę nietypowy blog, refleksje na temat życia pisane przez pryzmat historii fiołkowej świnki violuni (emoticon, więc z małej litery) i świerszcza Waldemara Drugiego Mącidreszczańskiego.




Zaczynałam pisanie pod przewrotnym nieco nickiem wstrętny liberał ... pod presją przyjaciół zmieniłam  jednak"imię" Tomasz nadał mi nick Miła Liberałka, a Krystyna nick Biruta, z połączenia tych dwóch stworzyłam sobie nick Biruta M Liberałka i pod tym nickiem pisałam kilka lat. Teraz to moje pisanie ma fruuu i sruuu i upssssss ... eeeech, do kitu z taką robotą!




Na pamiątkę "se" mogę zostawić - i tyle ...


Co było a nie jest nie pisze się w rejestr ... szczęściem można zapisać w formacie XML i skopiować na twardy dysk własnego komputera. Onet zadbał o to, podobnie, jak o poinformowanie nas pocztą meilową.




ŻEGNAJ WIĘC 
MÓJ PIERWSZY, SENTYMENTALNY BLOGU


Teraz pora zabierać się do zabezpieczania dobytku. Dla tych, co jak ja, muszą dochodzić "jak zacz to się robi " zostawię instrukcję ... nieco łopatologiczna ta instrukcja, ale ułatwi, a w każdym razie przyspieszy.

KROK PIERWSZY - logujemy się.


.
- wybieramy "Export"
- po kliknięciu podświetla się "Narzędzia" i pojawia tablica
- na tablicy zaznaczamy "Wszystkie treści"
- klikamy klawisz "Pobierz plik eksportu"



.
- pojawia się tabliczka z komunikatem
- zaznaczamy "Zapisz plik"
- klikamy OK



.
- przekierowuje nas na nasz komputer
- teraz musimy zaznaczyć gdzie plik na być zapisany, ja zaznaczyłam 
  "Pulpit" ale można dowolny katalog, w którym chcemy plik zapisać.
- klikamy "Zapisz"



.
- jak widać plik jest na pulpicie :)
- chowamy plik w miejsce, gdzie go potem odnajdziemy :) ja sobie 
   stworzyłam katalog "onet 2017" i tam schowałam.

GOTOWE!
mamy skopiowany blog


Teraz, w wolnej chwili, możemy sobie stworzyć nowy blog na wordpressie i tam zaiportować nasz plik. Blog się pojawi - wpisy i komentarze a nawet fotografie. Tylko szablonu nam nie przeniesie. A że Święta tuż, tuż, wolnych chwil brak, więc dopiero po Świętach opowiem, jak ten nowy blog na wordpressie stworzyć ...


POWODZENIA!

*


                        z przyjemnością polecam - Malina M *                          
strona liiil  

DZIELIMY SIĘ Z WAMI OPŁATKIEM

$
0
0
A W NIM SERCE 


posmarowałyśmy opłatek miodem, 
tak każe tradycja naszego domu




Dzielimy się z Wami świątecznym ciasteczkiem, w nim też kropla miodu i słońce, wyczarowane z landrynki. Niech pachnie domem, niech smakuje dzieciństwem ... niech się bam buzie uśmiechną do tego ciasteczka.

*

W tę cichą, jedyną, Świętą Noc
bądźmy żłóbkiem, w którym narodzi się Jezus
bądźmy żłóbkiem, w którym narodzi się Dobro

i gwiazdą, która noc ciemną rozjaśni,
i kromką chleba, i złotym piernikiem ...
radością osiołka, śmiechem dzieciństwa
i koroną, co spadnie nam z głowy,
bo właśnie przestaliśmy być ważni

W tę cichą, jedyną, Świętą Noc
bądźmy domem, którego drzwi otworzy Bóg
bądźmy domem, do którego wejdzie Człowiek



.
Ubrałyśmy z Mamcią choinkę dla Was, najprawdziwszy świerk, prosto z zaśnieżonego, sudeckiego stoku. W pudełeczku zamknięte dla każdego coś osobistego ... co? oooo, to każdy sobie zobaczy, jak rozpakuje.







.
A taką wesołą kartkę dostałam w prezencie od mojej Izby.
Hmm - perspektywicznie rzecz ujmując, w moim przypadku, bałwan jest tu świątecznym atrybutem ... jak najbardziej na miejscu.


*

POWRÓT DO PRZESZŁOŚCI

*
JEDYNA TAKA NOC ...
i nasze życzenia na tę Noc
wyczarowane dla Was



Niech niebo, pod którym żyjecie, będzie jak chleb.
Niech ziemia pod waszymi stopami, będzie jak chleb.
I dom, który tworzycie, będzie, jak chleb.
ROK 2016

*



to właśnie dzisiaj, to właśnie w sercu, to właśnie tu ... 
ROK 2015

*




.Było wiele nocy, ale ta noc od innych była inna ...
Było wiele stajni, ale takiej jak ta, nie było i nie będzie.
Było wiele matek, ale Ta została Matką Boga.
ROK 2014

*




Po drugiej stronie Nocy kolęda otwiera drzwi serca.
Bóg staje się Człowiekiem, łza spada płatkiem śniegu
ROK 2013 

*



z blogowymi Przyjaciółmi i blogowymi Oponentami
dzielę się odrobiną Chleba i odrobiną Światła
ROK 2012


*

            

by ta Noc Wigilijna była cicha, była święta …
pokój dała sercu i myślom, dłoniom szczodrość i blask oczom.
ROK 2011

*


   

Niech ta Święta Noc przyniesie nadzieję od Tego, który jest
i który w tę Świętą Noc w szczególny sposób przychodzi …
ROK 2010

*

  
Na onetowym blogu ubrałyśmy z violunią choinkę, nawet dwie choinki … może nie tak piękne, jak w reklamie, ale za to prawdziwe, ośnieżone … no i ubierałyśmy własnoręcznie … każdą lampkę zapaliłam sama i powiesiłam bombki … a violunia gwiazdeczki 
 ROK 2009

*


Takie to były moje życzenia dla Was i dla wszystkich Wędrowców, którzy w tym świątecznym czasie odwiedzali moje blogi… Czarowaliśmy wespół w zespół, oczywiście najpierw czarował mój obiektyw, dopiero potem "ja siama" ma się rozumieć w imieniu swoim i Mamci.


WESOŁYCH ŚWIĄT
BÓG SIĘ NAM RODZI

*


                        z przyjemnością polecam - Malina M *                          
strona liiil  

NA TEN NOWY ROK

$
0
0
 


.
A a ponad to - dla sympatycznych Komentatorów
od sympatycznej ;o) niewątpliwie, panny Maliny
pucio, pucio



.
czyli mniam, mniam


rajski torcik, z rajskich orzechów
żadnych smutków, dużo uśmiechów
i na dodatek trochę szampana :)
lampka dla Pani, lampka dla Pana
 ...


a na dokładkę jeszcze życzenia
      niech się spełniają Wasze marzenia:




te dawne, z dziecięcych lat
z piernikowym domkiem Jasiem i Małgosią



i te dorosłe, nie zawsze realne
z bratkiem, co życzliwością na śniegu zakwita



NIECH WAM NIEMOŻLIWE
STAJE SIĘ MOŻLIWE 


*
OBY NAM SIĘ ...
a że działo to armata
oby nam się armatało !
z całej siły i na szczęście
na ten Nowy Rok
:)



                        z przyjemnością życzę - Malina M *                          
strona liiil  

WIELKA, WIĘKSZA

$
0
0
NAJWIĘKSZA !




WIELKA - od zawsze
WIĘKSZA - z każdym rokiem

NAJWIĘKSZA  - sprawmy, by była tym razem !!!
a potem wpadnijmy w nałóg, po same uszy ! i co rok, to ... a nie, nie, nie prorok, tylko nowy rekord ...  niech się nam rekordy jak te króliki mnożą !

Cieszmy się, grajmy, dzielmy tym, co nam zbywa i tym czego nie dostaje. Dzielmy się sercem, pieniędzmi, czasem ... kto może na ulicy, kto nie, to w domu, publikujmy na fejsie, ćwierkajmy na twitterze !


 

Jeden hasztag to 5zł od Mastercard. Mało? Ależ skąd ! to tylko ziarenko, ale przecież wielka pustynia z małych ziarenek się składa ...

*

Dzisiaj wyższa matematyka - mnożenie odbywa się przez dzielenie, ułamki serca procentują jak szalone, pierwiastek dobra dominuje nad różniczkami, a wieczorem światełko poleci do ... + Nieskończoności !!!!

*


               z przyjemnością zachęcam do grania - Malina M *               
strona liiil  

WSPÓLNE I NAJPIĘKNIEJSZE

$
0
0
FOTOGRAFIE

Dzisiaj, w dniu Babci wysypuję z kasetki pożółkłe zdjęcia, wyciągam stare albumy ... Nigdy nie zapomniałam pamiętać o Nich, o moich ukochanych Babciach i Dziadkach ... Patrzą teraz na mnie i pewnie się gdzieś tam do mnie uśmiechają. Melduję posłusznie - nieodrodna ze mnie wnuczka, po części Sieniawianka, po części Złoczowianka, słowem ... Kresowianka !

Babciu - melduję posłusznie, że wprawdzie wdzięk, szarm i szyk to, hm, u mnie tak raczej średnio, za to studzieninę robię tak samo jak Ty, gołąbki też z Twojego przepisu i babki drożdżowe, i makownik ... aaaa - nugat też czasem robię, ale wiesz, opłatków nie ma, robię w waflu ... i żebyś Babciu wiedziała: ciasto na ruskie pierogi wałkuję złoczowskim wałkiem Prababci Ludwiki, falbaniaste są te moje pierogi iście po złoczowsku.

Dziadziu - melduję posłusznie: do dzisiaj dla mnie Bóg Honor i Ojczyzna, do wroga zawsze prosto w oczy, nigdy zdradziecko i w plecy. Tylko ten Wasz Kodeks Honorowy ciągle nie przestaje mnie intrygować. Ale byś się zdziwił - otwierasz telewizor a tu pan, cały dumny jak paw, bo innego pana zwerbował, a ten zwerbowany cały szczęśliwy bo przyjaciół zdradził po cichu i w najmniej odpowiednim momencie nóż w plecy im wbił. Taka to Dziadziu dzisiaj sława i chwała, takie dzisiaj kodeksy inaczej honorowe. Nauczyłeś swoją Zazulkę Pieśni Legionów, pokazałeś mi okropności wojny, zdążyłeś przed nią ostrzegać, nie zdążyłeś tylko powiedzieć, że polityka to panna lekkich obyczajów. Dzisiaj polityka to królowa a jej fraucymer ... ech czegoś takiego wyobrazić sobie byś pewnie nie mógł. Wiesz, nie martw się, że wyzywają mnie od katolików i patriotów drugiego sortu, To tylko słowa, ja jestem taka jak Ty.

I wiesz co jeszcze - do dzisiaj mówię "na murku" kiedy nie mam zamiaru czegoś zrobić, "pisz pan na Berdyczów" też zdarza się, że bywa w użyciu. U mnie z pieniążkami, jak u Ciebie, zwykle "drobne wyszły a grube się powściekały" tylko debety jakoś nie chcą ani wyjść, ani się wściec i z całej siły się mnie trzymają.

Ale, ale, wpis miał być przecież o fotografiach ! No to teraz o rodzinnych fotografiach będzie. I o najpiękniejszych, i o tych wspólnych ze mną. Z najpiękniejszych ułożyłam albumową kartę




7 POKOLEŃ
Dziewczyny z mojej rodziny


1 - Praprababcia Bezimienna*
2 - Prababcia Ludwika,
3 - Babcia Waleria,
4 - Mamcia Danusia
5 - ja, czyli Hania
6 - moja Bratanica Marzenka
7 - córeczka Bratanka Oleńka

* Praprababci imienia nie zna nikt z rodziny, a to z powodu zawziętości pradziadka Franciszka. Pradziadzio tak się wściekł, gdy został wydziedziczony z powodu mezaliansu z biedną sierotą Ludwiką, że swoim dzieciom nie przekazał żadnych dokumentów, historii, nawet imion dziadków.  Pradziadzio wprawdzie miał siostrę, ale ta zmarła w młodym wieku na galopujące suchoty. Ech, przez pradziadkową zawziętość tylko siedem pokoleń, siedem fotografii ma moja albumowa karta.


FOTOGRAFIE WSPÓLNE:
BABCIA, DZIADZIU, JA


.
To moje najpiękniejsze, wspólne zdjęcie z Babcią
moją kochaną Babcią Walerią.

Umarła jak miałam 5 lat. Nie pamiętam Jej twarzy, ani rąk ani spojrzenia, nie wiem jak pachniała i jakie piosenki śpiewała mi do poduszki. Podobno byłam Jej oczkiem w głowie. Podobno kochałam Ją małpią miłością, graniczącą z uwielbieniem. Podobno pierwsze samodzielne kroki postawiłam, żeby do Niej pobiec


.
To moje najpiękniejsze, wspólne zdjęcie z Dziadziem
moim kochanym Dziadziem Romualdem


.
Ja to ten pulpet z jasnymi włosami. Mój Dziadziu przypominał zupełnie profesora Zina. Właściwie to On nas wychowywał. Rodzice pracowali a Dziadziu był z nami cały dzień. On brał nas na kolana, opowiadał bajki a potem opowiadał prawdziwe historie ze swojego życia, o wojnie, o przyjaźni, o honorze, o wartości i znaczeniu słowa, o Lwowie, o Kresach, o Złoczowie, o Marszałku, nawet o pojedynkach.  Wiem - już o tym mówiłam ale dzisiaj sobie jeszcze świątecznie powspominam.



NA KONIEC




specjalny gatunek
DLA WAS - ODE MNIE


*


                        z przyjemnością polecam - Malina M *                          
strona liiil  

BAJKA BEZ MORAŁU

$
0
0
A MOŻE Z MORAŁEM ?

O KOTKU, CO SOBIE RAZ,
GDZIE NIE TRZEBA, BYŁ WLAZ (Ł)


wlazł kotek na drzewko i mruga
droga powrotna coś dłuuuuga ...
oooj, długa !!!

płotek sobie, kotek sobie,
płot na dole, a kot w górze,
frrrrru !!!




Bo to jest kot wysokich lotów, z najwyższej kociej półki !
podwórkowe płoty ten kot ma w głębokim poważaniu.
On miał bonę, on ma ochronę,  frrrrru !!! se może, niebożę, co kce.




Upsss - a to co takiego? czyżby kotek  miał ochotę podgryźć gałąź, na której siedzi ... To wielce prawdopodobne. Jak historia uczy, te z wysokiej półki tak mają, że często komuś, a czasem sobie, podgryzają.




wlazłeś, to wlazłeś, jest demokracja
ja to nawet rozumiem ...
hmmm - chciałeś jak orzeł

tylko kotku - l i t o ś c i i i i i !
dlaczego akurat na brzozę ? !!!



*


                      włażenia na brzozę nie polecam - Malina M *                  
strona liiil  

MIAŁA BYĆ SZOPKA

$
0
0
A JEST CYRK



Proszę - takie piękne zaproszenie dostałam !


Cud, miód, malina i kurdybanek ! ! !  idealne dla mnie: i szopka, i kostium, i rekonstrukcja, i maski, i .... i nici z tego wszystkiego !

zamiast zawodowej szopki - domowy cyrk
zamiast szykownego kostiumu z epoki - szykowny szlafrok z odzysku
zamiast architektonicznej rekonstrukcji - medyczna renowacja (!)
zamiast wirującej sali balowej - statyczna kanapa z poduszką
zamiast czarującego pana wodzireja - czarujący pan doktor
zamiast środków rozweselających - przeciwzapalne i przeciwbólowe

ech, pech
wrrrrrrrr

Gdyby na mojej nodze była jedna rana, to bym chćby boso, na ten bal dotarła, ale jedna rana duża, plus trzy rany nieco mniejsze, to już nadmiar szczęścia, nawet taki kamikadze i tytan optymizmu, jak ja, nie poradzi ! Rekonstrukcji nie będzie, maska najwyżej przeciwsmogowa, bo sąsiad po drugiej stronie ulicy czymś paskudnym pali. Kankan to i owszem, nawet w koronkowych niewymownych, być może, ale nie na sali, tylko w kuchni, przy zupie pomidorowej ...

uuuuuu ... buuuuuu ...
czy ja zawsze muszę być taka oferma ?

*

Na poprawę nastroju sobie wspomnę ...






Od kołyski bale lubiłam ... maskowe


*


                                eeeech - Malina M *                            


BŁAZEN A SPRAWA POLSKA

$
0
0
nie mam tu na myśli błazna współczesnego, politycznego ...
tych, to nam nasiało bez liku, każdy własne oczy do patrzenia ma, więc niechaj sam patrzy. Nie mam też na myśli słynnego królewskiego błazna, Stańczyka, o tym już historia tomy zapisała. Ja opowiem o pierwszym, znaczącym dla naszej historii błaźnie, o błaźnie książęcym Jakubie Tao.



książę Bolko II świdnicki

Jakub Tao - postać historyczna, obrosła legendą. Do dzisiaj historycy toczą o błazna spory i pewnie toczyć będą, ale mniejsza o spory. Jakuba Tao (Thau) spotkałam na swojej drodze jeszcze w dzieciństwie. Wyglądał do mnie z kart pierwszej historycznej książki, którą w życiu przeczytałam. Wyglądał, przyciągał jak magnes ... wziął nawet za rękę i poprowadził w średniowieczny świat. Zaprowadził na książęcy zamek możnych Piastów.

O jakiej książce opowiadam ? O "Rapsodii świdnickiej" Władysława Jana Grabskiego. O mądrej i ciekawej książce, napisanej piękną polszczyzną.

Byłam małą dziewczynką kiedy mamusia zdjęła z półki dwie, jak mi się wydawało, strasznie grube księgi i powiedziała - przeczytaj, na pewno ci się spodoba. Spodobało się, i to jak !!! Książka była dla dorosłych, ale świat wyobraźni dziecka jest tak chłonny i tak kreatywny, że czego nie zrozumie, to sobie sam wytworzy. Jak zahipnotyzowana wędrowałam za autorem w średniowieczny świat, świat wcale nie mroczny, a pasjonujący. Mieszkałam z kowalem i jego dziećmi na starym podgrodziu, żyłam w średniowiecznej chacie, umierałam ze strachu, gdy zbliżała się zdradliwie czarna śmierć, chodziłam po wielkich i pustych komnatach książęcego zamku i płakałam jak bóbr, gdy królewski błazen podczas wesołej zabawy, pechowym rzutem kamienia zabił maleńkiego Bolka, ostatniego księcia świdnickiego. A potem zapragnęłam na własne oczy zobaczyć chociaż cegły z dawnego zamku ... wyobrażałam sobie, że pamiętają i srogiego księcia, i mądrą Agnes, i książątko. Z wypiekami na dziecięcej buzi oglądałam prawdziwy "błazeński kamień".



ooo - to ten kamień, 

W rzeczywistości to krzyż pokutny Jakuba Tao z wyrytymi inicjałami J.T. i datą - 1347. Historycy w większości datują krzyż na XIV wiek, chociaż ... pojawiają się głosy, że może być późniejszy, nawet siedemnastowieczny.

Do głowy mi wtedy nie przyszło, że później, w dorosłym życiu przyjdzie mi ponownie spotkać książęcego błazna ... Historia, jak to historia, koło zatoczyła, ziemie Księstwa Świdnicko - Jaworskiego na powrót są polskie, nasi Piastowie  spoczywają w Krzeszowie ... a Krzeszowem zawodowo zajmuję się ja. I kto by pomyślał, że ta mała, ciekawska, dziewczynka w dorosłym życiu spędzi wiele, wiele lat nad projektami przywrócenia świetności miejsca, gdzie do dzisiaj spoczywają bohaterowie z jej ulubionej książki - Bolko II, Agnes Bolkowa i ich maleńki synek Bolko III. Kto by pomyślał, że na mojej drodze stanie krzyż pokutny Jakuba Tao, książęcego błazna, który rzutem kamienia pozbawił księstwo ostatniego dziedzica, że będę w tekstach źródłowych szukała odpowiedzi: prawdziwa to historia, czy tylko legenda.


ZAMEK KSIĄŻĘCY
ŚWIDNICA

Najpewniej istniał już w końcu XIII w. Budowla ta była wzniesiona na najwyższym miejscu w mieście. Chyba nie była zbudowana z materiałów trwałych, bo spłonęła w 1313 roku podczas wielkiego pożaru, który strawił całe miasto. Książę Bernard, syn Bolka I-go, odbudował zamek i włączył go do systemu obronnego miasta. Zamek ze względu na bardzo małe rozmiary, pomimo, że pełnił rolę siedziby księżnej i jej dworu, nazwany był po prostu domem. Po śmierci księżny Agnieszki (1392 r.) zamek przestał pełnić funkcje rezydencjonalne. Królowie czescy osadzali tu swych burgrabiów. Późnej wraz z lennem był oddany w dzierżawę. Wielokrotnie w dziejach go zdobywano. Wyglądu zamku średniowiecznego nie da się już odtworzyć, ale wiadomo że nie był oni ani duży ani warowny. Późniejszy, renesansowy był już obszerniejszy. Posiadał zabudowę złożoną z trzech skrzydeł. Od miasta oddzielony był murem z dwiema czworobocznymi wieżami po bokach. Ten właśnie widać na  mapie Świdnicy z 1650 roku. Jeszcze wtedy istniał w takiej właśnie formie. Nawiasem mówiąc na tej mapie pięknie pokazane są późniejsze fortyfikacje, jako że Świdnica była warowną twierdzą.

Zamek świdnicki nie przetrwał do naszych czasów, pozostało po nim tylko kilka pamiątek. Stał w północno-zachodniej części miasta, przy Bramie Strzegomskiej. Na mapie zaznaczyłam kolorem i literą "A". Z Bramy Strzegomskiej  zachowała się basteja, a z zamku fundamenty i część piwnic, na nich postawiono później kościół (obecnie Zielonoświątkowy). A ja jako dziecko myślałam, że ta basteja to zamek, co świdnickiego Bolka pamięta ... i książątko, i błazna.




.
Błazen został stracony poza murami, tuż za bramą, Nie była to jednak Brama Strzegomska, przy zamku, a Brama Kapturowa. Zaznaczyłam ją tu literą B. Fortyfikacje są późniejsze ale Brama Kapturowa istniała już w XIV wieku, była jedną z siedmiu bram prowadzących do miasta. Miejsce stracenia błazna zaznaczyłam czerwonym kwadracikiem. Kto zna Świdnicę łatwo zlokalizuje - zdarzenie miało miejsce na dzisiejszym Placu św. Małgorzaty. Tam kamień do dzisiaj stoi. Tylko litery nieco się zatarły.

A Piastowie świdniccy spoczywają w Mauzoleum w Krzeszowie


MAUZOLEUM PIASTÓW
KRZESZÓW

Mauzoleum to obiekt niezwykły,  nawet w swoim planie ma widoczne znaczenie symboliczne. Dwie jego części - dwie oddzielne kaplice, dwa centralne układy z kopułami, to jakby dwa księstwa: świdnickie i jaworskie. Cała budowla w rzucie wygląda jak mitra książęca a przylegająca od wschodu mała kaplica Marii Magdaleny z Grobem Pańskim stanowi jej zwieńczenie. Półkoliste zamknięcie prezbiterium świątyni przypomina natomiast głowę książęcą, ozdobiona tą mitrą.




Na rzucie Bazyliki zaznaczyłam ciemniejszym kolorem Mauzoleum Piastów. Dwie kaplice to B1 I B2, w każdej z nich usytuowano sarkofag księcia (czerwony prostokąt), odpowiednio w kaplicy B1 księcia Bolka I-go, w kaplicy B2 księcia Bolka II-go. Mauzoleum usytuowane zostało po wschodniej stronie bazyliki. Stąd wschodzi codziennie słońce, traktowane za symbol Chrystusa - światłości świata.





.
Z zewnątrz mauzoleum raczej nie rzuca się w oczy. Niższe o 20 metrów od  kościoła jest czymś w rodzaju przybudówki do świątyni. W zasadzie oglądanie obiektu z zewnątrz nie jest dla zwiedzających możliwe, nooo, chyba że się robi siostrom projekt i ma siostry zaprzyjaźnione, wtedy łap za obiektyw i hyc - do ogrodu! w maliny, znaczy w pomidory ! Klasztor jest klauzurowy, więc hycanie nie dla każdego :) Zdjęcia mi wyszły średnio, ale zamieściłam, bo nie spotyka się zbyt wielu ujęć od tej właśnie strony.  Popatrzcie - od zewnątrz forma obiektu, zwłaszcza ukryty płaski dach, w ogóle nie sugeruje istnienia w środku  kopuł. Świadczą o nich tylko dwie latarnie w formie małych wieżyczek. Na wieżyczkach pierwotnie znajdowały się orły. Orły siedziały na czerwonych poduszkach, miały mitry książęce na głowach, a w szponach trzymały berła i miecze.



.
Od tej strony wyraźnie rysują się okrągłe kaplice, widać też maleńką kaplicę Marii Magdaleny z Grobem Pańskim. Do środka mauzoleum wchodzi się od północnej strony, za widocznym tu murem.




.
Na planszy kolorystycznej widać wejście, widać też dobrze proporcje bryły mauzoleum względem bryły kościoła. Właściwie tak pełny widok można zobaczyć wyłącznie na rysunku, obiekt otoczony jest murami i nie ma takiego miejsca, by całą bryłę perspektywicznie pokazać na fotografii.




Podobnie ma się rzecz z widokiem od wschodu. Te rysunki to nie jest inwentaryzacja, tylko projekt kolorystyki elewacji. Jak popatrzycie wyżej, na fotografię od strony ogrodu, to widać tam fragment kościoła, kolory są dokładnie odwrotne, jasne pilastry, żółte tło ... nowa kolorystyka wraca do pierwotnej, barokowej kompozycji. A tło rysunków jest czarne, bo to zrzuty z mojego monitora.

Teraz wchodzimy do wnętrza. Wewnątrz mauzoleum panuje niezwykły nastrój, można odnieść wrażenie, że nie znajdujemy się w kaplicach grobowych, ale w reprezentacyjnych, barokowych salach. To efekt kolorystycznej dekoracji, która wraz ze światłem, wpadającym przez wielkie okna i dwie latarnie w kopułach, stwarza niezwykłą scenerię. Powierzchnie ścian i kolumny są marmoryzowane, czyli pokryte stiukiem, imitującym marmur. Barwne kompozycje występują na ścianach i łękach, szczególnie wiele różnych odcieni barw czerwonej i różowej mamy na gzymsach, rzeźby są białe, co też jest zasługą stiuku. Niesamowite - na oko wygląda, że króluje tu kamień, a tak na prawdę "prawdziwa" jest tylko posadzka, wykonana z sześciobocznych płyt szarego marmuru.




.
Mauzoleum Piastów powstało w osiemnastym wieku. W roku 1734 było już pod dachem, miało też część wyposażenia rzeźbiarskiego. W roku 1735 Włoch Ignacy Albert Provisore rozpoczął pracę nad sztukateriami i nad marmoryzacją. W tym samym roku Jerzy Wilhelm Neunhertz, wnuk  słynnego malarza Michaela Willmanna, ukończył freski na obu kopułach. 
Przeniesienie szczątków książęcych nastąpiło 30 maja 1738 roku.

W mauzoleum znajdują się trzy nagrobki: dwa książęce i jeden rycerski. Ich tumby, czyli dolne części w kształcie skrzyń, wykonano w okresie budowy mauzoleum. Płyty wierzchnie z postaciami zmarłych są natomiast oryginalne i powstały tuż po ich śmierci.



.
Nagrobek Bolka I znajduje się w kaplicy północnej. Ze średniowiecznego nagrobka zachowała się tylko górna płyta. Analiza  przeprowadzona przez historyków sztuki wskazuje, że płyta wykonana została  krótko po śmierci księcia, a więc już na początku XIV wieku. Książę ma na sobie kolczugę, widoczną najlepiej tuż poniżej szyi, na nią nałożona jest tunika, spięta ozdobnym pasem. Na ramiona ma narzucony i zwisający na boki płaszcz. W prawej ręce trzyma wzniesiony miecz, w lewej tarczę z orłem Piastów Śląskich. Przy głowie, ponad tarczą leży hełm, u stóp księcia lew - symbol siły i waleczności, którymi to cechami odznaczał się Bolko I-szy.




Nagrobek Bolka II-go stoi symetrycznie względem pomnika Bolka I-go, w  kaplicy południowej. Ze średniowiecznego sarkofagu zachowało się tu znacznie więcej, nie tylko postać księcia, ale kilka dekoracji na bokach barokowej tumby: figurki i tarcze herbowe. Książę wprawdzie leży, ale gdyby podnieść płytę i postawić pionowo, okazałoby się, że przyjmie on postawę stojącą i to w pełnym majestacie. Tak powinien zaprezentować się na Sądzie Bożym, taka idea przyświecała twórcom średniowiecznych nagrobków. Rzeźba Bolka II posiada wiele jego cech osobistych. Książę miał przydomek Parvus - Mały, nie był dużego wzrostu. Ubrany jest w zbroję, stosowaną w połowie XIV wieku, tak zwany pancerz płytowy, w lewej ręce trzyma tarczę ze śląskim orłem, w prawej mizerykordię - mały mieczyk, który służył do oszczędzenia ciężko rannym długiej męki przed śmiercią. Do zbroi zamocowany jest łańcuchem wielki miecz. Cudnie kędzierzawe włosy miał nasz książę pan, jego głowa przyozdobiona jest mitrą i spoczywa na hełmie rycerskim. Po głową klejnot. Pod stopami Bolka II, na szerokiej przepasce, narzuconej na towarzyszącego księciu psa, herb dolnołużycki, czyli tur. U stóp księcia mały lew, oznaczający waleczność oraz pies, symbol wierności Bogu i ... sprawie polskiej, czyli dziadkowi Władysławowi Łokietkowi i wujowi Kazimierzowi Wielkiemu

Teraz kilka słów o herbach. Herb rycerski składa się z czterech części: tarczy, na której umieszczone jest godło i hełmu, na którym umieszczony jest klejnot. Herby wywodzą się ze znaków rozpoznawczych, jakich używano w czasie bitew. Znaki były potrzebne, bo rycerz w zbroi i hełmie tracił cechy umożliwiające rozpoznanie go z daleka. Tarcza z godłem w czasie walki zmieniała często swoje położenie, dlatego znaczenia nabrał specjalny znak na hełmie - tak zwany klejnot. Z czasem te elementy stawały się częściami herbu. W przypadku książąt śląskich godłem był czarny orzeł na złotym (żółtym) tle, zwrócony heraldycznie w prawo, czyli w lewo, dla patrzącego na tarczę. Miał on charakterystyczną cechę - przepaskę w formie półksiężyca, biegnącą przez jego tors i skrzydła. Klejnotem mogły być dwa pióropusze, jak u Bolka I, pół orła śląskiego, ornament z czerwono-białej szachownicy, jak u Bolka II, lub orzeł wzbijający się do lotu.




.
To fotografia mauzoleum z lat 1920-30. Dobrze widoczna jest tu barokowa kompozycja i zamysł upamiętnienia postaci. Sarkofagi stoją symetrycznie przy środkowym słupie. Epitafia obu książąt znajdują się w supraportach, ponad portalami prowadzącymi do kościoła. Epitafia są do siebie bardzo podobne, to wymóg  barokowej kompozycji. Bez symetrii nie ma baroku.




W dolnej strefie każdej supraporty znajduje się płaskorzeźbiona
podobizna księcia, umieszczona w owalnej ramie - kartuszu. Z boków ram dwa orły podtrzymują dziobami zwieńczenia kartuszy: mitry książęce. Wykonane z białego stiuku mocno kontrastują z czarnymi płytami. Przy dolnych narożnikach supraport, na wygiętych gzymsach wieńczących półkolumienki, umieszczono pary aniołków, trzymających atrybuty cnót zmarłych Bolków. Zewnętrzne putta trzymają rogi obfitości, wysypują z nich kwiaty i owoce ziemi. W najwyższych strefach  supraport znajdują się panoplia, czyli dekoracje złożone z elementów uzbrojenia. Widać to na poprzedniej fotografii. Mamy tu hełmy rycerskie z pióropuszami, miecze, halabardy, chorągwie i piki. Świadczą o waleczności i męstwie książąt.

W narożnikach mauzoleum stoją cztery rzeźby niewiast. Dwie z nich to książęce żony. Obie księżne, w przeciwieństwie do mężów, nie zostały pochowane w Krzeszowie. Mają tu tylko swoje posągi.



Agnes. Filia Leopoldi VIII. Mrch. Austriae -
Agnieszka, córka Leoplda VIII, arcyksięcia Austri


Żona Bolka II-go. Postać przedstawiona bez historycznej wierności - w barokowej, bogatej sukni. Przy księżnej paź z kartuszem herbowym, na nim herb Habsburgów z XIV wieku, z tego rodu, pochodziła księżna Agnes. Agnieszka - żona Bolka II-go spoczęła w Świdnicy.



Beatrix. Filia Ottonis Longi March. Brand. -
Beatrycze, córka Ottona Długiego, margrabiego brandenburskiego 

Żona Bolka I - Beatrycze, po jego śmierci wyszła ponownie za mąż i nie ma pewności gdzie została pochowana.  Towarzyszy jej paź z kartuszem herbowym. Na kartuszu herb rodowy księżnej pani - lew Askańczyków, władających do XIV wieku w Brandenburgii.




.
Wreszcie najbardziej z błaznem Tao związania postać czyli książątko, ostatni świdnicki Piast - Bolko III. W przedstawieniu postaci książątka widać wyraźne nawiązanie do historii (legendy?). Napis wyżej głosi:

"W kwiecie wieku przekwitł dotknięty raną śmiertelną i padł ofiarą śmierci najmiłościwszego księcia świdnickiego Bolesława syn Bolesław, przesławnego rodu nadzieja przesławna... "

Z treścią napisu wiążą się obie rzeźby. Większa, po lewej stronie, to personifikacja Wieczności - niewiasta trzymająca w lewej ręce atrybut: węża w kształcie obręczy, pożerającego samego siebie. Prawą ręką wskazuje Niebo oraz górną część obelisku, gdzie aniołek trzyma kartusz z książęcym monogramem (tego na moim zdjęciu nie widać). Prawa rzeźba to umierające putto - symbol Bolka III, który miał ponieść śmierć w wieku kilku zaledwie lat, uderzony kamieniem w głowę przez naszego błazna. Stąd wyraźne znamię - wgłębienie na czole aniołka, tuż nad jego prawym okiem. W lewej ręce putta wygasła świeca - symbol zakończonego życia. Z prawej ręki aniołka wypada mitra książęca, oznacza to koniec dynastii świdnicko-jaworskiej.




Trzecia piękna niewiasta - Wisio Dei, alegoria Opatrzności Bożej.
W prawej swej ręce trzyma róg obfitości, z którego sypią się winne grona i róże. W lewej ręce wznosi do góry trójkąt z okiem - symbol Trójcy Świętej. Czwartą, której zdjęcie mi nie wyszło, jest alegoria Miłości - Amor Dei. Personifikacja Miłości ma na piersi tarczę z literami IHS, od których rozchodzą się promienie. W lewej ręce ma duże, gorejące serce, przebite strzałą miłości. Oczywiście nie tylko niewiasty mają tu swoje posągi.




Przy ołtarzu wszystkich Świętych stoją po bokach duże rzeźby dwóch archaniołów: po lewej stronie Michała, po prawej Rafała. Michał trzyma w lewej ręce najbardziej dla siebie typowy atrybut - ognisty miecz.




Rafał przedstawiony jest w stroju podróżnym, z długim kijem w ręce i z rybą u lewej nogi. Na piersiach płaszcza ma dwie muszle, u boku małe naczynie na wodę, natomiast ryba ma dużą, otwartą paszczę z widocznymi zębami. Wiedzieliście, że uznaje się archanioła Rafała za patrona przewodników ? Ja nie wiedziałam.

Wszystkie te rzeźby do dzisiaj zachwycają pięknem, wiemy, że są dziełem wybitnego rzeźbiarza Antoniego Dorazila, zresztą tego samego, który wykonał przepiękny prospekt organowy w bazylice.

Upsss - to się dopiero rozpisałam, ale obiekt , przyznacie, pokazania ze wszech miar wart jest ! Zarówno w kompozycji architektonicznej, jak i w barwach wystroju nie ma na Śląsku podobnego, a w Europie pewne analogie odnaleźć można jedynie w kilku dziełach włoskiego baroku. Jednym słowem - mauzoleum to prawdziwa perełka. Czy można się więc dziwić, że mój obiektyw, olśniony tym przepychem, lekko zgłupiał ? Alabastrowe biele tak wyprowadziły go z równowagi, że musiałam jegomościa za rękę i  jak za dawnych czasów - żadnych tam takich automatów, pani każe, sługa musi ...   

*

A błazen gdzie ?
no, współcześnie błaznów nasiało bez liku,
a jak się mają do sprawy polskiej,
to już każdy własne oczy ma i widzi ...


*


                        z przyjemnością polecam - Malina M *                          
strona liiil  

JAK ZWYKLE !

$
0
0
(*z pamiętnika violuni - reaktywacja)
wrzasnęła moja violunia

- miała być wiosna, a będą jaja na choince !!!
- jakie znowu jaja ?
- nie wiesz ? no jak berety, nie, nie dziergane - malowane. Święta idą,
  jakbyś nie wiedziała, czas na wiosenne porządki a tu wrrrrr pada i pada, 
  padalec jeden ! weź się i daj mi coś na nerwy
- a bierz co chcesz ! ... robię projekt, słoń mi coś na inteligencję nadepnął:
  przejścia mi wyszły za wąskie, dojścia za długie, klapa! nie, nie dymowa,
  totalna, nie przeszkadzaj, nie mam cza ...

No to wzięła ... zdjęcia ! wiadomo, moja krew. Wzięła i od razu ruszyła w bój, znaczy mężnie postanowiła zrobić dobry uczynek i pomóc mi w porządkowaniu rodzinnych pamiątek, nawet się zapaliła do pisania rodzinnej historii …

- oooooooo – jakie domki ! ! ! no nie mogę zaczęła rechotać …
  dla lalek, czy co ???…
- jakie znowu domki ? – to najprawdziwsze ule ! przedwojenne ule
  i na dodatek kresowe ! nawet ponumerowane jak Pan Bóg przykazał …
- aaaaa ! a to się wujaszek Tomaszek ucieszy, jak zobaczy ...




.
Chodź tu i popatrz - który to Dziadziu Romuald ?
- oooo, na dźwięk imienia natychmiast oderwałam się od projektu, to ten najprzystojniejszy ! ! widzisz - nad panem w białej koszuli. Ech, Dziadziu Romuald to miał serce do pszczółek, niby taki mieszczuch, niby typowy urzędnik, a tu nagle: baach - uwielbiał pszczoły. Uwielbiał też niedzielne wyjazdy za Złoczów, gdzie mieszkał, na Woroniaki, wieś, gdzie w pasiece Przyjaciela trzymał swoje ule … zabierał Babcię, Mamcię Danusię, często Przyjaciół i wyruszał … 

- a dla wujaszka Damiana coś masz ?... nagle sobie przypomniała 
- pewnie ! wujcio Damian to poeta ... zaczarowana dorożka, zaczarowany
  dorożkarz, zaczarowany koń ... konia dla wujaszka to mam w domyśle,
  a zamiast dorożki będzie machalas



- no nie mogę ?!!! to machalas jest ? a ja myślałam, że bryczka
- litości !!! jaka bryczka ?! to nie żadna bryczka, tylko furmanka, tumanko
- furmanka, no dobra, niech ci będzie, a z tym machalasem to co ?
- no jak to co, nie wiesz: jedzie kowboj macha lassem ...
- aaaa, znaczy suchar z twoich czasów, phi, jakie czasy taki suchar

Nie da się ukryć suchar, nie da się ukryć, że z czasów gdy byłam w wieku mojej violuni. Ojjj, zamierzchłe to czasy, a ja znowu taka bardziej światła, od panny violki, nie byłam, co to machalas to i owszem, wiedziałam, co to fiacica też ... ale już alfa romeo kojarzyło mi się z wyłącznie z miłością do trygonometrii, albo, nie wiedzieć czemu, z naszym matematykiem.



a to co to ? gdzie to ?
ato Dziadziu małą Danusię miłości do pszczółek uczy ….

Gdzie? no, przecież mówiłam, na Woroniakach, w pasiece. Gdybyś nie wiedziała, to gospodarz pasieki, Jan,  pieszczotliwie zwany przez dziadzia Jasuniem, to jego kompan jeszcze z pierwszej wojny, razem siedzieli w okopach, razem szli na bagnety. Jasunio, z dziada pradziada gospodarz, zgodnie z tradycją miał dużo dzieci. Bieda u nich aż piszczała, ale dzieci były  mądre i rezolutne, więc Dziadziu Romek przyjacielowi te dzieciaki kształcił, wysyłał do szkół w Złoczowie, oczywiście pomagał też finansowo w utrzymaniu całej pasieki. Babcia zawsze się śmiała, że te pszczoły na Woroniakach są magiczne … na przednówku cukier zajadają wszystkie, ale zdychają tylko nasze … tak, tak – to bardzo inteligentne stworzenia, ze śmiechem odpowiadał Dziadziu i kupował następne słodkie kilogramy.

- zobacz, zobacz, dla cioci Bożenki też znalazłam zdjęcie,
  w sam raz ! całe w kwiatach ! pamiętasz: Bożenka-wiosenka ?
- pewnie, że pamiętam, wyjadłyście torty Sachera ze wszystkich
  wiedeńskich kawiarenek, o ! ... lubiła nas cioteczka Bożenka.



.
Ech, panno violuniu, co tam wiedeńskie kawiarenki, co tam torty Sachera, "najlepsze kremówki od Maćkówki", to było to ! ... Złoczów, to było to ! ... Urokliwe miasteczko, dookoła pagórki i jary, Zazule i Woroniaki ... złoty sen kresowy, kwitnące wiśniowe sady. Ej, miały pszczółki używanie, miała Mamcia Danusia cudne dzieciństwo … wojna zniszczyła ten świat …

- a ty ? ty jakie dzieciństwo miałaś ?
- ja ? szczęśliwe :) wojna tylko na poduszki i jeden wróg: kożuch na mleku
  tylko, violuniu, to już historia na całkiem inne opowiadanie.

- to ja zmykam, pa ! wykurzyli mnie z onetu teraz, mam małe mieszkanko
  na wordpressie, ale i tak tu mi najlepiej ... niedługo wrócę



Wasza
fiołkowa violunia


jaka fiołkowa ! jaka fiołkowa ! - malinowa ...
... i wężykiem !


           z nostalgią wracam do wspomnień o violuni - Malina M *          

Posłowie: violunia - fiołkowa świnka, bohaterka mojego pierwszego bloga.
Tomasz, Damiam i Bożenka - "rodzinka" violuni - moi pierwsi, w kolejności poznania, blogowi Przyjaciele, prawdziwi Przyjaciele ... których przyjaźnią cieszę się do dzisiaj. Dziewięć lat, beczka soli. A dla kolejnych Przyjaciół już tam moja violunia następne rodzinne fotografie szykuje ...


strona liiil  

DRZEWIEJ

$
0
0
W NIEDZIELĘ PALMOWĄ



tak wyglądał mój kościół

Drzewiej, to znaczy ponad pół wieku temu ... ojjjjj...

Palmy święciliśmy wtedy, ze względu na palmową wojnę domową, koniecznie dwie - jedną święcił mój braciszek, drugą święciłam ja. Robiliśmy te palemki wspólnie z Dziadziem, najpierw była wyprawa na rynek, czyli targ, po bazie. Kupowaliśmy "u baby" zwykle wypadało u tej samej, ale my i tak z wywalonymi jęzorami oblatywaliśmy cały rynek, w poszukiwaniu lepszych, A jaka to była frajda ! po drodze wpadaliśmy do klatek z królikami, to znaczy wpadaliśmy tam do chwili, aż jakaś przekupka zaczęła zachwalać, że dobre na pasztety. O mało co nie rozchorowałam się z rozpaczy nad kłapouchymi. Koni szczęściem na pasztety nikt przerabiać nie miał zamiaru, można było do woli wywalać oczęta i podziwiać piękne pociągowe rumaki. Jeszcze barwinek kupowaliśmy na rynku, bo w naszym ogródku za czorta nie chciał rosnąć. W domu robiliśmy sobie konkurs czyja palma ładniejsza ... u nas nie dodawało się żadnych ozdób z bibuły, ale wstążki można było z fantazją. Zazdrościłam dzieciom na podwórku, że mają takie kolorowe, ale mamcia w kwestii bibułki przekonać się nie dała i już.

Oprócz wojny palmowej odbywała się w naszym domu wojna koszykowa. Na początku koszyk był jeden, niestety, dzieciątka z nas były wojownicze i pewnego razu pobiliśmy się z bratem o to, kto po świętach zje głowę, a kto zadek baranka. Na wszelki wypadek baranka potłukliśmy na chodniku i każde zjadło po odpowiednim kawałku. Baranek święcenia nie doczekał, koszyk rozwalił nam się w drobiazgi, a serwetka wylądowała w kałuży. Wprawdzie Tatuś się odgrażał: żeby mi to było ostatni raz, bo jak nie to !!! ale następnym razem były już dwa koszyki i dwa baranki. Do kościoła szliśmy z dzieciakami z podwórza i każdy chwalił się pisankami.

Pisanki robiliśmy, dla odmiany, z Tatusiem. To znaczy On robił, a myśmy podziwiali. Robił to tak, jak w jego domu się robiło... najpierw pokrywał jajko kawałkami kolorowej bibułki, żeby miejsca wzorków zabarwiły się na odpowiednie kolory, potem zapalał świecę, koniecznie woskową, nie z jakiejś tam stearyny. Roztopiony, gorący wosk nabierał specjalnym pisakiem, który sam sobie zmajstrował i rysował misterne wzory na jajku ... pamiętam, że przy tym rysowaniu był bardzo skupiony i w taki charakterystyczny sposób wystawiał język ... oczywiści my, jak te dwie małpeczki, za plecami wystawialiśmy jęzory. Jajka z wyrysowanym wzorem wędrowały do gorącego wywaru z łupin cebuli, wosk się rozgrzewał, po wyjęciu Tatuś ścierał go szmatką i na ciemnobrązowym tle pokazywały się różnokolorowe esy floresy. Byliśmy z tych pisanek dumni jak te dwa pawie i wszyscy dokoła musieli je oglądać. 

Ale wracam do naszego kościoła i Palmowej Niedzieli, tym razem do czasów, gdy już z palmowych i koszykowych wojenek nieco wyrosłam. Proboszczem był u nas wtedy Wujek, starszy brat Tatusia.




Kiedy jestem w kościele w Niedzielę Palmową i śpiewają Mękę Pańską przenoszę się bezwiednie w tamte czasy. Eli Eli lama sabachtani  ... nigdy potem nie słyszałam już takiego śpiewu, dreszcz przechodził... głos niski, głęboki, z przejęciem ... akustyka doskonała, niosło aż do wnętrza serca.
Moja Babcia Zofia miała przepiękny głos, silny i czysty jak dzwon. Mamcia po ślubie ponoć bardzo chciała żeby Tatuś zaśpiewał, prosiła, prosiła, aż w końcu się złamał.  I co ? I już drugi raz nie poprosiła. Głos po Babci odziedziczył Wujek, jak zaśpiewał, to cisza była, jak makiem zasiał. Mieliśmy zwykle kilku wikarych. W Niedzielę Palmową wiadomo było - Chrystusa zaśpiewa szef, a kto zaśpiewa Judasza ? ... :)  tu ugryzę się w język. To był mój świat, Tatuś i Wujek byli bardzo zżyci, mieli tylko siebie, bo reszta rodziny na drugim końcu Polski. Byłam częstym gościem u Wujka i jak częstym, tak niesfornym. Jakoś mojemu bratu nigdy nic się nie przydarzyło, a mnie !!!.

No, nie zapomnę jaką sensację w kościele swego czasu wzbudziłam. Były imieniny Wujka, przyjechało sporo gości, w kościele odprawiała się uroczysta Msza, a w kuchni popłoch, pomagałyśmy z Mamcia a ja wiadomo, byłam: podaj, wynieś, pozamiataj... Hania, leć no do wujka i powiedz mu ... hmmm - jak stałam, tak poleciałam. Kościół połączony był klatką schodową z plebanią, Wujek w zakrystii, a do zakrystii trzeba przez cały kościół. W połowie drogi zorientowałam się, że coś nie tak, bo ludzie się śmieją. Upsss - wylazłam w papciach i w fartuszku ! Dobrnęłam bohatersko do zakrystii, ale co się wstydu najadłam, to moje.

I jeszcze jedno wspomnienie.Tak się złożyło, że swój projekt dyplomowy robiłam u Wujka. Działo się to w czasach, gdy kserokopiarka była nieosiągalnym szczytem techniki. Projekty robiliśmy na kalce, po ostatniej korekcie gotowy projekt trzeba było przenieść na brystol. Robiło się to na szybie. W naszym małym, dwupokojowym mieszkaniu nie było możliwości ustawienia "konstrukcji" do kopiowania, Wujek użyczył mi więc u siebie pokoju gościnnego, w pokoju ustawiliśmy dwa wielkie biurka, między nimi gruba szyba od dołu lampa, odwrócona żarówką w kierunku szyby. Miodzio konstrukcja. Plebania mieściła się w barokowym, pojezuickim kolegium, pokoje były wielkie, w holu biblioteka z zabytkowymi księgami i współczesnymi też. Spoko, wikarzy mieszkali piętro wyżej :) Bardzo lubiłam siedzieć w bibliotece i przeglądać te księgi, "mój pokój" był na końcu, nigdy nie szłam normalnie tylko zawsze "jechałam" Na środku podłogi leżał chodniczek, a po bokach podłoga pokryta była jakimś linoleum przedwojennym, które idealne wypastowane i wyfroterowane, lśniło niczym tafla lodu ... jednym "suwem" można było do samego pokoju. Przyzwyczaiłam się. Przy okazji jakiejś uroczystości znowu pomagałam w kuchni. Pamiętam, robiłyśmy tort bezowy z masą kawową, z zaparzanych żółtek. Niebo! Hania - zanieś tort do biblioteki, bo tam zimno. Chwyciłam tort i biegusiem. Oczywiście zgodnie z przyzwyczajeniem pojechałaaaaam ... niestety, wjechałam tortem w stół, tort zrobił salto i rozkwasił się doszczętnie na lustrzanej podłodze. Zamiast wykazać skruchę, dostałam ataku śmiechu. Obiad obył się bez deseru, bo wariantu awaryjnego nikt nie przewidział. 

To może jeszcze jedno wesołe wspomnienie, też z czasów studenckich. Mieliśmy w grupie czarnoskórego kolegę, bardzo go lubiłam, miał na imię Adele. Na plebanii były dwa koty, pewnego dnia kotka urodziła kocięta, szare kuleczki, tylko jedno było inne, czarne jak diabeł. Oooo - zupełnie, jak nasz Adele ... i tak kot został Adelem. Pewnego dnia gospodyni wsadziła pranie do pralki, nie było jakiś czas wody. Hania, możesz włączyć, poprosiła jak woda się pojawiła - jasne ! już lecę, Wsypałam ixi, zamknęłam pralkę i włączyłam. Za chwilę gospodynię coś tknęło i poszła sprawdzić. Haniaaaa !!! pognałam, widziałaś Adela ? nnie, .. no to chyba Adel się pierze !!! Nie dało rady otworzyć, bo z wodą zablokowane, pralka nie miała programu z odsysaniem, niestety wyjścia nie było, kot się musiał kapkę odwirować ... ale uciekał z łazienki !!! po tym proszku ixi wyrudział, a taki był czarniutki, śliczny ...

Koniec wspominania ! Do rzeczywistości marsz ! Dla tych, przed którymi  lustra i szyby do wypucowania kolorowy, współczesny akcent:



malinowe selfi z atrybutem

jaki atrybut takie selfi ...


*


                        z przyjemnością polecam - Malina M *                          
strona liiil  

BARANKI PISANKI

$
0
0
MALINY HANKI




ŻYCZENIA ŚWIĄTECZNE
pisanki przez Malinę własnoręcznie drapane
a baranek domowy, nietypowy ... lubię nietypowe

Ten jest z rogami ... baranki, hmmm, że tak powiem ... otaczają mnie od urodzenia, a co do rogów, to czasem i owszem, wystawiają, ale ze mnie nie taka znowu owieczka ... też wystawić rogi potrafię ... ojjjj potrafię

Nietypowego w tym roku wsadziłam  na kartkę, niech siedzi ! w naturze wisi, jak dobrze popatrzeć, to widać nawet mały gwoździk i sznureczek.


.
Próba generalna na papierowej serwetce - będą pasowały  w koszyku ? Oczywiście premiera odbędzie się na serwetce czysto białej i z cukrowym barankiem, tym razem ... jak najbardziej typowym.


.
Po występie marsz na świąteczny stolik ! kurcgalopkiem !



NA ŚWIĘTA I NIE TYLKO
ŻYCZYMY WAM WIOSNY W SERCU



.
 .
 w domu i w ogólności




a w szczególności
wszelkiego jadła w obfitości
Malina z Mamcią Danusią  


*


                          z przyjemnością polecam Malina M *                            
strona liiil  

a kwiatki tegoroczne, świeżutkie, z Gór Sowich :)

TŁO

$
0
0
TO JUŻ NIESTETY TYLKO TŁO
a ja pamiętam Katyń ...





Pamiętałam jako dziecko, pamiętałam jako młodzież, pamiętam i teraz ...

O Katyniu opowiedział mi Dziadziu, byłam małą dziewczynką , niewiele rozumiałam ale widziałam smutek w Dziadzia oczach ... jego jasne oczy zmieniały się, gdy opowiadał ... co roku mówił więcej i inaczej. Rosłam i rozumiałam coraz bardziej, w ogólniaku już wiedziałam dużo, wiedziałam też, że na lekcji historii o tym będzie cisza ... i była. Za to na przerwach dyskutowaliśmy z kolegami zawzięcie. Ja byłam w ogólniaku oficjalnie prawie wraży element, a to ze względu na wujka księdza.  Nieoficjalnie wcale tak źle nie było, nie powiem, było nawet dobrze :) dobrą stroną tego był fakt, że ze mną o takich rzeczach, jak Katyń, można było rozmawiać do woli i bezpiecznie, wiadomo było, że do nieprzewidzianych nie dojdzie. Rozmawialiśmy wtedy bardzo dużo i jak na szczenięce lata poważnie.

A potem były studia .... noooo - moja "piąta grupa" uchodziła za grupę wywrotowców :) tam już odważnie i prostym tekstem mówiliśmy. Wrocław to wtedy był naukowy Lwów i Wilno, mieliśmy nosa, że "nasi" nam niczego złego nie zrobią, ale, no właśnie, przecież nie wszyscy byli "nasi" a nas, studentów, najbardziej wciągało drażnienie tygrysa za wąsy ... mieliśmy taką tygrysicę - panią od nauk politycznych. Jak wiadomo nauki polityczne marksizmu i leninizmu to był przedmiot najbardziej architektom w zawodzie niezbędny i przesyłano nam "odpowiednie" osoby do kształtowania naszych młodych kręgosłupów. Nie zapomnę jak sympatyczny kolega rysował na okładce notatnika śliczne, świnki i dorabiał im dymki z napisem " Związek Radziecki to ja". Stały numer to - kolega podnosi rękę:

- mogę zadać pytanie ?
- oczywiście, proszę
- może nam pani powiedzieć, co było w Katyniu ?

Tu pani robiła się czerwona, jak burak i trzaskając drzwiami wybiegała z sali wykładowej. Potem był dywanik u dziekana. A potem kolejne podchody, kolejne wąsy tygrysicy , nie daliśmy biedaczce o Katyniu zapomnieć. 

*




Czasy się zmieniły, ludzie się zmienili, zmienili się bohaterowie.
Pamiętaliśmy jeszcze do niedawna o Katyniu, czciliśmy, brzmiał dzwon pamięci. Jeszcze do niedawna, a dzisiaj ? Jak nędznie wygląda tamten las i garstka tych, którzy "w imieniu" oddają hołd. Zastanawiam dlaczego dzisiaj nasz prezydent NIE MUSI być w Katyniu?! ... czy pomordowani Oficerowie dzisiaj nie mają już takiego znaczenia, jakie mieli 8 lat temu? co się zmieniło w kwestii Katynia? Tak łatwo zapomnieliśmy?! Po co było tak się w czasach słusznie minionych trudzić, by pamięć o Katyniu zatrzeć ...

PAMIĘĆ "SAMA" SIĘ ZATARŁA ...
jest najwyżej tłem do innej pamięci ...


*


                               ze smutkiem polecam Malina M *                              
strona liiil  
Viewing all 279 articles
Browse latest View live