Quantcast
Channel: w malinach
Viewing all 279 articles
Browse latest View live

NA GRANICY CZASU

$
0
0

Życzenia Świąteczne dla Was kochani
wypowiem parafrazując słowa Poety :






Niech niebo, pod którym żyjecie, będzie jak chleb.
Niech ziemia pod waszymi stopami, będzie jak chleb.
I dom, który tworzycie, będzie, jak chleb.


A gdzie świąteczny prezent ???
W prezencie piękny wiersz Romana Brandstaettera



*


NA GRANICY 
CZASU


.                          Na granicy czasu,
.                          Którą określił Bóg
.                          Dojrzewaniem owocu
.                          W niewieścim ciele,
.                          Urzędnicy pochyleni nad papirusami
.                          Liczyli lud jak wory zboża.

.                          Marya siedziała na włochatym ośle,
.                          A zwierzę stąpało tak ostrożnie,
.                          Jakby dźwigało na grzbiecie
.                          Nie kobietę,
.                          Ale modlitwę.

.                          Obok szedł Józef
.                          Jak kolumna rzucająca cień,
.                          Spokojny i świadomy
.                          Anielskiej treści,
.                          Którą wypełniona była
.                          Po brzegi swojego istnienia
.                          Małżonka o twarzy zakrytej zasłoną.

.                          Niebo, pod którym szli, było jak chleb.
.                          Ziemia pod ich stopami była jak chleb.
.                          I dom, do którego szli, był jak chleb.




.                          Gdy wstąpili w jaskinię,
.                          W werset Micheasza,
.                          Marya powiła Syna
.                          I położyła go delikatnie na sianie
.                          Jak kruche szkło.

.                          Pasterze o szerokich barach,
.                          Narzuciwszy na siebie wełniane burnusy,
.                          A na głowy kolorowe chusty,
.                          Weszli do jaskini jak dzwony.

.                          Mędrcy stali pokornie jak dostojne księgi,
.                          W których opisane są dzieje
.                          Ludzi dobrej woli.

.                          Krowa, wół i osioł
.                          Pochyliły się nad żłóbkiem
.                          Jak trzy doliny.
.                          A potem
.                          Dzwony, księgi i doliny
.                          Uklękły.



*




 .
*

Nie byłabym sobą, gdybym czegoś tam nie zmajstrowała.
W tym roku oprócz normalnej kartki zmajstrowałam też kartki literackie. Dlaczego literackie ? ano -  połyskujące aureole na moich obrazkach to literki "o" .... taka ze mnie świąteczna literatka. Nie mylić z ...


*



                        z przyjemnością polecam Malina M *                          

strona liiil  


MOJE USZKA

$
0
0


WSZYSTKIM 
SMAKOWAŁY




 z samych prawdziwków były !




nooo, chyba, że ....




inny grzybek się zaplątał




czyżby halucynogenny ?...


*


A wracając do rzeczywistości :
.
SERDECZNIE DZIĘKUJEMY
ZA PIĘKNE ŻYCZENIA
!!!




KAŻDEMU Z OSOBNA !



 .
IMIENNIE



 .
PREZENTAMI




U nas prezenty pod choinkę przynosi Aniołek. Takie oto śliczne bombki w tym roku nam pod choinkę przytargał. Oj postarał się aniołek, każdemu według gustu. Prezenty, według mnie, bombowe ! Zastanawiam się tylko, jak to z tym odgadywaniem gustów u naszych aniołków jest ? Niby takie z cicha pęk, niewinne, a tu, dziwnym trafem, trafiają do celu, niczym strzelcy wyborowi ! Aniołek, czy Aniołki ? Dobrze napisałam, w liczbie mnogiej, bo aniołków ci  u nas dostatek, a na dodatek te nasze aniołki nie fruwają tak sobie, dobrowolnie, z własnego wyboru, u nas aniołki fruwają z losowania.





Każdy aniołek najpierw przyrzeczenie składa, że ani mru, mru, żeby nie wiem co, a potem skrzydłem dwukrotnie macha i dwa losy wyciąga. Co dalej, to już tajemna sprawa aniołków. W każdym razie, na samym końcu anielskiej działalności, każdy z nas dostaje pod choinkę po dwa prezenty. A ile przy tym jest radości, ile czasem zaskoczenia ... ech aniołki czasem, dla zmylenia przeciwnika, różne sztuczki stosują. Czasem, jednakowoż, pakują prezenty podobnie i wtedy rozlega się rozbawione: oooo - to ten sam aniołek, co Hani prezent przyniósł ... Prezenty, prezentami, ale teraz do wspomnień wigilijnych wrócę.





To nasz tegoroczny, wigilijny stół. 


Już zaświeciła pierwsza gwiazdka. Jest opłatek, jest nakrycie dla nieznanego wędrowca, są już uszka i barszcz. Zaraz mój Braciszek odczyta Ewangelię, pomodlimy się i podzielimy białą okruszyną chleba. Będzie radość i łzy w oczach, będzie tak, jak jest zawsze. Chociaż ... właściwie w tym roku będzie trochę inaczej, niż zawsze ... pod choinką pojawią się nie tylko prezenty.





W tym roku pod choinką pojawi się kołyska. Koszykowa, bujana kołyska, a w niej .... najcudowniejszy Prezent. Oooo - Prezent słodko sobie śpi, ale nie minie wiele czasu, kiedy Prezent da znać o sobie i to donośnie da znać !!! Prezent, chociaż nie ma jeszcze trzech tygodni, to wiele potrafi, przede wszystkim potrafi wzbudzić niekłamany podziw całej rodzinki.




cztery pokolenia, cztery panie B*


Prezent spod choinki "wędruje" na miejsce przy stole. Między Mamcią i mną będzie mu na pewno dobrze. W międzyczasie, kiedy Prezent słodko sobie śpi, cała reszta zasiada i zabiera do jedzenia, a jest co jeść, jest co smakować, jest czym się delektować. Podobnie jak mamy wiele aniołków, tak też mamy wiele kucharzy i każdy swoją specjalność serwuje, żeby było sprawiedliwie i żeby sprawiedliwie nikt nie padł ze zmęczenia. Tu już demokracja jest ograniczona, przypadku ani losowania nie ma, każdy robi to, co robił od lat. Na nas niezmiennie przypada barszcz, uszka i farsz do kapuścianych pierogów.

Tradycyjnie Wigilę zaczynamy od barszczu, potem wjeżdża ryba w galarecie, moje uwielbiane danie, a potem pierogi ... mniamm. Były z serem, były ruskie i były z moim farszem kapuścianym. A potem wjechał świąteczny karp! W tym roku wyjątkowo na mnie przypadło smażenie tego karpia. Przyznam, że to był mój karpiowy debiut. Nie obyło się bez przygód. Karpia kroił pan w sklepie rybnym, niestety moje dwa karpie to były jakieś potwory, nie dość, że duże, to jeszcze pan pokroił na grube dzwonka ... no, nie wpadłam na pomysł, że panu trzeba powiedzieć jakie ... no trudno, pogodziłam się, że wielgachne będą, ale jak wysiadł mi piekarnik, to w rozpacz wpadłam, Oczywiście na patelni, na rozgrzanym maśle, usmażę te potwory, ale przy tej wielkości nie ma siły, i tak w środku surowe będą. W końcu wcześniej pojechałyśmy do Braciszka i tam karpie "doszły" Wejście miały w porządku, nie skompromitowałam się do końca. Wprawdzie rybka lubi pływać ale u nas na Wigilię  z pływaniem gorzej, nie stosuje się. Za to chrzanik do rybki był, ćwikła też. Po rybce nastąpiło kolędowanie. Uwielbiam wspólne kolędowanie. Za głośno tym razem nie kolędowaliśmy, bo trudno kolędą "Prezenta" wystraszyć. 




Prezent spał jak aniołek.


Pośpiewaliśmy i pograliśmy na gitarze, hmm, kto grał, ten grał, śpiewała zgodnie cała reszta. Potem było otwieranie tego, co nam nasze aniołki pod choinkę przyniosły. Ech, dziwnie zbiegi okoliczności nastąpiły, radości, śmiechu było co niemiara. Na koniec, tradycyjnie, słodkie wjechało na stół. Oczywiście z babą i makownikiem na czele ! Jestem pies na słodycze, a już świąteczne słodycze w szczególności. Nic na to nie poradzę, zresztą radzić wcale nie mam zamiaru, motylem już byłam, teraz jestem, jaka jestem, inna nie będę. Koniec. Kropka.


.

A potem trzeba było wstać, pożegnać się i wyjechać ... Po drodze góry, oświetlone i udekorowane domki na zboczach i wśród lasu, przycupnięty kościółek, rzeka roziskrzona gwiazdami ... i w końcu światła naszego miasta ... Jesteśmy w domu ...

Jutro znowu zaśpiewamy kolędy...

*



                        z przyjemnością polecam Malina M *                          

strona liiil  

.

NA BIAŁEJ SALI

$
0
0

ALBO POD ANIOŁKIEM
 



wybieram pod aniołkiem ... 
tu spędzę Sylwestra. 


Choinka nasza powoli pędy wypuszcza, jeszcze jak dostanie szampana to, dopiero ruszy w bój ! Ładny aniołek ?  Zawsze na naszej choince fruwa. Biedaczek lekko kontuzjowany, ale nie ma się co dziwić, przemierzył szmat drogi, ze Złoczowa aż tutaj. Jechał w bydlęcym wagonie siedem tygodni, potem tułał się z miejsca na miejsce ... nawet jak na anioła, to trochę dużo. Skrzydełko mu się oderwało, temu aniołku. Leciwy troszkę jegomość jest, osiemdziesiąty trzeci roczek mu strzeli. Aniołek szampana nie dostanie, może trochę pepsi, to bardziej aniołowy trunek i bólu głowy się nie dostaje i godności stracić nie można, nie mówiąc już o drugim skrzydełku.


NIECH ŻYJE BAL





Tak drzewiej balowali moi rodzice




Mój pierwszy bal ... 55 lat temu !




Rok później - mój pierwszy walc ... 
ach, co to był za walc !


Żeby do końca aniołowo i nostalgicznie nie było to teraz Biała Sala. Że zeszłoroczna ? co z tego i tak sporo młodsza od aniołka.



BIAŁA SALA




Słońce ku zachodowi się chyli ...
Nowy Rok zmierza




Komu w drogę ... 




ten powinien się zastanowić



bo niechcący w takich okolicznościach może Roczek witać ...




.
Biała Sala otwiera podwoje. Parkiet równiuteńki ... skrzy i zaprasza !




Kawalerowie w gotowości, kotyliony przypinają.



.
W kuluarach kanapy, puchy, poduchy ... piernaty i "miętkie"fotele ...




.
Wszak, gdy Noc Sylwestrowa końca dobiegnie, po dzikich szaleństwach, odpocząć w puchach będzie trzeba ... Aaach, odpocząć trzeba !!!...



.
Póki co, to w maliny zapraszam, w mój malinowy chruśniak ...
Patrzcie, maliny wystrojone, na okoliczność, że nowe idzie ...
żeby tylko to nowe takie dobre nie było, jak ta dobra zmiana.


OBY 
NAM SIĘ DOBRZE DZIAŁO !





.
A że działo to armata  ... oby nam się armatało !


W SZCZĘŚCIU, W ZDROWIU
NA TEN NOWY ROK !!!
2017

*


                        z przyjemnością polecam Malina M *                          

strona liiil  


NADJECHAŁA

$
0
0


NA BIAŁYM KONIU


batem świsnęła, śniegiem sypnęła,
ściągnęła cugle i ruszyła z kopyta !






nasrożyła się, napuszyła !
Piękna bestyjka, jak mało kiedy.
Czaruje, zachwyca, prowokuje.
Zimno wszędzie, biało wszędzie ...
co to będzie, co to będzie ...




.
A Piękna Pani lepi śnieżki
bęc - zasypane drogi
bęc - ośnieżone drzewa
bęc -  samochody w rowach, ojjjjjjj !
bęc - smętna świeczka w mrocznym pokoju
bęc - na rzekach morskie bałwany
bęc - bałwany w polityce, ach nie - to akurat nie ty
bęc ... bęc ... bęc ...



.
ejże Piękna Pani - hola ! stop !


.
Masz niejednego asa w rękawie.
Z czeluści lodowego kuferka wyciągnij kobiecą broń, białe szminki, białe pudry, brylantowy pyłek, skrzący mróz, kryształowy zawrót głowy ...
Tym czaruj, nie skalą Beauforta !




Spokojnie ! Nie wszystko na raz !!!
Po co ci takie entree ??? wolniej, wolniej, ciszej, mościa panno.
Służby na nogi postawiłaś ! Opamiętaj się !
jeszcze wszystko przed tobą ...
jeszcze twoje czary przed nami ...
Zdążysz !

 *


JEJ PORTRET
 

spróbowałam kiedyś wyczarować. To ten na samej górze.
Portret ? raczej autoportret, bo własnej twarzy użyczyłam.
Kto się przypatrzy, ten może się i podobieństwa dopatrzy ...

W każdym razie koń, podobny jest do konia.


*


                        z przyjemnością polecam Malina M *                          

strona liiil  

ZACZAROWANA GÓRA

$
0
0

DOKTORA BREHMERA


Miał Tomasz Mann swoją Zaczarowaną Górę - Der Zauberberg.
Miał doktor Brehmer swoją Zaczarowaną Górę - Der Görbersdorf.




Kto dzisiaj wie, że sanatorium w niewielkim, dolnośląskim Sokołowsku, to pierwsze na świecie sanatorium przeciwgruźlicze ? Kto dzisiaj wie, że jest ono pierwowzorem szwajcarskiego Davos ??! Sanatorium to wybudował, w drugiej połowie dziewiętnastego wieku, słynny podówczas przyrodnik i doktor nauk medycznych, Hermann Brehmer. Stworzył tam swój magiczny, kuracyjny park dużo wcześniej, niż Hans Kastorp zaczął przemierzać ścieżki Zaczarowanej Góry.

Hermann Brehmer urodził się w 1826 roku niedaleko Strzelina.  Był synem, jak to się wówczas mówiło, oficjalisty. Uczęszczał do szkół we Wrocławiu, tam też rozpoczął studia matematyczne i przyrodnicze na Uniwersytecie. Pochłaniała go wtedy astronomią i botaniką. Nadeszła Wiosna Ludów, a z nią wydarzenia, w które młody student zaangażował się bez reszty. Niestety, w konsekwencji tego zaangażowania, Hermanowi przyszło opuścić Wrocław. Trzeba było się ukrywać. Podobno ukrył się w Sudetach, gdzie poznał swoją przyszłą żonę, siostrę hrabiny Marii von Colomb. Powrotu do Wrocławia nie miał, przeniósł się więc do Berlina i tam zaczął studiować medycynę. Ten okres szczególnie wpłynął na życie młodego Brehmera. Spotkał wówczas słynnego podróżnika i przyrodnika Aleksandra Humbolta. TEGO Humbolta. Długo pozostawał Brehmer pod przemożnym wpływem podróżnika. Aż wreszcie, za namową nadwornego lekarza króla Fryderyka Wilhelma IV, Brehmer zdecydował się otworzyć przewód doktorski, jego tematem była „Tuberkuloze” - gruźlica.


.
W tym czasie siostra  żony Brehmera, hrabina Maria von Colomb, prowadziła w niewielkiej miejscowości Goerbersdorf, położonej malowniczo u stóp Gór Suchych, własny zakład hydroterapeutyczny. Kto nie zna to wyjaśniam - Góry Suche to część pasma Gór Kamiennych w Sudetach. Przez cztery lata doktor z Hrabiną prowadzili zakład wspólnie. Niestety z tego założenia nic się nie zachowało.

W roku 1859 nasz doktor uzyskał od rządu pruskiego koncesję na prowadzenie według własnej metody zakładu leczniczego dla chorych na płuca. Wkrótce po uzyskaniu koncesji przejął posiadłość i przystąpił z wielką energią do rozbudowy owego zakładu. Prawdę mówiąc wzniósł od nowa swój własny – z rozmachem i geniuszem lekarza i budowniczego.




.
Widok sanatorium - rycina z 1878 roku.
Pierwszy od lewej budynek już nie istnieje, cała reszta dotrwała do dzisiaj.



.
Panorama sanatorium - rycina z 1880 roku.



.
I jeszcze trochę ikonografii - sanatorium na starej pocztówce


 
Rok 1915 - właśnie przybyła po zdrowie nowa partia kuracjuszy. 




Doktor Herman Brehmer


ZACZAROWANA 
GÓRA 


Najpierw sam zaplanował uzdrowiskowy park  i wprowadził w nim podział terenu na części przeznaczone dla lekko i ciężko chorych. Układ parku został tak wytyczony, aby chorzy mogli pokonywać zróżnicowane wysokości terenu. W tym celu obok promenad zostały specjalnie dobrane miejsca odpoczynku. Tak oto wówczas rozpisywano się o tym założeniu: 

"Tak jak cały proces leczenia jest całkowicie kontrolowany przez lekarzy, tak park pozwala w pełni kontrolować chorego. Park został tak pomyślany, aby nie było żadnego zbędnego bicia serca czy zadyszki. Według specjalistów żaden park w Europie nie był tak doskonale zaprojektowany."



.
Tak oto park wyglądał w roku 1899. Poniżej - 20 lat później.



.
W parku ustawione były pawilony sanatoryjne. Teren przeznaczony dla najciężej chorych znajdował się w pobliżu budynków kuracyjnych. Stanowić miał on namiastkę lasu. Teren przecinały alejki, pomiędzy którymi rosły kępy drzew iglastych, osłaniające ławki przed słońcem i wiatrem. W tej części parku znajdował się, założony na planie czwórliścia, staw z fontanną, A w fontannie, jak w bajce, pływały sobie złote rybki.






.
Pozostała część parku, przez który do dziś wije się mnóstwo strumyków, pięła się stromo po górach. Powierzchnia całego założenia obejmowała ponad 70 hektarów, wzdłuż wszystkich ocienionych i osłoniętych od wiatru alei rozstawiono 420 ławek i 200 krzeseł. Sporo, nie da się ukryć.
Do planowania obiektów kuracyjnych doktor Brehmer sprowadził z Francji znanego architekta Edwina Opplera. W roku 1862, według jego projektu, wzniesiono tak zwany „StaryKurhaus”.




Niestety, Stary Kurhaus (widoczny na pierwszym planie) nie dotrwał do dzisiaj, popadał w ruinę i ostatecznie w latach siedemdziesiątych poprzedniego stulecia został rozebrany. Do czasu, kiedy zajęłam się projektem istniał jeszcze niewielki fragment - drewniana weranda, pełniąca rolę starego ogrodu zimowego i ośmiokątny westybul, nakryty kopułą, poprzedzony otwartym gankiem.






.
Tak oto prezentowały się wtedy szczątki owej werandy i westybulu.

Na przełomie lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych dziewiętnastego wieku dr Brehmer przystąpił do  rozbudowy Starego Kurhausu. Od strony wspomnianego westybulu i werandy dobudowano wówczas czworokątna, trzykondygnacyjną wieża, ze spiralną klatką schodową, w okrągłej wieżyczce, dostawionej w narożu (widoczne na zdjęciu niżej). Jedną z kondygnacji wieży zajmował wtedy gabinet dr Brehmera. Do części wieżowej dobudowana została parterowa czytelnia i dwukondygnacjowy dom własny Doktora. Domu Doktora nie widać bo po pierwsze jest w głębi, za czytelnią a po drugie, to już prawie go nie ma.







.
Czytelnia to te pierwsze cztery wielkie okna. W pomieszczeniu czytelni, podczas miesięcy zimowych, ustawiano scenę, na której występowały zespoły teatralne, sprowadzane z pobliskich miejscowości. Natomiast wiosną i latem w czytelni odbywały się koncerty orkiestry wałbrzyskiej. Wszystko dla komfortu i szybszego zdrowienia kuracjuszy



 .
Tak oto prezentowało się wnętrze Czytelni.



.
A tak wygląda zachowany do dzisiaj piękny kasetonowy sufit i żeliwne kolumienki. Dobre i to, da się odtworzyć tamten klimat i tamto wnętrze
Gorzej z domem. Dom Doktora uległ prawie całkowitemu zniszczeniu.






.
Na zdjęciu widoczne pozostałości domu od strony ogrodu. Smutkiem zionie na kilometr. Tu dopiero miałam problem projektowy, przyszło mi odtwarzać dom z zachowanych szczątków i zachowanych materiałów ikonograficznych. Dałam radę, ale ufff - ciężko było


.
Na rysunku, dla ułatwienia, zaznaczyłam co, gdzie jest
Zostawiamy Czytelnię i Dom Doktora i przechodzimy dalej...





.
Do czytelni, od strony zachodniej (w prawo) dobudowany został tak zwany łącznik, mieszczący w parterze nowy ogród zimowy dla kuracjuszy. Taras nad ogrodem zimowym zabudowano ażurową konstrukcją drewnianą, nakrytą dachem. Mieścił się tam prywatny ogród zimowy Brehmera. Zwróćcie uwagę na drobny szczegół - kolor stolarki konstrukcyjnych elementów ogrodu. Seledynowy kolor, dobrze zachowany do dzisiaj, pięknie harmonizował z seledynowymi kształtkami ceglanymi, użytymi do zdobienia ceglanych elewacji.




.
Tak wnętrze ogrodu kuracjuszy wyglądało w czasach Doktora.



.
A tak wtedy, gdy oglądaliśmy je po raz pierwszy. Demolka robi rażenie.
Szczęście tylko licho tu majstrowało, nie znalazł się żaden ulepszacz świata, co by to stare nowym, lepszym i "ładniejszym" zastąpił. To co mamy daje pełen obraz tego co było i to daje nadzieję



DRUGI ETAP - 1875


.
Budowa kolejnej i zarazem największej części głównego budynku sanatorium została rozpoczęta w 1875 roku. Nowy budynek sanatoryjny składał się z korpusu mieszkalnego, z mansardą, ujętego od zachodu dostawionym poprzecznie skrzydłem mieszczącym główną kładce schodową; od wschodu skrzydłem mieszkalno-zabiegowym.




.
Główna klatka schodowa, flankowana dwiema cylindrycznymi wieżami.











.
W prawo od klatki schodowej zaczyna się skrzydło mieszkalno-zabiegowe. Jakieś dwanaście lat temu pożar strawił całe mieszkalne poddasze i dach. Spłonął też wtedy jeden z hełmów wieżowych. Koszmarne zniszczenia , tym większe, że przyczyniają się do destrukcji niższych kondygnacji. Jeśli ktoś ciekaw jest jak wygląda projekt odtworzenia więźby dachowej, na tej części obiektu, to zapraszam do dawnego wpisu, poniżej link:



 .
Teraz kila słów o funkcjonalnym rozwiązaniu.  Wnętrza sanatorium charakteryzowały się szerokimi, wygodnymi korytarzami pośrodku i pięknymi apartamentami. Ogrzewane przez ciepłe powietrze apartamenty, były doskonale wietrzone. Ich wyposażenie, nawet w drobiazgach, dopasowano do stylu budowli.



.
Był tu nawet bardzo nowoczesny, jak na ówczesne czasy, gabinet rentgenowski. Sama nie wiem, czy patrząc na to zdjęcie mam odczuwać strach, czy może podziw ?




Proszę bardzo - my na tropie gabinetu ... 
nad wejściem do pomieszczenia słabo widoczny napis Rentgen


Niedługo po ukończeniu właściciel zakładu wprowadził w całym sanatorium klimatyzację, która zapewniała w lecie stalą temperaturę nie przekraczającą 16 stopni Celsjusza i dokonywała pięciokrotnej wymiany powietrza w pomieszczeniach w ciągu godziny. W roku 1882 przebudowano wnętrza całego zakładu modernizując urządzenia higieniczne. Po tej dacie nie już żadne większe prace budowlane. Wyobraźcie sobie, że dla gości zakładu leczniczego doktora Brehmera przygotowano aż 303 pokoje ! Oczywiście nie tylko  w obu kurhausach, ale też w należących do zakładu willach, a nawet w położonych w pobliżu sanatorium pensjonatach.


Jak wygląda sanatorium gdy popatrzymy z góry ?
Przygotowałam schematyczny rysunek:



.
Na rysunku pokazana jest istniejąca część obiektu, nie zaznaczyłam Starego Kurchausu, który znajdował się na lewo od westybulu. Jak widać zespół budowli sanatorium powstawał stopniowo, w ciągu kilkunastu lat. Projektowany przez wybitnego architekta prezentuje cała paletę zróżnicowanych odmian neogotyku - głównie francuskiego. Charakterystyczna asymetria i brak osiowości stanowią zaprzeczenie neogotyku wyrastającego z berlińskiej szkoły i na terenie Dolnego Śląska stanowią w tym czasie ewenement.

Wkrótce po założeniu zakład Brehmera stał się niezwykle popularny w całej Europie, o czym świadczą liczne przewodniki po Görbersdorfie, wydawane poza - Niemcami - także w Budapeszcie, Zurichu, Paryżu, Wiedniu, Warszawie i Petersburgu.

Po wojnie miejscowość Görbersdorf zmieniła nazwę.  Nowa nazwa - Sokołowsko, była hołdem dla głównego asystenta doktora Brehmera - Alfreda Sokołowskiego, Doktora Honoris Causa Uniwersytetu Jagiellońskiego, twórcy Towarzystwa Przeciwgruźliczego.



Doktor Albert Sokołowski


Niestety, po wojnie polska „Zaczarowana Góra” podzieliła los wielu naszych zabytków. Dopiero w ostatnich latach trafili się właściciele, którzy z sercem i zapałem przystąpili do odbudowy. Odbudowa trwa, etapami oczywiście. Powoli poszczególne fragmenty zostają przekazywane do użytkowania. Inwestor zdecydował się też na odbudowanie Starego Kurhausu. Na moim rysunku Kurhausu nie widać, będzie się znajdował "w dolnym, lewym narożniku rysunku" czyli na lewo od westybulu. Ogłoszono konkurs na projekt, ale nie zdecydowaliśmy się startować, akurat sporo mieliśmy innych projektów, zresztą stare sanatorium to i tak bardzo smakowity kąsek, niech i inni trochę posmakują.

Po odbudowie, a właściwie to już teraz, w Zaczarowanej Górze Brehmera mieści się Międzynarodowe Laboratorium Kultury *In Situ*

To jeden z ciekawszych projektów nad którym przyszło mi pracować. Opowiadałam już o tym, a pewnie jeszcze nie raz i nie dwa dopowiem. Teraz tylko trochę zdjęć "projektowych" czyli obiekt i my in situ, czyli na obiekcie. Zdjęcia z części najstarszej pokazałam wyżej, Tu część nowsza, czyli skrzydło kuracyjno - zabiegowe.




Spojrzenie Braciszka - konstruktora bezcenne !
czy można się dziwić, że minę ma nieszczególną ?


 
Spojrzenie architekta
jakby nieco bardziej romantyczne

 


Spoglądanie przez takie okna
ma w sobie coś niezwykłego.




Można się zapatrzeć i zauroczenie murowane.


.
Z okna "byłej" lukarny rozciąga się piękny widok na zieleń parkową. Przy oknie buja sobie, tak zwana, zieleń ruinalna. Po rozmiarach samosiejek widać, że buja sobie od bardzo dawna.




Kto łaził po tych schodach, ten łaził. Ja dostałam kategoryczny zakaz i przy okazji dobrą radę, żebym z obiektywem w strefę zagrożenia nie lazła, od tego są mężczyźni. Właściwie, trudno mi się było z tym nie zgodzić ... jednak co rycerze, to rycerze, nie ważne w pałacu czy w ruinach.



.
Co ma wisieć z pewnością nie utonie, ale czy na głowę nie spadnie, to już takie pewne do końca nie jest. W każdym razie, jak dotąd, nikomu z nas jeszcze nie spadło.


.
Przynajmniej pod nogami stabilny grunt. A tak swoją drogą, mech, jako wypełnienie stropu, to by było ciekawe rozwiązanie. Poniekąd właściwości głuszące mech ma rewelacyjne. To ironia dzika była.



.
Zabezpieczone !!! 
A że strzeżonego Pan Bóg strzeże, 
to Anioł Stróż wielce tu pożądany.




Na taką ścianę, to by się przydało co najmniej
pięć solidnych aniołów i to z solidnymi linami.




Oddziaływanie elementów poziomych i pionowych 
to układ statyczny, ale czy aby stateczny ?




Mam wątpliwości, czy to zielone, co wyłazi ze stropu,
to akurat jest nadzieja.


Należę jednak do ludzi, którzy szukają nadziei, nawet wbrew nadziei. Bez tego moja praca nie miałaby sensu, a ja sama nie miałabym czego w zabytkach szukać. Żeby ratując uratować trzeba pójść na całość, jeśli kogoś na to nie stać, lepiej odpuścić sobie i ustąpić miejsca innym. Trzeba mieć wiarę i wiarą w zycięstwo  innych zarażać.

Wierzę, że jeśli wielu osobom zależy, to i górę da się podnieść ...
nawet Zaczarowaną.


*


                        z przyjemnością polecam Malina M *                          

strona liiil  

KONIK POLNY

$
0
0
czyli podwójne życie świerszcza
w czasach pojedynczych okien
z podwójnymi szybami


ŚWIERSZCZ





Konik polny przy drodze siadł,
swój wzrok zatopił w szarej mgle.
Może zgubił za sobą ślad,
a może go urzekł śpiew.
.

w odłamku szkła 
mami błękitem ...





Cichy wieczór na drogę spadł,
swój mrok zatopił w liściach drzew.
Czy go zabił księżyca blask
czy może słowiczy śpiew ?


błękitna poświata
cień, chłód serca





Usnął konik wśród kropel ros,
otula go wieczorna mgła.
Śni się jemu liliowy wrzos,
a może piosenka ta-a-a



błękitny wrzos ?
już niemożliwe 





Co mi z tym błękitem ? Ano kiedyś błękitnego świerszcza znałam. Prawdę powiedziawszy świerszcz był zielony, tyle, że krew błękitna w nim płynęła. I błękitne rapsodie opowiadał. Waldemar Drugi Mącidreszczański - dumnie zwał się ów muzyk błękitny, co zieloną miętą, przez żółty rumianek, mamił świneczkę-panieneczkę. Świnka rumieńcem płonęła, koloru leśnego fiołka i oczy fiołkowe miała, i  zaiste fiołkowo, niebieskiego kawalera, kochała ... Ach, jak kochała. To dopiero błękitna historia była ! Była, ale się skończyła
i se ne wrati, bo furda krew błękitna, na nic żółte rumianki, kiedy kawaler w wierności zielony. Ojjj zielony !

Historia świnki i świerszcza 
jedyna taka na świecie ... ? 
działa się onegdaj w Onecie


Skąd mi się przypomniała piosenka o koniku polnym ?
Ano - konik, czy świerszcz, jaka różnica ? Jak zwał, tak zwał, obaj jednej maści wiarołomcy ... cyt, cyt, za kominem, a potem na okno i fruuuuuuu ...




Hmm - obiektyw obiektywnie patrzy, ja, przez obiektyw patrząc, widzę ...
ale, obiektywnie rzecz ujmując, nie wiem, czy widzę to, co widzę, no bo ja widzę świerszcza, co niczym bogini Kali siedem ramion rozkłada ...

O matuniu malinowa !
a jak to nie świerszcz ? a jak to samiczka ???
Ratunkuuuu !!!

*


Zdjęcia tym razem "prosto od obiektywu" nie majstrowane w komputerze.
Świerszczyk na nowym oknie siadł. Jaka szyba, taki cień, nie dziwi nic ...
A piosenkę, w czasach mojej młodości, śpiewali: Andrzej i Eliza.



**


                        z przyjemnością polecam Malina M *                          

strona liiil  

PO MIECZU, PO KĄDZIELI

$
0
0


ICH DZIEŃ


a ja nie składam życzeń ani swoim Babciom, ani Dziadkom…
Nie ma Ich przy mnie … dawno temu odeszli …

Co mogę zrobić dla Nich na Dzień Babci i Dziadka ?,
Mogę wspominać, wspomninać , wspominać  ...
mogę ofiarować im pamięć i modlitwę.
To tylko tyle, chociaż Oni ofiarowali mi aż tyle.


PO KĄDZIELI
* ZŁOCZÓW

 

WALERIA I ROMUALD


Moi Dziadkowie „po kądzieli” Mieszkali razem z nami. Zostały mi po Nich wspomnienia, cudowne zdjęcia i to, czego zdołali mnie nauczyć …

To po Babci Walerii odziedziczyłam owal twarzy.

Umarła jak miałam 5 lat. Była jeszcze taka młoda, tylko 56 lat ... ech ... Nie pamiętam Jej twarzy, ani rąk ani spojrzenia, nie wiem jak pachniała i jakie piosenki śpiewała mi do poduszki. Podobno byłam Jej oczkiem w głowie. Podobno kochałam Ją małpią miłością, graniczącą z uwielbieniem. Podobno pierwsze samodzielne kroki postawiłam, żeby do Niej pobiec.
Po Dziadziu odziedziczyłam sposób patrzenia na świat. Kota na punkcie honoru, ukochanie Kresów, umiłowanie wolności i Ojczyzny. Właściwie to On mnie wychowywał. Rodzice pracowali a Dziadziu był z nami cały dzień. On brał nas na kolana, opowiadał bajki a potem opowiadał prawdziwe historie ze swojego życia, o wojnie, o przyjaźni, o honorze, o wartości słowa … o Lwowie, o Kresach, o Marszałku, nawet o pojedynkach. Jako mała dziewczynka znałam cały kodeks honorowy. Dziadziu Romuald grał na gitarze i śpiewał piosenki Szczepcia i Tońcia, gotował nam ruskie pierogi i faszerowaną kapustę, i kartoflankę z pieprzem i czosnkiem. On zrobił mi prawdziwy wózek dla lalek i kupował znaczki, ubierał choinkę i nauczył co to jest gobelin. Łowił ryby, kolekcjonował stare monety i stare zegary. Nauczył mnie mówić prawdę i cenić odwagę cywilną, nauczył mnie tego, że nie strzela się przeciwnikowi w plecy. Odszedł gdy miałam 17 lat.

Mamcia była Ich jedynym dzieckiem.



PO MIECZU
* SIENIAWA



ZOFIA I JAN


To po Babci Zofii odziedziczyłam kolor oczu i drugie imię.

Dziadkowie „po mieczu” mieszkali daleko. Wiem, że mnie bardzo kochali, że Babcia Zofia lubiła sadzać mnie po kąpieli na stole i czesać moje złote loczki, wycierała mnie wielkim ręcznikiem a ja robiłam wielkie zdziwione oczy, że ktoś mnie tarmosi i zaraz rumieńce wychodziły na policzki. Oczy po babci miałam błękitne, ale nie aż tak błękitne, jak Ona. Głosu niestety nie odziedziczyłam po Niej. Mój Tato też nie. Po Babci Zofii piękny głos odziedziczył taty brat, a że został księdzem to głos przydał mu się bardzo.

Zapalonym pszczelarzem był mój Dziadziu Jan. Nie da się ukryć trafili mi się obaj dziadkowie z zamiłowaniem do pszczół. Za sieniawskim domem, w ogrodzie, stały ule, pnie, jak się o nich mówiło. Dziadziu potrafił tam godzinami przesiadywać, a to zajmował się pszczołami, a to chronił przed domowym gwarem i rozbrykanymi dzieciakami. A miał ich Dziadzio Jan aż sześcioro - cztery córki i dwóch synów. I sporą gromadkę wnuków. Mnie, z racji odległości, najrzadziej widywał, ale jak zobaczył, to nadrabiał czas.
Niestety, nie odwzajemniałam Jego miłości, na widok wąsów dostawałam histerii ze strachu. Były dwie rzeczy w moim dziecięcym świecie, które o atak histerii mnie przyprawiały : to była lokomotywa i właśnie dziadziowe wąsy. Dziadziu Jan chronił mnie przed ukąszeniem pszczoły. Nie uchronił. Na oknie Jego pokoju uczyłam się, że życie czasem boli .

Bardzo szybko Ich zabrakło, musiały mi wystarczyć opowiadania.

Mój Tatuś był Ich najmłodszym dzieckiem i to "spoooro najmłodszym" Pewnie tak do końca nie planowali Tatki, bo babcia Zofia miała 48 lat, gdy bocian przyniósł Antosia. Ja tam nic nie chcę mówić, ale ponoć lekko rozpieszczany był i przez rodziców, i dużo starsze rodzeństwo. Rozpieszczania nie przeniósł jednak na własne życie. Trzymał nas ostro, żebyśmy się z bratem nie rozbestwiali. Od rozpieszczania zawsze była Mamcia. Do dzisiaj Jej zostało, rozpieszcza nas, rozpieszcza wnuki a jeszcze teraz dodatkowo prawnuczkę będzie rozpieszczała. Ja zresztą też, to dziedziczne.


*


Dzisiaj i moja Mamcia też wspomina swoich Dziadków. A ja wspomnień słucham.


          

LUDWIKA i FRANCISZEK
Dziadkowie Danusi a moi Pradziadkowie.


*

Z której strony na to nie patrzeć, też jestem babcią. Nie babcią cioteczną, tylko babcią i już ! Wnusia w prezencie krzyczy, ile sił w małych płuckach.




Nic złego się wnusi nie dzieje, daje nam tylko znak, że jest :)
Dla mnie, "babci i już" taki prezent to najpiękniejsza piosenka.
A jeszcze jak finale skrzacik słodko uśnie ....
no jak nie kochać wnusi !!!!


**


                        z przyjemnością polecam Malina M *                          

strona liiil  

BIAŁE MAŁŻEŃSTWO

$
0
0

W NOC KOZIOROŻCA



On dla Niej wyczaruje
kwiat paproci.




Najpiękniejszy,
bo z Jej oddechu.



W DZIEŃ WODNIKA





Ona włoży dla Niego
koronkowy welon.




Odkryje
tajemnice.




Nauczy piękna.


*

A gdy wypełni się Ich czas
On delikatnie zdejmie Jej welon ...
i odejdą do Krainy Wielkiej RYBY


Wiosna założy kolorowy wianek !



**


                        z przyjemnością polecam Malina M *                          

strona liiil  


DLA CIEBIE

$
0
0
NA 83 URODZINY





Od prawnusi Olusi najpiękniejszy uśmiech.
Uśmiechają się też Twoje dwa geniusze - braciszek i ja.


*


Ode mnie piosenka, w niej sporo ze mnie ...
no, nie wszystko, bo nie da się wyciąć.


                


 
A ZAMIAST BUKIETU KWIECIA
bukiet tego, co tygrysy lubią najbardziej:






*




 *






*



Nasze ukochane zachody słońca.
Tegoroczne śnieżne safari.


*

Właśnie piekę tort z przepisu Babci Walerii.
Zrobię kresową pieczeń na dziko, z kluskami i buraczkami.
Jutro, 29-stycznia, wszyscy w domu świętujemy !!!





MAMUSIU DANUSIU
126 lat, zdrowia, którego tak potrzebujesz
i całe morze radości

Hania



**


                        z przyjemnością polecam Malina M *                          

strona liiil  

RAZ SOBIE WLAZŁ

$
0
0

KOTEK NA PŁOTEK


 



Po co tam wlazłeś kotku ?
Żem kuku chciał zrobić płotku.
płotku ???
Ależ mój kotku ! koteczku ! !
przypatrz się temu płoteczku:





"Cudny" jest, jako Malina,
prosty, sprężysty, jak trzcina,
 jak trzcina !!!
a że już nie te ma latka ?
Malina też nie dzierlatka ...




Fakt - letko se idzie po łuku ...
dlatego chcesz zrobić mu kuku ?
kuku ??!
Sztachetki ma nieco spróchniałe,
lecz gwoździe ciągle w nich całe.




.
Przypatrz się dobrze mój kocie,
szast, prast i zamrugaj na płocie.
na płocie ...
albo zza płota kukaj niebożę,
lecz kuku płotu ? to być nie może !





Płot kolejowe wyszczerza ząbki,
a nad nim drzewa, zwinięte w trąbki
w trąbki ???
Śniegowy urok i przemarsz wojska,
a gdzie pastuszek ? gdzie gąska polska ?




Przez płot dziewczyna kuka rycerza,
za płotem welon, szron, mgła i wieża.
a kuku - wieża !
Kto od kukania wierszyk zaczyna
skończy niechybnie, niczym Malina...
 



.
Rymy zawiąże, sens rymu schowa,
w drodze do rymu wszak Częstochowa.
rymowa ;)
To coś pokręci, to się wywróci,
niech więc już kończy i męki skróci !



CÓŻ - JAKA HANKA
TAKA RYMOWANKA

Ot, co !
o uśmiech mi szło ...

Że żargon ? potoczny zwrot ?
to nie ja, przecież, to kot !


*


                     z przymrużeniem oka polecam - Malina M *                    

strona liiil  
 

TO SIĘ ZDARZYŁO PANI ANNO

$
0
0

10 LUTEGO 1940 ROKU


BEZDROŻA TAJGI.
Niewiarygodne, a jednak przemierzałem z Mamą.
Groza tamtych dni spadła na ramiona mego pokolenia.
Kresowa dola.

Szczęśliwe lata trzydzieste. Brzeżany.
Ukraińskie mordy. Deportacja na Sybir.
Za wiele jak na jedno pokolenie.





.
SYBERIA.
Zniewolone istnienie. Złoczyńcy uczynili z niej narzędzie tortur.
Zatarli jej piękno. Kolczastymi drutami gułagów opletli jej bezkresy.
Szumiącą tajgę przemienili w więzienne zaścianki,
Cmentarzyska zesłańców.



.
10 LUTY 1940 ROK.
Pod płozami skrzypi śnieg. Wczesny świt. Na lewo lotnisko.
Na maszcie nie powiewa biało - czerwony rękaw.
Skręt na prawo. Droga Złoczów - Brzeżany.
Na saniach Mama. Ojciec. Brat.
Nieprzytomny chłopiec. zemdlał.
Zabili jego psa. Luksa.

Siostra gimnazjalistka na stancji w Brzeżanach.
Dziewczynka ma szesnaście lat.
Mama rozpacza. Co będzie z tym dzieckiem ?
Ojciec pociesza. Pójdzie na Siółko do swoich ciotek.
Przetrwa.

Na rozdrożu Brzeżany - Potutory. Stoi siostra. Czeka na mrozie.
Ktoś poinformował o deportacji. Wybrała swój los.
Drogę krzyżową. Z Edenu na Sybir. Ileż serca. Ileż poświęcenia.
Ambitna. Wytrwała. Z Sybiru wróciła.

Potutory.
Załadunek do towarowych wagonów. Żelazny piecyk na środku.
„Burżujka”. Prycze. Sanitarny otwór w rogu. Zaryglowane okna.
Na oknach kraty. Siarczysty mróz. Wagon przepełniony. Duszno.
Piecyk rozpalony do czerwoności. W wiadrze wrząca woda.
Pociąg rusza. Metaliczny daleki grzmot.




.
Parowóz zamiast do przodu – gwałtownie cofa.
Uderza w pierwszy wagon. Bufory sprężają się.
Następny wagon przyjmuje cios. Przekazuje dalej.
Nasz wagon na końcu. Przybliża się łoskot. Narastający.
Uderzenie.

Rozżarzony piecyk przymocowany do podłogi.
Z otwartych drzwiczek wypada żar.
Wiadro z wrzątkiem przewraca się.
Rozdzierające krzyki. Ktoś poparzony.
Ktoś zwalony na podłogę. Na pryczę.
Ściśnięte bufory rozprężają się.
Fala uderzeń wraca do lokomotywy.
Gwałtowne szarpnięcie. Pociąg rusza.


.
Kilka tygodni w drodze.
Ochrona odblokowała jedno okno. Można otwierać.
Mroźne świeże powietrze wpada do wagonu. Pociąg mknie.
Telegraficzne słupy odmierzają wiorsty. Wciąż lasy i lasy.
To tajga.

Którejś nocy na postoju gwałtownie odsunięto drzwi wagonu.
Rozkaz ruskiego bojca: Wygrużajtieś ! Na peronie szpaler sołdatow.
Bagnety na sztorc. Zesłańców objuczonych tobołami.
Wyprowadzają przed dworzec. Niezliczone ilości sań zaprzężonych
w pojedyńcze konie. Dziwne ciężarowe samochody, z pionowymi
długimi beczkami przy kabinie. Promieniowały ciepłem.
Kondukt zesłańców podąża w nieznane.

Jedziemy saniami. Śnieżna droga przetarta.
Mijamy nieliczne wsie. Puste. Domki z drewnianych bali na zakładkę.
Trzy okienka. Wybite szyby. Wyrwane drzwi. Wiatr trzaska okiennicami.
Wygnańcy z przerażeniem wpatrują się w trzewia
porzuconych ludzkich siedlisk.

Autor: A.T



Warto poznać historię tamtych strasznych dni, opowiadaną przez Człowieka, który Tajgę przemierzył i na własnej skórze poczuł, i na własne oczy zobaczył ... Warto też czytać przejmujące wiersze Pana A.T.




Ja tylko tutaj spróbowałam zilustrować tekst.
Zamiast Tajgi błękitnej, zasypane śniegiem, sudeckie lasy ... też piękne.


*



to ludzie ludziom
zgotowali ten los


*


                         z zamyśleniem polecam - Malina M *                        
 
strona liiil  
 

WIĘCEJ ŚWIATŁA !

$
0
0
westchnął poeta

NIE PO OCZACH !!!

wrzasnął mój obiektyw
Nie po oczach ! nie po oczach !




.
Po sercu lepiej, tym światłem ...
largo, duszoszczipatielno ...



.
A to znowu co ?
Tytan szos ? 


Gdzie się po nocy szwendasz paskudniku ?!
Malina niczym żółw, a ty ?! po oczach ?! A w maliny z taką robotą !


*

KTOŚ NIE ŚPI
BY SPAĆ MÓGŁ KTOŚ 


.
Nie ma to, tamto. Nie ma romantycznie, żadne tam takie mgły i welony.
Gdy o poranku śpiochy oczy otworzą stok musi być idealnie naśnieżony.




.
Karramba !
Szpieg z Krainy Malinowców.



.
Armatki, chcą, czy nie, czynią swoją powinność,
a księżyc łyp, zza chmury, błękitnym okiem.


*


Z DROGI ŚLEDZIE,
MALINA JEDZIE !




.
A nie, nie, nie ! TO, co jedzie,
to w żadnym  razie Malina nie jest !!!





.
Szuuuu - właśnie TO przejechało ...




ooo - TO ewentualnie by mogła być Malina,
ale nie jest, bo Malina jedzie ... autkiem




.
Jedzie sobie w ciepełku i zza szyby delektuje się światłami. Duszę ma uszczypniętą, wzrok lekko przymglony. Jedzie sobie przed siebie ... Jak Malina dojedzie, to się wyśpi, a rankiem :


*


BEZ SŁONKA
I BEZ SKOWRONKA




Za to co za uczta !!!








.
Co za kreska !!!




Brawo Zima ! Brawo Ona!




.
Koronkowa robota !




Brawo Mróz ! Brawo On ! 


Mróz czy obiektyw ?
oj tam, oj tam, wespół w zespół,
Maestro - z pełnym uszanowaniem - pliz ! 
na cztery ręce : bielszy odcień bieli ...

A Malina cieszy się, jak ta durna ...



*



                        z przyjemnością polecam Malina M *                          

strona liiil  


NIEPOLITYCZNIE

$
0
0

O POLITYCE

Dzisiaj ustami pewnego, hmmm, rycerza.
Rycerza, co onego czasu ostro poczynał sobie na swoim blogu, ups, rzec chciałam swoim zamczysku, a takoż na zamczyskach ościennych. Miecza ów rycerz nie używał. Innej broni dobywał w pojedynkach. A że w walkach rycerz zaprawion, to co rusz - plask !!! i szabelka przeciwnika lądowała w pokrzywach ! Walczył na szable argumentów, na szpady ironii, floretem dowcipu ochoczo przy tym się wspomagając. Hasłami przeciwnika wywijał przewrotnie, niczym chorągwią z kociego ogona.  Taki był.




TO TERAZ POCZYTAJCIE,
CO ÓW RZECZE :


Jeśli istnieje parapsychologia, to istnieje też parapolityka - mówię wam to ja, dumny rycerz, ROMEO OD CZARNYCH OWIEC, nudnym esbekiem, klawiszem i płatnym agentem, przez wraże siły nieprzyjaciela, zwanym.
I klnę się na honor mego giermka - polityka jest damą ! ... a przynajmniej przyjaciółką damy, lubo przyjaciółką, przyjaciółki damy.


                                      


Takowoż polityka, jako ta dama :
- na pstrym rumaku jeździ i ostro cugli zadziera
- blichtr tego świata, niczym diamenty, kocha okrutnie
- uwielbieniem mas nie gardzi
- humory miewa, fochy i dąsy
- nie wiadomo czym dogodzisz kapryśnicy
- nie wiadomo od czego polegniesz ... w ramionach onej oczywiście

Jeszczeć insze przymioty miewa polityka, tych jednakowoż nie wymienię, bo, jako żywo, okazałbym iż owa nie tylko damulką bywa, ale, uczciwszy uszy i dziwką przewrotną.

c. u .n .m .z.

czego udowadniać nie mam zamiaru, bo udowodnione.
Alea iacta est, mawiał szlachetny Cezar i nie miał tu na myśli kości Damy.
A może miał ?


*
O DZIURZE


Kto szuka nie błądzi - powiadają mędrcy i uczeni, a ja - rycerz Romeo, klnąc się na doświadczenie, siwy włos i rdzę na mej zbroi, powiadam:

                                 kto szuka dziury w całym
                                 niechybnie w krzaki zabłądzi
                                 i na złą drogę zejdzie ! o !

Aurea dicta - złote słowa ! zwykł był mawiać bywalec mego zamczyska, przyjaciel mój, Lukrecjusz, wyciągając z zamkowych loszków antałek złocistego węgrzyna. I wiedział co mówi ! czego nie mogę powiedzieć o złotoustych politykach, co potykają się na ubitej ziemi, dostarczając ludowi igrzysk i wirtualnego chleba. Miecza używają ochoczo, waląc na oślep, w co mogą i w kogo mogą, szerząc spustoszenie okrutne. Trucizny w walce używają, niczym Lukrecyja Borgia. Nie skomentuję mądrości onych, jako że dla rycerza, w pewnych kwestiach, audi multa, loquere pauca - mowa jest srebrem a milczenie złotem. Za wyjątkiem, ma się rozumieć kwestii, rzeczonego wyżej, złotego, lukrecjuszowego  węgrzyna.


.
Kto szuka mego zamczyska, drogi do niego dojdzie, choćby kręta była, a dziurą i kocim łbem, zbłąkanego wędrowca mamiła.




.
Zamek to osobliwy, bo rośnie w nim drzewo wiadomości prawdziwych i kłamliwych. Wiadomości prawdziwe, niczym liście wiecznie zielone, na drzewie onym pozostają, a wiadomości kłamliwe spadają i niczym liście uschłego figowca, precz na spalenie idą. A teraz jako pan tego zamku i tego drzewa rzekę, iż każdy rycerz Krajowi swemu winien służyć, prawa jego, Konstytucyją i język zgłębiając. Takoż i giermek, w swej kondycji, winien wiedzieć, iż prawom zaprzeczać nie jest rzeczą chwalebną, a nauk mądrych i prawego języka zaniechać, jest rzeczą głupcom przypisaną.




.
I to jeszcze Wam powiem, że serce lwa musi mieć rycerz, każdy rycerz, jeśli chce być rycerzem. Waleczne, mądre, doceniające zalety przeciwnika i otwarte dla przyjaciela. Serce zająca, niechaj dla giermka zostanie. Serce lwa, dumne jest, nie potrzebuje potwierdzenia, że jest lwem.  A serce zająca ?  Zając nie patrzy prosto w oczy, gdy przegrywa bierze błoto do ręki i wali na oślep, a za chwilę bierze drugą porcję i dokłada, żeby udowodnić sobie i wszystkim, że wygrał.  Biedny zajączek, w momencie, gdy sięgnął po błotko przegrał.

Pierwsze przykazanie rycerza:
Rycerz zgina kolana przed Bogiem i przed białogłową. Rycerz pochyla się wyłącznie czyniąc użytek z mizerykordii. Rycerz, który schyli się, by błoto wziąć do ręki, rycerzem być przestaje. W błocie taplają się się tchórze o zajęczym sercu.

                                       rzekł rycerz  Romeo
                                  
                                           pieczętujący się
                                     * in hoc signo vinces *



A nie, nie, to jeszcze nie koniec.
Na koniec mam coś jeszcze.

RYCERSKIE
ZAGADKI


ZAGADKA PIERWSZA
*Z UŁANAMI*

Po zwycięskiej bitwie dzielny dowódca, dzielnych ułanów, świętował z żołnierzami. Świętowali dni i nocy dziesięć, aż, koniec końców, uciech do syta zakosztowawszy, dzielny dowódca defiladę postanowił urządzić, a to ku uciesze dam nadobnych, wojsko sercem gorącym witających.

Zbliżał się dzień świąteczny, dowódca począł więc pilnie  przygotowywać do defilady swój odział, liczący mniej niż 500 dziarskich ułanów.

- Próbował ich najpierw ustawić trójkami - ale jeden zostawał.
- Spróbował ich ustawić czwórkami - ale jeden zostawał.
- Spróbował ich ustawić piątkami - ale jeden zostawał.
- Spróbował ich ustawić szóstkami - znowu jeden zostawał.

W końcu dzielny dowódca spróbował ich ustawić po siedmiu w szeregu
i stwierdził z ulgą, że nikt nie został.

Ilu ułanów liczył oddział ?


ZAGADKA DRUGA
*Z FANTAZJĄ*



tak ???


czy tak ?


Czekam odpowiedzi.
Romeo, z pełnym uszanowaniem ...

 A KUKU !






*


                        z przyjemnością polecam Malina M *                          

strona liiil  

UŚMIECHA SIĘ

$
0
0

MOJA
CIOCIA LILA


jeszcze kilka dni temu słyszałam jej głos w słuchawce :
Danusieńko, jak twoje nogi ? a jak się czuje Hania ?
od wczoraj już nie słyszę .... już nigdy nie usłyszę ...





Ludmiła, z domu Zielińska - rocznik 1915
najmłodsza siostra mojej Babci


Ciocia Lila, bo tak ją wszyscy od zawsze nazywali dożyła prawie stu dwu lat ! Piękny wiek, a co za umysł !!! Codziennie rozmawiała z moją Mamcią przez telefon, ze mną czasami też. Jak obie rozmawiały, to prosiłam o przełączenie na głośnomówiący. Lubiłam słuchać Cioci, jej głosu, z charakterystycznym akcentem, sposobu w jaki mówi i tego, co mówi. A  tyle miała do powiedzenia ! od roku mówiła coraz mniej, to dlatego, że straciła słuch. Trochę jeszcze słyszała ale coraz bardziej intuicyjnie wyczuwała o co moja Mamcia pyta ale i tak rozmawiały, potrzebowały siebie ...




Mała Lila ma 5 latek i wygląda raczej na wnuczkę
Ludwiki i Franciszka, niż na ich córkę.




Najmłodsza z ośmiu sióstr, oczko w głowie Prababci.
Hop krzesełko ! żeby siostrom dorównać.


Zdjęcia zrobione w 1920 roku. Mieszkali wtedy na Zamku Sobieskiego, bo Franciszek był przez krótki czas naczelnikiem więzienia (ojjjjj). Krótko nim był, bo stwierdził, że się do tej funkcji całkiem nie nadaje i wrócił do pracy w sądzie a rodzina wróciła do normalnego mieszkania.
Dla małej dziewczynki wcale nie było tak znowu uroczo w tym zamczysku. Wielkie pokoje, zawsze zimne, a na zamkowym podwórzu często, gęsto, przechadzały się straszne potwory, których Lila panicznie się bała. Biegła wtedy do ukochanego Tatka a Tatko potwory przeganiał precz, przy okazji wygłaszając mowę do sąsiadującego przez płot gospodarza, by swoje krowy lepiej pilnował.




Lila - dziewczynka
w plisowanej spódniczce





Lila - panienka
w sukience z bufiastymi rękawami



Lila - cioteczka
z moją Mamcią na koniu


To ulubione zdjęcie Cioci Lili.


Czesława poznała Lila tuż przed wojną. Wojenna miłość. Wojenny ślub, bez zapowiedzi, bo jak powiedział ksiądz „dzieci kochane bomby lecą na głowę, co tam zapowiedzi”. Na ślub szli piechotą a właściwie to biegli, w międzyczasie chowając się do piwnicy, bo nalot, za nalotem.




Lila - narzeczona.
w Złoczowie na Kępie, tuż przed wojną.


Cesiu, bo tak go nazywała, ukończył konserwatorium we Lwowie. Miał piękne, smukłe dłonie i piękną duszę. Skrzypce, to było jego życie, jego pasja. Tylko pasja, pracował jako urzędnik na poczcie. Cesiu nie przeżył wojny. Zostały po Nim skrzypce … i sale koncertowe, w których nigdy nie zagrał.  Historię Cesia już tu opowiadałam, nie będę powtarzała.




Lila - mamusia.
Nie tylko piękna, ale też energiczna i dzielna.
To nie był czas dla kobiet bluszczy.


Lila od zawsze była bardzo optymistyczną, pełną humoru i werwy kobietą. Kiedyś paliła papierosy, na długiej lufce, opowiadała świetne dowcipy i pasjami grywała w brydża. Nawiasem mówiąc oszukiwała w tej grze jak pies. Nawet gdy już po raz drugi została wdową i sławne "cho, cho, po czterdziestce" osiągnęło spore rozmiary, Lila z gry nie zrezygnowała. Miała kółko wiernych przyjaciół, grywali u każdego po kolei. Ubierała się elegancko, brała laseczkę i dzwoniła po taksówkę. Zawsze przyjeżdżał ten sam taksówkarz, pomagał wsiąść i wiózł, gdzie trzeba. Przez lata tak się przyzwyczaił, że kiedy cioteczce coś niechcący się pomyliło i podała zły adres to mówił - "przepraszam bardzo ale Pani Starsza dzisiaj gra gdzie indziej" i rzeczywiście miał rację, Starsza Pani grała gdzie indziej.
Kiedyś zadałam Jej przez telefon pytanie:

- Ciociu, gra Ciocia w brydża ?
- no coś ty !!! przecież całe towarzystwo poumierało !

Fakt, mądra odpowiedź na niezbyt mądrze zadanie pytanie.





Teraz Lila dołączyła do towarzystwa ... siedzą tam sobie na niebieskiej ulicy Legionów, grają sobie w niebieskiego brydżyka,  niebiesko przy tym oszukują, popijając niebieską kawkę z najlepszymi na całym świecie ciastkami ... złoczowskimi ciastkami, prosto od Maćkówki ...


*


                                               Malina M *                                        

jeśli podobał Ci się ten wpis
to wejdź na liiil    i zagłosu

MĘCZENNICY KOCHANI !

$
0
0

OD DANUSI I HANI



.

ciaaach !!!z rabatki ścięty kwiat
i życzenia - żyjcie nam sto lat !!!


Miało być z różą w zębach, to z różą jest ! a nawet z dwoma. A że retro? no cóż, w moim wieku im większe retro, tym lepiej.


.
Od Mamci, dla Was, pełne snu jabłuszko.
Niech uśmiech zamieszka pod każdą poduszką.




 WASZE ŚWIĘTO 
PANOWIE !!!


A skoro już Święto 40 Męczenników przypisane Wam zostało to męczcie się z nami ochoczo, z dumą i radością. I niech się Wam, w tym męczeniu, co najlepsze dzieje !!! Fruwajcie niczym te orły ! wznoście się na wyżyny intelektu, niczym te sokoły ! i walczcie z przeciwnościami, jak te herosy !!!
Bo tak, prawdę mówiąc, Panowie - bez waszych męskich zalet i wad
cóż wart byłby nasz babski świat ?!!!


 

Więc nas czarujcie, pośród braw,
niczym uroczy (ten, tego) paw.

I rozkwitajcie dla wybranek,
niczym (ten, tego) tuli-panek.

Bo w rzeczy samej, Mili Panowie,
jesteście dla nas ! każda to powie.

Co do "męczeństwa" zaś, proszę gości,
to już tak bardziej ... dla przyjemności.


Kochajcie swoje piękne połowy !
nawet gdy włażą Wam na głowy.

Wam bez nas, nam bez Was, co tu kryć 
pusto by było na świecie i nudno żyć.







*


I męczennik, i śledziennik,
orzeł i sokół, i heros też,
w ogólności zaś męski zwierz,
niechaj w błogości nam żyje !
noo - może kapkę mniej pije ...

Jeśli już, to za zdrowie
nasze i wasze - Panowie !

Niech nam rozwija talenta,
na co dzień, tudzież od święta.
Niech mknie niczym tytan szos
i niech łaskawy los 
co rusz napełnia mu trzos !





Takie Wam ułożyłam wierszowanki
wręczając kaktusa i tulipanki


Kaktus zakwitł, tak się zdarzyło,
a tulipanki ? 40 ich było ..... 

*


                        z przyjemnością polecam Malina M *                          
 



ŚWIAT

$
0
0

NIE JEST
TAKI ZŁY

świat wcale nie jest zły,
niech no tylko zakwitną jabłonie !




.
A zanim zakwitną jabłonie,
całkiem spokojnie wypiję trzecią kawę ...



.
Ech, pech ! przyjdzie mi jeszcze pewnie wypić całe morze tej kawy.
Do wiosny, tu, u nas, jeszcze ho, ho, ho, ho ! i trochę.



.
Jeszcze sporo wody upłynie, zanim pani zima pozbiera swoje zabawki ...




Zanim to szare, białe i, brrrr, zimne, zmieni się w zielone i pachnące. Zanim lody spłyną hen, śnieg stopnieje na polach i ptaki zamieszkają w gałęziach. Zanim swoje zabawki panienka wiosenka rozłoży.

*

Skoro już o zabawkach i zimnie mowa, to może trochę weselszego ciepła się przyda ? Proszę bardzo - oto obrazek cieplejszy, może nam serducho trochę roztopi ? Mnie tam roztopił na amen. Cóż, to akurat nie dziwota, babcia wszak ze mnie zwariowana na amen.




.
Nie ma jak u mamy, u taty, ma się rozumieć, też !!! ...
a miłość, to szczepionka na całe zło tego świata.
 



Czym skorupka za młodu ...


Świat nie jest taki zły, świat wcale nie jest zły. Historia kołem się toczy, czas biegnie jak oszalały, dzieci dorastają i mają swoje dzieci, a skorupki, przynajmniej w moim domu, czym nasiąkały przed laty, tym nasiąkają i teraz ... widać taka ich skorupkowa uroda.

Nam czytali, my czytaliśmy, oni czytają ...
Czas przeszły, teraźniejszy i, wierzę, przyszły.
Przypadek ? nie, nie przypadek ...



a babcia siedzi i zawija te sreberka
i oby tak dalej...

*


                        z przyjemnością polecam Malina M *                          

strona liiil  

PREZENTY

$
0
0
ponoć na Święta dzieciom przynosi Zajączek
Mnie tam niczego Zajączek Wielkanocny nie przynosi.

Raz, że wyrośnięta giedyja już jestem, a drugie, że u nas tej tradycji zajączkowej nigdy nie było. I owszem, z wiosną uszate kicały, nad rzeką i na działkowych ogródkach, jak oszalałe, ale ... jakoś tak bez prezentów.
Za to prezenty dostałam od FB , dokładnie nie wiem, dlaczego dostałam, ale z chęcią się prezentami podzielę. Fajnie są, więc Fejsowi dziękuję.


PRZEZ SZYBKĘ, 
PRZEZ POŃCZOCHĘ


w dawnych czasach obiektyw na kobietę, często, gęsto, spoglądał. Im starsza białogłowa, tym obiektyw, w kwestii pończochowej, łaskawszy był. Najłaskawiej, pamiętam, traktował Irenę Dziedzic, cóż, wtedy botoxów i silikonów nie było, więc pończochy w ruch iść musiały, jako żywo.





.
Mnie FB pończochą wirtualną potraktował




.
i bardzo mi to do gustu przypadło.



.
Zwłaszcza ten najstarszy portret.Gustowny mi się wydał,
widać tylko to, co trzeba.


A co do zajączków, to pojęcia nie mam, czy już kicają, bo po chorobie, nosa poza dom nie wyściubiam, dalej niż na kilka ulic. W każdym razie Święta się zbliżają, a ja tradycyjnie przy projektach. Nadrabiam stracony czas. Między "opisem technicznym", a informacją "o bezpieczeństwie i ochronie zdrowia" upiekłam sobie schab z kminkiem.  W moim domu bez schabu z kminkiem i ćwikły, też z kminkiem i na grubej tarce, Święta się nie liczą. Tak było w Złoczowie, tak jest teraz u nas. Z jedną, jenakowoż, zmianą, dawniej schab był na świeżo, teraz wypraktykowałam, że schaby, przed samymi Świętami, są beznadziejne, twarde i łykowate, więc kupuję schab wcześniej, przyprawiam, podpiekam, wkładam do zamrażalnika, a dopiekam dopiero w Wielką Sobotę. Jest na świeżo, a przy tym, skoro drzewiej kłapouche za oknem, na mrozie, na pasztety kruszały, to teraz schabik kruszeć może w zamrażalniku. Na świąteczne pieczyste, będzie jak znalazł, o ! Nie da się ukryć, jakie czasy, takie kruszenie.
Pachnie teraz w całym domu .... aj....


Nie mam zajączka, nie mam zajączka, nie mam zajączka !
ale dam, co mam - proszę, oto owieczka, a nawet dwie



.
beeeeee, tyz pikneeeee :)


Ech, w kwestii dawania, przypomniała mi się stara piosenka,
z jeszcze starszego Kabaretu Starszych Panów:

prosił mnie kiedyś torrero
tam tarrrarata ta ta !
żebym mu dała sombrero
tam tarrrarata ta ta !
sombrera wprawdzie ni mia-a-łam
ale co miałam, to da-a-łam
tam tarrrarata ta ta ta, ta ta !
tam tarrrarata ta ta ! ole!



  na koniec będzie (prawie) fraszka
NA SPÓŹNIALSKĄ


.
Ech, ta wiosna, proszę pana.
całkiem jest niepozbierana.
Nie zapuszcza się w maliny
Niepodobna do dziewczyny
W stronę kwietnia nie spogląda
Na chłopczycę wręcz wygląda

I nie w głowie jest jej maj
Polityka dla niej naj ?!
a ja jaaj ! ! !



.
Bo ta wiosna proszę pana
To nie muza podkasana,
To nie zwiewna zalotnica,
Czarodziejka, czy psotnica,
To jest panna zgoła inna,
Strzela focha i jest zimna

Więc spóźniona, choć tuż, tuż,
Niech łaskawie przyjdzie już.
No już ! ! !


Kurcgalopkiem kochaneńka !
kłapouche czekają, my też !


*


                          z przyjemnością polecam Malina M *                            
strona liiil   

TO LUBIĘ

$
0
0
szczęście pachnie jak poranna kawa
czasem bywa zakurzone, a czasem
szczęście zakłada berecik ...
NIBY SZARA
 CODZIENNOŚĆ





Najbardziej lubię nasze poranki. Pachnąca kawa, która stawia nas na nogi. Oczywiście Mamci to ja robię taką cieniuuutką, z jednej łyżeczki, rozpuszczalnej. Ech, popatrzcie, jak herbata ten kawowy cud wygląda. Sobie robię z trzech łyżeczek, gorzką, mocną i czarną jak diabeł. Potem do tej cieniutkiej dodaję dwie łyżeczki miodu. Do mojej tylko kropelkę. Wyobraźnią los nas obie szczodrze obdarował, więc wyobrażamy sobie, że ten złocisty miód z Tomka pasieki pochodzi i że tomkowe kochaneczki zbierały go gdzieś niedaleko nasze ukochanej Sieniawy, a potem myśli na Kresy fruną, ech, żeby tak jeszcze koło Złoczowa fruwały. Zaraz jednak wracamy do rzeczywistości i na pusty talerzyk rogaliki trafiają, a czasem maślane bułeczki. Wczorajsze, ma się rozumieć. Wyczaiłyśmy, że te wczorajsze, smaczniejsze i biec do sklepu, przed śniadaniem, nie trzeba. Czas na moment staje w miejscu, żadnych wrednych telefonów, żadnych problemów, żadnych spraw do załatwienia na wczoraj. Wiem, zaraz czas ruszy z kopyta, zaraz wpadnę w wir pracy i obowiązków, zaraz zacznie się kołowrót, ale teraz ten poranny, kawowy czas jest tylko nasz ...





Takie spojrzenie też lubię ...


- Hania, a co tam jest na szafce ? co tam jest ?
- noooo, na szafce, proszę Mamci, jest kurz ...

Robię dobrą minę do złej gry, jeszcze ten kurz, biedaczek, tam pobędzie. Pierwszeństwo mają gary na kuchence i to, co w garnkach i na talerzach znaleźć się ma. Chwilowo kurz musi ustąpić pierwszeństwa projektom. Nie da rady, oba samce, marudzenie nie pomoże, więc nikt nie marudzi.




Oooo, to też lubię !!! Lubię babcią być ...




Lubię bardzo być  teściową ! że cioteczną ? a jakie to ma znaczenie ?
jak się ma co (Kogo) się chce, to się lubi do utraty tchu, a jakże !



BERECIK


Nawet berecik lubię. Co to takiego ten berecik ?
Ano "berecik" to takie moje powiedzonko, dość u mnie mocno stosowane.

Kiedyś słyszałam taki dowcip: Idzie babcia z wnuczkiem, wnuczek radośnie podskakuje, na plecach niesie wielki tornister, a na głowie ma śmieszny berecik z antenką. Wnuczek niesforny jest , nagle wyrywa się babci i wbiega na jezdnię. Ostry pisk hamulców, w ostatniej chwili przechodzący obok mężczyzna wpada na jezdnię i obaj z wnusiem lądują dosłownie o centymetry za samochodem. Przerażona babcia wbiega na jezdnię, podnosi wnusia, zbiera rozrzucone książki, w końcu rozgląda się dookoła i z wyrzutem patrzy na mężczyznę - a berecik ?!!!

Bereciki to u mnie na porządku dziennym. Po ostatniej po chorobie takie miałam zaległości, że rąk by się z dziesięć przydało, a głowy ze trzy. To już nie cud, miód i chałwa, to armagedon ! Trzy projekty jednocześnie i wszystkie trzy do tyłu. Po chorobie nocka projektowa to niej to, co tygrysy lubią najbardziej, ale jak się nie ma , co się lubi, to się lubi, co się ma. Zagryzam zęby piszczę a lezę. Do rana udaje mi się skończyć ten pierwszy.




Do wieczora, cudem jakimś, ogarniam ten drugi i wysyłam na branże, bo ten gagatek wielobranżowy jest. Ufff !!! Gotowe. Zachwycona sama sobą dzwonię do braciszka :

- Wituś, pierwszy wysłałam do inwestora i wrzuciłam na serwer,
drugi wysłałam branżowcom, masz na serwerze wszystko,
możesz teraz spokojnie robić konstrukcję
- a zadzwoniłaś do konserwatora, w sprawie trzeciego ?!

No nieeeeee ! Tu następuje moja długa tyrada, zakończona "delikatnym" odłożeniem słuchawki. Wychodzę z pokoju, a moja Mamcia :

- i co ??? berecik był ?!!
- był ! odpowiadam i śmiejemy się obie ...

Bereciki też lubię. Mam najlepszego na świecie brata, a że czasem, jak to facet, marudzić musi, trudno, marudzi. Jest na to rada - nie przejmować się i zwyczajnie polubić braterskie marudzenie.  A jak by co, to przecież w zanadrzu też mam, całkiem niezły, siostrzany ... berecik.



Na koniec lubię się uśmiechnąć


Melduję posłusznie, że tym razem bez berecika,
ale za to z podwójnym podbródkiem.

hmm - tego, akurat, nie lubię !



*


                          z przyjemnością polecam Malina M *                            
strona liiil   


NIE BĘDĘ PŁAKAŁA

$
0
0
wrrrrr, wrrredna zmiano
i co ci te biedne drzewa zrobiły ? no co ?!!!


NIE BĘDĘ PŁAKAŁA !
NIE BĘDĘ PŁAKAŁA ???


Było sobie piękne szpakowe drzewo, już witało się z wiosennym słonkiem, tysiącem drobniutkich listeczków, już cieszyło serce ....

Nie ma listków, ogolili ciebie, jak prostytutkę. Nie będzie już pachnących kwiateczków, tylko goły pień i spaliny za oknem, i niemiłosierne słońce latem ... A twój kolega, jesion ? już na nim wyrok wykonany, liście miał jak parasolki, wilgotne, świeże, zielone, pierwszą, niewinną zielenią ... leżą na trawniku, pod oknem  ... nie będę płakała ! nie, nie będę ... nie będę ? na prawdę ??!  Za oknem kamienice, piękne, ale gołe i zimne, drzewa są i owszem, ale dopiero za nimi ... nie widzę tych drzew, tylko nocą słyszę jak huczą w nich sowy, ech dobre i to, jakoś sobie te drzewa wyobrażę, tyle, że jeszcze kilka godzin temu, przed moim oknem, było tak pięknie.

Gdzie teraz pan szpak z panią szpakową umówi się na randkę ?
no gdzie ?!!! pytam, w sowim królestwie ? daleko od mojego okna ?

To już tylko historia ...



.
Widok z Mamci balkonu




 Widok z mojego okna.

Nazwałam sobie to piękne drzewo Szpakowym Drzewem. Rośnie tuż,tuż, dosłownie włazi do pokoju. Kwitnie milionem maleńkich białych kwiateczków i pachnie, pachnie, cudownie pachnie …
Zwłaszcza nocą słodki, duszący, orientalny, zapach przypomina opium, oczywiście mam na myśli perfumy. Uwielbiam zapach mojego drzewa. Uwielbiam ptasie koncerty na moim drzewie. Ptasie radio z mega wzmacniaczem! Samczyki tak bardziej śpiewnie, a samiczki, jak przekupki, na ptasim, rajskim, targu. Szpakowe przedszkole, to też niezłe concerto. A wszystko to na wyciągnięcie ręki. Pierwsze piętro, gdy otworzę okno kwiateczki pchają się do pokoju, gdy zawieje wiatr na podłodze biała koronka ... była biała koronka. Teraz będzie koszmarnie czysto.



Co mi zostało ?
ten parking za oknem ?! 


Parkingi są potrzebne i dobre, tyle, że wolę liście i kwiaty, i drzewo, i szpaki, i nawet czarnego kota wolę. Popatrzcie tylko - Szpakowe kiedyś miało odnogę, a nawet dwie. Rosły sobie poziomo, tuż nad chodnikiem. Chyba ze trzy metry tak sobie, poziomo, jedna z nich urosła. Dziw nad dziwy, ale dziw dość niebezpieczny. Gdy ją obcinali wszyscy sąsiedzi stali w oknach, jeden nawet położył się na ziemi, w proteście, ale rady nie było. Odnogi ścięli ! Oj, jak bolało !!! Podobno miały odrosnąć ... nie odrosły.



A zimą ? 

Już czarny kot nie wskoczy na pokryty śniegiem pień,
nie będzie chwytał ośnieżonych gałązek ... tych gałązek już nie ma ...



.
Nie będę płakała ...




Na prawdę nie będę płakała ?


*




To na pocieszenie. 

Może, jak pierwszy raz powie "baba" drzewo już trochę odrośnie ?
a może jak powie "babusia" szpaki wrócą na ukwiecone gałązki ?
może znowu zapachnie ...

eeech ...
*



                          z przyjemnością polecam Malina M *                            
strona liiil   

PISANKI

$
0
0
BARANKI

baranek cukrowy - dokoszykowy
baranek z ciasta - nastołowy
baranek ach ! - czekoladowy

a nawet  :




baranek ścienno - słupowy


Nadszedł czas na brykające baranki
Nadszedł czasz na kolorowe pisanki.


.
Najpierw pracowicie zafarbowałam, a potem, jeszcze bardziej pracowicie, wydrapałam wzorki. Na koniec poprosiłam pisanki o szeroki uśmiech do obiektywu ... pstryk ! pstryk ! niech cieszą oczy moich przyjaciół !

A gdzie baby ?! gdzie siedem tradycyjnych bab ? a kuku - bab nie ma ...
Baby dochodzą do pełnoletności, będą juto na świątecznym stole.




JUTRO WIELKANOC
ZABIJĄ WSZYSTKIE DZWONY



RESURREXIT
CHRYSTUS PAN ZMARTWYCHWSTAŁ
 prawdziwie z martwych powstał !






Niech światło Nocy Paschalnej przemienia nasze serca.
Niech napełnia je odwagą, radością, nadzieją i pokojem.
Niech daje nam wszystkim siłę przebaczania ...

Danusia i Hania
Radosnych, zdrowych i spokojnych Świąt
wzajemnej miłości, ciepła i życzliwości.

*


                          z przyjemnością polecam Malina M *                            
strona liiil   
Viewing all 279 articles
Browse latest View live