Quantcast
Channel: w malinach
Viewing all 279 articles
Browse latest View live

CZAS STRACHU, ŁEZ I NADZIEI

$
0
0
Wspomnienia PRAWDZIWEGO opozycjonisty.
Najprawdziwszy, z prawdziwych, kawałek tamtego życia.

Życia w stanie wojennym. Nadszedł czas by wydobyć to życie z niebytu i dać świadectwo historii. Bo jeśli nie my to kto ? Jeśli nie teraz to kiedy ? Teraz właśnie jest TEN czas, bo już historia coraz bardziej  wykrzywioną ma twarz. I zdziwioną, że aż tak zakłamywać ją można.

Bo nie może być tak, że prawdziwe historie, prawdziwi ludzie tamtych czasów zostają w cieniu, a ich miejsce zajmują ci z pełną gębą frazesów, którzy wrzeszczą TO MY !!! to my wykuwaliśmy wolność, my daliśmy wam demokrację, my tworzyliśmy historię, MY ! MY ! MY ! Ejże, na prawdę my ? tylko my ? Ejże, przecież często ci my to wtedy stali tam, gdzie teraz prezes mówi, że my stoimy, albo pokrzywdzeni byli przez los, bo ich nie internowali. To jak to jest ? A najgłośniej pokrzykują młode wilczki. A jakże, Prezydentowi Komorowskiemu wrzeszczą - precz z komuną, KOD-owi zabraniają demonstrowania w Gdańsku, bo to "ich" kolebka. Ejże ?! ich kolebka? przecież w czasach, gdy Komorowski siedział, gdy Tomek strajkował w Gdańsku, a potem też siedział, to oni i owszem, siedzieli, ale na nocnikach, Tacy to teraz dzielni młodzi bojownicy o demokrację i prawdę. To MY !!! - nam teraz władza i chwała, tylko my, tylko z nas prawdziwi Polacy, prawdziwi patrioci, prawdziwi katolicy!

A WY !!! - WY, tacy jak Tomek, WY to drugi sort, zdrajcy, sprzedawczyki, złodzieje i targowica. I zrobimy wszystko, żeby świat w to uwierzył. Mamy speców od takiej roboty. Jacuś Kurski, spec od genealogii, już takie genealogie wam podorabia, że lepiej niż Krzywonos na tym wyjdziecie. A Zbyniu Ziobro, spec od przeszczepów i dyktafonu, jak już Prokuraturę za twarz chwyci to nie puści aż ... Jeszcze zobaczycie aż co.

Ano, jak mawiał mój Dziadziu - człowiek myśli Pan Bóg kreśli.
Zobaczymy, czy zobaczymy ...


 TOMASZ



opozycjonista, poeta, myśliciel
mój pierwszy blogowy przyjaciel


Taki Mu portret zmajstrowałam. No nie będę taka i zdradzę :
Tomek ma własną twarz ale fryzurę i szatki Kierkegaarda ...
I nie powiem, bardzo Mu w tej fryzurze i w tych szatkach do twarzy.


TAK MÓWI TOMEK O SOBIE:

"Niedoszły drugi Matejko, pilot szybowcowy, aktor scen polskich i filmowy, reżyser – wystartowałem w życie dorosłe jako nauczyciel-polonista wiejskiej szkółki a potem szkoły średniej w niewielkim, historycznym i królewskim mieście, o którym wspomina obszernie Henryk Sienkiewicz w „Potopie”, położonym na południowo-wschodnich kresach ówczesnej PRL. Kiedy byłem już przykładnym mężem, zięciem i ojcem dwójki dzieciaków, wystającym nocami w kolejkach po mięso i inne produkty na kartki, los rzucił mi wyzwanie, z podjęciem którego, wbrew protestom żony i teściowej, ani chwili nie zwlekałem.
Tak właśnie, we właściwym momencie historycznym, wskoczyłem do pociągu „Wolność”, stając się z woli swoich koleżanek i kolegów współtwórcą „Solidarności” nauczycielskiej i jej pierwszym przewodniczącym na cały dawny powiat. Wcześniej jednak uczestniczyłem w okupacyjnym strajku nauczycieli i lekarzy w Gdańsku, byłem świadkiem podpisania porozumienia z ówczesnym ministrem oświaty, doznałem zaszczytu spotkania się z legendarnymi postaciami opozycji, Lechem Wałęsą i Jackiem Kuroniem oraz innymi późniejszymi bohaterami z pierwszych stron gazet krajowych i zagranicznych."



.
W kwestii niedoszłego Matejki, to, proszę bardzo, oto obrazy Tomka.



.

  A TO POCZĄTEK JEGO HISTORII

"Przyjechali po mnie w nocy z 15 na 16 grudnia 1981r., między godziną pierwsza a drugą. Zostałem obudzony przez ostry dźwięk dzwonka. Wcześniej, w półśnie słyszałem jakieś odgłosy zajeżdżającego samochodu, miażdżonej przez koła śnieżnej zmarzliny, trzask drzwi wejściowych do klatki schodowej, ale dopiero głos żony: „Tomek, przyszli po ciebie”, postawił mnie na nogi. Było ich pięciu- funkcjonariusze w cywilu, pewnie SB i jeden w mundurze „moro”, milicjant w randze podporucznika. To ci, którzy weszli do mieszkania. Za drzwiami, na klatce schodowej jeszcze ktoś był." Ciąg dalszy na Tomka blogu ...




ZAPRASZAM NA BLOG TOMKA

Wystarczy kliknąć link poniżej

Dobrze jest wiedzieć, jak NA PRAWDĘ BYŁO wtedy, kiedy pan Piotrowicz stał po przeciwnej stronie niż Tomek. Wtedy, po tamtej stronie była władza. Teraz pan Piotrowicz stanął mężnie po stronie innej władzy i poucza, takich jak Tomek, co to demokracja i wolność. I wtłacza młodym w umysły, że wie to lepiej. I zakłamuje się historia na naszych oczach.
A jak NA PRAWDĘ BYŁO, o tym najlepiej przeczytać z pierwszej ręki.




Na moim blogu znajdziecie Tomka w komentarzach
pod tym wesołym awatarem.



*


                        z przyjemnością polecam Malina M *                          

strona liiil  

JAKA CÓRKA

$
0
0
taka laurka, mawiała moja Pani, kiedy to w pierwszej klasie malowaliśmy, z wielkim zapałem, laurki dla mam i dla tatusiów. Do chłopców też jakoś tam przemawiała, ale wtedy chłopcy byli poza moim zainteresowaniem, więc nie zapamiętałam. Malowałam z całego serca, najpiękniej jak tylko umiałam: krzywe tulipanki, dziwne niezapominajki, czerwone róże, no i koniecznie wieeeelkie serducho. Ma się rozumieć laurkę zwijałam w rulon
i wiązałam ulubioną kokardą. Dzisiaj laurek już nie robię, ale w życzenia nadal wkładam serce. Z sercem obchodzę urodziny moich bliskich.

Tak niedawno pisałam, że moja Mamcia skończyła osiemdziesiąt lat, a tu, jak z bicza bies strzelił, ani się spostrzegłam, Mamcia skończyła 82 ...



Urodzinowe zdjęcie 
w urodzinowym prezencie


Żeby okazać się córką, godną takiej Mamci, postanowiłam urządzić Jej urodziny. Też oczywiście w prezencie. No bo Mamcia powinna, na taki jubileusz, co najmniej norki, albo jakiegoś syberyjskiego tygrysa, ode mnie dostać, a tu pospolitość skrzeczy ... zwykły szlafrok w kropki Jej się trafił.



I drugi, gładki. Malinowy oczywiście.


Ale to jeszcze nie koniec. No bo Mamcia powinna, na taki jubileusz, co najmniej wycieczkę na jakieś Bahamy, pod palmę, ode mnie dostać, a tu pospolitość skrzeczy ... palma i owszem, była, ale na talerzu. Bananowa.



.
Za to serwetki w kropki. Jak Mamcia lubi. Jak szaleć, to szaleć ! Dostała je w komplecie, ze szlafroczkami. Też malinowe. Żeby chociaż były jedwabne, ale nie, papierowe ! Hmm - jaka córka taka laurka. Mamcia, jak to moja Mamcia, zachwycona i tak, ze wszystkiego, była.

Urodziny trwały dwa dni i nie obyło się bez tragicznych wydarzeń.
Nasze mieszkanie jest niewielkie, więc goście przychodzą na raty. Trochę miałam zachodu. Jeszcze na dodatek zrobiłam sobie takie kuku, że strach pomyśleć. Ulubionym przysmakiem mojego braciszka jest specialite de la maison, czyli tak zwany Sernik Hani. Miesza się dużą śmietanę, 5 jajek i trochę cytryny, wlewa się toto na gotujące mleko i zostawia mrugające przez 15 minut. Potem się odcedza na sitko i tak, do drugiego dnia, serek sobie w lodówce stoi. Na drugi dzień serek przeciera się się przez sitko. Potem uciera się 1/3 kostki margaryny, z cukrem i wanilią, i po łyżeczce dodaje serek. Na koniec dodaje się całą paczkę posiekanych orzechów i całą paczkę sparzonych rodzynek. Masę wkłada się do pucharków, na wierzchu układa brzoskwinie z puszki i zalewa galaretką agrestową, rozrobioną sokiem z brzoskwiń. Specialite gotowe ! Czasochłonne, ale że wszyscy u nas lubią, to postanowiłam przyrządzić. Ojjjjj - bokiem mi tym razem ten mój serniczek wyszedł. Ser udał się świetnie, ucierał się super, dodałam posiekane orzechy i rodzynki a potem spróbowałam na wszelki wypadek ... noooooooo - takiego obrzydlistwa to nie jadłam w życiu !!! Wyobraźcie sobie smak sernika, w którym jest cukier waniliowy + 1/2 szklanki soli !!! Potem jak durna latałam, żeby jakieś dobre ciasto zdobyć, a potem to już wszystko miałam do tyłu. Ciasto zdobyłam raczej średnio pyszne i od razu było widać, że kupowane. Plama na całej linii.

Ale to jeszcze nie koniec kataklizmów.
Gdy tylko trochę zapomniałam o serniku, ruszyłam do przodu jak ta burza. Posprzątałam pobojowisko w kuchni, a potem, już nieco spokojniejsza, wypiłam kawkę, usiadłam w pokoju i złapałam trochę oddechu. Hmm ... łapanie oddechu i spuszczanie kuchni z oka wtedy, gdy mają przyjść goście, to nie jest jednak najlepszy pomysł. Wracam ja sobie do mojej świeżo wysprzątanej kuchni, a tu niespodzianka ! Zamurowało mnie już od progu: tafla wody lśni w promieniach słońca a moje najśliczniejsze, różowe paputki z pomponami, niczym łódki, zmierzają wartko do przedpokoju. W jednej chwili, jak błyskawice, przemknęło mi przez głowę:

- jakie cudne słoneczne, zimowe, refleksy kładą się na wodę
- urządzenie elektryczne pod prądem, niestety, stoi w tej wodzie
- główny zawór wody znajduje się pod zlewozmywakiem
- izolacja w stropie wywinięta jest, powinna być, na ścianę 15 cm
- w sieci płynie woda pod ciśnieniem chyba więcej niż sześć atmosfer
- jak jeszcze tak chwilę postoję to sąsiadka będzie miała niezły remont

Moje, mniej śliczne, granatowe papcie zakończyły żywot, kiedy brnęłam wpław do zlewozmywaka. Nie wiem, czy to było sześć wiaderek, czy może tylko cztery. Zbieranie wody ręcznikiem, nawet jak przegląda się w niej zimowe słoneczko, nie jest zajęciem zbyt poetyckim, a na domiar złego człowiek jest spocony jak mysz i do gości niezbyt się nadaje. Na moment się załamałam. Nic mnie już nie uratuje. A jednak ...

Ponoć w zamierzchłych czasach króla Popiela uratowały myszy. Mogły Popiela, mogą i mnie, pomyślałam sobie. Może tu chociaż coś podziałam, żeby się gościom gębusie uśmiechnęły, jak nie przymierzając, myszkom do sera. Uśmiechnęły się, a mnie od razu lżej się na sercu zrobiło.




.
URODZINOWE MYSZY
Mamusi Danusi


- 8 do10 świeżych jajek (od szczęśliwej kury)
- puszka tuńczyka w oleju (najlepiej Rio Mare)
- trochę majonezu (bez przesady)
- maggi (oryginalne, w kwadratowej butelce)
- sól, pieprz i vegeta (do smaku)
- do ozdoby - to, co widać na zdjęciu

Ugotować jajka na twardo, obrać, pokroić na połówki, Żółtka wyjąć na miseczkę, rozdrobnić widelcem dodać tuńczyka z puszki, z odrobiną oleju. Dokładnie rozmieszać, a właściwie rozgnieść, dodać łyżkę majonezu, przyprawić do smaku solą, pieprzem. szczyptą cukru, pokropić sporo maggi. Dokładnie utrzeć. Nadziewać połówki jajek. Nadziewać tak, by została łyżka nadzienia. Z tej łyżki nadzienia robimy myszowaty sosik, dodając sporo majonezu i sporo maggi. Sosik podajemy obok myszek tak, żeby każdy mógł swoją mysz na talerzu odwrócić do góry nogami i polać jej brzuszek sosem. Inaczej myszy będą suche i do niczego.

Myszy na zdjęciu są lekko przymarnowane, bo pozują na drugi dzień. Właściwie to są już niedobitki myszy. Reszta towarzystwa nie zdążyła schować się do mysiej dziury i wpadła w pułapkę. Skończyły dumnie na gościnnych talerzach, ratując mój nadwątlony nieco honor. Przynajmniej były posolone, nie posłodzone.




Urodziny będą pamiętne. Przez słony sernik, przez łódki z pomponami, przez wesołe myszy, przez zapach pomarańczy, jak dziecięce marzenia, i przez najpiękniejszy uśmiech mojej Mamci ... Taki sam od lat ...
Choćby się paliło, waliło, soliło, czy nawet pływało ...


*

                        z przyjemnością polecam Malina M *                          

strona liiil  

PARAFRAZA NA TEMAT

$
0
0
Mistrzu Leopoldzie, wybacz.
To nie ja, to mój obiektyw.




.
ZIMOWE DRZEWA
 

O, cóż jest piękniejszego niż zimowe drzewa,
W lazurze nieba kute słonecznym promieniem,
Nad polem, co się bielą bezkresną rozlewa,
Okolone wskroś lasów błękitnym pierścieniem.




Zapach śniegu, srebrzony w słońcu, modry w cieniu,
W bezwietrzu sennym lekko miesza się, kołysze,
Gdy z pól śniegowe płatki, w mroźnym zachwyceniu,
Tysiącem srebrnych dzwonków budzą białą ciszę.







.


 .
Z wolna wszystko umilka, zapada w krąg głusza
I zmierzch ciemnością smukłe korony odziewa,
Z których widmami rośnie wyzwolona dusza ...
O, cóż jest piękniejszego niż zimowe drzewa !


.
    
*

Mistrzu Leopoldzie, wybacz !





To nie ja, wracam z uporem.
To mój obiektyw ...




.
O, cóż jest piękniejszego niż zimowe drzewa,
Z mgły poranka utkane słonecznym promieniem,
Co się w duszy balsamem błękitu rozlewa,
Snem srebrnym snuje, iskrzy poety natchnieniem.

 


Mistrzu Leopoldzie, wiem, wiem,
czasem poety ... czasem wierszoklety

C.B.D.U.
quod erat demonstrandum


*


                        z przyjemnością polecam Malina M *                          

strona liiil  

A WSIO TAKI ŻAL

$
0
0
Co było nie wróci i szaty rozdzierać by próżno,
Cóż każda epoka ma własny porządek i ład
A przecie mi żal ...



.
Ech, młodości żal. Kto z pokolenia "dziesiąt+" nie słuchał w młodości Okudżawy ? nie śpiewał Okudżawy ? Kto nie miał takiej płyty i adaptera Bambino ? Zdzieraliśmy te płyty do nieprzytomności. Okudżawą się kochało, Okudżawą się tęskniło, Okudżawą się marzyło, Okudżawą się buntowało. Dla wielu z nas to była cząstka młodzieńczej duszy. Mnie akurat ta cząstka zachowała się do dzisiaj. Niestety, nie zachowała się moja kochana płyta, historia „uniosła ją w dal” Jak mawia znajomy ksiądz, dusza ludzka jest nieśmiertelna, cała reszta się niszczy. Wystarczy jednak wejść w świat wirtualny, tu duszę można zgubić, ale przedmiot, przedmiot znajdzie się zawsze. Fotografia się znalazła.

Do czego zmierzam przez te krzaki ? ano zmierzam krętą drogą wprost do fantastycznego wydarzenia związanego z Bułatem Okudżawą:

III MIĘDZYNARODOWEGO 
FESTIWALU PIOSENKI POETYCKIEJ, 

Wydarzenia fantastycznego ze wszech miar. Duszą i główną „sprężyną” tej imprezy jest Pan Anatol Borowik – pasjonat, wielbiciel i wykonawca utworów Mistrza Bułata. Prawie z niczego, a głównie z pasji i energii swojej i małżonki, rozkręcił całkiem dużą, międzynarodową imprezę, bo w ramach Festiwalu wystąpiło wielu artystów z Ukrainy, Białorusi i Rosji. Były też rewizyty i występy np. w Moskwie. Nie ma w tej chwili w Polsce drugiej takiej inicjatywy, która by tak bardzo zbliżała ludzi, niezależnie od pochodzenia i zapatrywań. Bo piosenka łączy ludzi, a piosenka poetycka w szczególności !


Nic bym o tym festiwalu nie wiedziała, gdyby nie Kolega - Kneź Okrutnik. Wchodzę ja na Kneziowisko, TU czytam i oczęta mi się okrągłe robią:

To jest to !!! To jest mój świat. Okudżawa !
Hmm, to jest mój świat, ale czy długo jeszcze będzie ?


 .

Kneż Okrutnik, od którego nasza blogowa akcja się zaczęła to miłośnik i bywalec Festiwalu. A wszystko zaczęło się od tego, że pewnego dnia, na FB , Kneź Okrutnik wyczaił taką oto notkę:

W związku z brakiem finansowania zmuszeni jesteśmy podjąć decyzję bardzo bolesną dla nas. Musimy zrezygnować z organizacji Koncertów Towarzyszących III Międzynarodowego Festiwalu Piosenki Poetyckiej im. Bułata Okudżawy w Toruniu i Lublinie. W mocy mam nadzieję pozostanie Konkurs i Koncerty Galowy w Hajnówce, Białymstoku, Szepietowie i Sokółce. Prowadzę jeszcze rozmowy z władzami Warszawy…

Nooo – kiepsko !!! Nawet bardzo kiepsko !!! Ale Kneź by nie był Kneziem Okrutnikiem, gdyby nie potrafił zaradzić. Zebrał towarzystwo blogowe. Z pełnym uszanowaniem, chwycił nas za twarz, do rozumu nam przemówił i mamy BLOGOWĄ AKCJĘ. Piszemy notki, publikujemy, zachęcamy. Jest nas coraz więcej ale to kropla w morzu, żeby skałę wydrążyła potrzeba jeszcze tylu, tylu, tylu kropelek… WAS POTRZEBA. Hej życzliwe bratki, z malinowej rabatki, hej inne sympatyczne kwiatki – do blogowania marsz !




Tu w ilości siła. Nasze koleżanki i koledzy już napisali. Proszę bardzo :

KNEZIOWISKO - http://www.kneziowisko.pl
MARCHEVKA - http://marchevka.blogspot.com
KLARKA MROZEK - http://klarkamrozek.blogspot.com
BABA ZE WSI - http://marszewskakolonia.blogspot.com
MISSJONASCH - http://missjonash.blox.pl
BABCIA BEZ MOHERA -  http://babciabezmohera.blox.pl
WACHMISTRZ - http://pogderankiwachmistrzowe.blogspot.com
VULPIAN - http://vdn.blog.onet.pl.
TATUL - http://tatulowe.blog.onet.pl
DUDI - http://dudi.blog.pl - a-bulat-patrzy
SZCZUR Z LOCH NESS - http://szczur-z-loch-ness.blog.onet.pl
DANKA SKANDANITA - http://meszek.blogspot.com/
LAURA KRYSTYNA - http://krystynar.bloog.pl
DAMIAN - http://potluczoneszklo.bloog.pl

To tylko blogi, które znam i odwiedzam.


na marginesie
TRZY KROKI WSTECZ


Cofnę się teraz do studenckich lat. Mieszkałyśmy „na prywatce” w piątkę. Pięć dziewczyn, z czego tylko ja na politechnice, pozostałe to humanistki. I super ! Benia, delikatna dziewczyna o pięknym głosie, studiowała filologię rosyjską. Ech, to ona zaraziła nas piosenkami w ojczystym języku Mistrza. Fakt, język wraży, ale w poezji i pieśni „duszoszczipatielnyj” aż miło. Płynie sam. „A wsio taki żal” … zawsze tak śpiewałyśmy. Bo wtedy się śpiewało, nie tylko przy ognisku, w domu też. Wystarczyła gitara i już .


Co było nie wróci i szaty rozdzierać by próżno,
Cóż każda epoka ma własny porządek i ład
A wsio taki żal, że tu w drzwiach nie pojawi się Puszkin,
Tak chętnie bym dziś choć na kwadrans na koniak z nim wpadł

Dziś już nie musimy piechotą się wlec na spotkanie
I tyle jest aut, i rakiety unoszą nas w dal.
A wsio taki żal, że po Moskwie nie suną już sanie
I nie ma już sań, i nie będzie już nigdy, a żal.

Pozdrawiam i wielbię mój wiek, mego stwórcę i mistrza,
Pojętny mój wiek, zdolny wiek mój chcę cenić i czcić.
A wsio taki żal, że jak dawniej śnią nam się bożyszcza
I jakoś tak jest, że gotowiśmy czołem im bić.

No cóż, nie na darmo zwycięstwem nasz szlak się uświetnił
I wszystko już jest: cicha przystań, "non iron" i wikt,
A wsio taki żal, że nad naszym zwycięstwem niejednym
Górują cokoły, na których nie stoi już nikt.

Co było - nie wróci. Wychodzę wieczorem na spacer.
Spojrzałem na Arbat i ech, co za gość !
Rżą konie u sań, Aleksander Siergie(je)wicz przechadza się,
Ach, głowę bym dał, że już jutro wydarzy się coś.


*

To oczywiście nie ja, to moja bratanica Marzenka. Marzenka cudnie gra na gitarze, ma muzyczne wykształcenie, chociaż studia skończyła techniczne. Ech chciałabym tak grać! Chciałabym zresztą grać jakkolwiek, ale … no właśnie. Tak to z gitarą w moim przypadku jest, że grać, nie gram, ale kochać, kocham. A już Okudżawę, to okrutnie.



.
Pierwsza miłość z wiatrem gna, z niepokoju drży
Druga miłość życie zna i z tej pierwszej drwi
A ta trzecia jak tchórz w drzwiach przekręca klucz
I walizkę ma spakowaną już.

Pierwsza wojna - pal ją sześć, to już tyle lat
Druga wojna - jeszcze dziś, winnych szuka świat
A tej trzeciej co che przerwać nasze dni
winien będziesz ty, winien będziesz ty.

Pierwsze kłamstwo, myślisz: Ech, zażartował ktoś
Drugie kłamstwo - gorzki śmiech, śmiechu nigdy dość.
A to trzecie, gdy już, przejdzie przez twój próg
Bardziej rani cię, niż na wojnie wróg.


*

A to mój bratanek Krzysiu. Na gitarze grał od dziecięcych lat. Kiedyś, a był wtedy jeszcze małym chłopcem, zapytałam - Misiu, jak umrę zagrasz mi na grobie Okudżawę ??? Dobrze ciocia zagram. Czy teraz tak ochoczo by potwierdził, to nie wiem, ale słowo, znaczy słowo. Jak nie zagra, to mój duch będzie go ścigał po wsze czasy, aż do wyegzekwowania obietnicy. Za mały był, żeby tłumaczyć jakiej chcę piosenki ale nikt chyba nie ma wątpliwości, że o tę właśnie chodziło:



 .
 MODLITWA FRANCOIS VILLON

Dopóki nam ziemia kręci się,
dopóki jest tak, czy siak,
Panie, ofiaruj każdemu z nas,
czego mu w życiu brak:
Mędrcowi darować głowę racz,
tchórzowi dać konia chciej.
Sypnij grosza szczęściarzom
i mnie w opiece swej miej.

Dopóki ziemia obraca się,
o Panie, na Twój znak,
Władzy spragnionym uczyń,
by władza im poszła w smak.
Hojnych puść między żebraków,
niech się poczują lżej!
Daj Kainowi skruchę,
i mnie w opiece swej miej.

Ja wiem, że Ty wszystko możesz,
wierzę w Twą moc i gest,
Jak wierzy żołnierz zabity,
że w siódmym niebie jest.
Jak zmysł każdy chłonie z wiarą
Twój ledwie słyszalny głos,
Jak wszyscy wierzymy w Ciebie,
nie wiedząc, co niesie los.

Panie zielonooki mój,
Boże Jedyny, spraw,
Dopóki ziemia toczy się,
zdumiona obrotem spraw,
Dopóki czasu i prochu
ciągle wystarcza jej,
dajże nam wszystkim po trochu...
I mnie w opiece swej miej !


*


ŚPIEWAĆ KAŻDY MOŻE

Nawet ten, co to „lub trochę gorzej” Jak tylko domownicy wytrzymają, proszę bardzo ! Moi Okudżawę jakoś wytrzymują , sąsiedzi też. Mistrz jest ponadczasowy. Nie tylko w wielkich sprawach. W codziennych też. Jak mi, na przykład, nie idzie przy projektowaniu, to sobie rysując śpiewam balladę o głupcach. Niby niewinna ballada, ale … jakoś tak mobilizuje człowieka. Oj pani koleżanko, bo ci stempelek, gdzie trzeba przybiją i co ? i będzie przykro, lepiej „weź się” i skup. Pomaga.


Jest jakiś porządek na świecie tym, jest
Na każdy wiersz dobry jest zły wiersz
Na każdych trzech mądrych i głupich jest trzech
I dobrze to i sprawiedliwie

Lecz taka zasada jest głupim nie w smak,
Ci inni wyszydzać ich lubią
I mówią głupiemu - durak ty, durak
A głupim jest przykro i głupio

Więc by się czerwienić nie musiał kto kiep
By mógł rozpoznawać swój swego
Każdemu mądremu stempelek na łeb
Przybiło się razu pewnego

Od lat te stempelki w użyciu są i
Ten system i później się przyda
Bo mądrym dziś mówią - ech, durnie żesz wy
A głupich, jak zwykle, nie widać. Nie widać.


*

Piosenkę o Wani, przyznam bez bicia, śpiewam sobie często przy zmywaniu naczyń. Tak jakoś samo wychodzi. Te "medu-uzy" zawsze wprawiają mnie w doskonały nastrój ... hmmm ... a co.


I czegóż chcieć od tego Wani?
Toć jego winy nie ma w tym
Wszystkiemu wina tamta pani
Że poszedł za nią tak, jak w dym.

A pasowało by mu wszystko,
Już wszystko prędzej niż ten traf
Że z cyrku złapie go artystka,
Na linie tańcząc pośród braw.

Gdy w pierwszym geście powitania
Nad głową wzniosłabiałą dłoń
Wciągnęło Wanię pożądanie
Bez reszty w swą przepastną toń.

Marusię swą porzucił najpierw
A potem co noc, aż do dnia
Z artystką szalał w chińskiej knajpie
A ta Marusia z żalu schła.

A Wania tamtej na stół ciskał
Meduzy i w trzech smakach drób
Nie wiedząc nic, że ta artystka
Wciąż wodę z mózgu robi mu.

Bo nie wierzymy w czas kochania,
Że miłość biedy przyda nam
Ech Wania, Wania, biedny Wania
Ot spójrz - po linie idziesz sam.


*

 A TERAZ TWARDO PO ZIEMI

O co mi chodzi ? Jak nie wiadomo o co chodzi, to wiadomo, że chodzi o pieniądze. Właśnie o tym teraz napiszę. Pieniądze niestety nie rosną na krzakach, a jeśli chodzi o artystów, to im nie rosną jeszcze bardziej, niż nam, zwykłym śmiertelnikom. Na wyżyny poezji trzeba czasem dojechać z nizin, samochodem na benzynę, wzmacniacze i reflektory działają na prąd, a sala za frico też nie jest. Nie, no gdyby tak fantastyczna impreza miała paść z powodu braku pieniędzy, to by wołało o pomstę ! ! !
Od razu wyjaśniam, że opłat za koncerty nie ma żadnych, a wszelki dochód idzie na podlaskie hospicja. Więc kochaneńcy - jak nie my, to kto? jak nie teraz, to … to potem, może już być za późno !

Dla leniwców, takich jak ja, zostawiam numer konta i dane do kopiowania.

 konto Stowarzyszenia: BGŻ
67203000451110000002768540

Odbiorca:
Stowarzyszenie Społeczno-kulturalne
GRANIE BEZ GRANIC
15-472 BIAŁYSTOK, UL CIEPŁA 1/15

Tytuł:
darowizna blogera na cele
statutowe Stowarzysz. i organizację
III MIĘDZYNARODOWEGO
FESTIWALU PIOSENKI POETYCKIEJ


A tak trzeba wypełnić przelew:


Proste jak drut. 

I wcale nie musi to być duża kwota. Trudno powiedzieć co lepiej – dużo małych, czy mało dużych ? najlepiej i jedno, i drugie więc kto ile może ! ! ! A żeby się nam te festiwalowe pieniążki rozmnożyły niczym te króliki, to ruszmy się: piszmy posty, kopiujmy posty, zamieszczajmy linki, wieszajmy na profilach, namawiajmy znajomych do pisania, kopiowania i wieszania.

BLOGERZY DO DZIEŁA ! ! !
AKCJA TRWA I TRWAĆ MA

Ruszmy się, bo jak się nie ruszymy, to się może niechcący okazać, że miało być tak pięknie, a wyszło jak zawsze, że zamiast śpiewanej poezji będzie proza porażki, że zamiast duszoszczipatielnego festiwalu będzie… A WSIO TAKI ŻAL …

*


                        z przyjemnością polecam Malina M *                          

strona liiil  

OJ TAM, OJ TAM

$
0
0
zarzekałam się, że już nie będę brała udziału w konkursie na blog roku. Szans żadnych nie mam, ale ... no właśnie, to "ale" przeważyło. Z ciekawości wlazłam wczoraj na stronę konkursu, zobaczyć co tam, kto tam i od razu mnie coś ukąsiło .... ooo -  czasy są jakie są, ludzie bardzo rozpolitykowani, nie może być tak, że nas tam nie widać, że i w blogach też nocna zmiana zaszła. Natychmiast postanowiłam swój polityczny zgłosić.  Halo - jesteśmy ! mamy coś do powiedzenia ! zwłaszcza teraz, gdy nasze świętości się szarga. Zgłosiłam. Kto politykę lubi - zapraszam.






A potem to już "zażarło" czyli po sznureczku mi poszło ...

Najpierw zgłosiłam ppoetycki blog, który redagujemy wspólnie z AT. Ten kresowy świat, chociaż fizycznie go już nie ma, nie może przejść w niebyt. Istnieje, bo jest w naszych sercach, w pięknych wierszach. Chciałam pokazać ... może się uda. Proszę pięknie o głosy, to głosy na naszego Kolegę AT, wspaniałego kresowego poetę, który i tutaj często zostawia nam swoje utwory. Moich wierszy tam prawie nie ma.





Później oczywiście ten blog. To już tradycja. Pierwszy raz wystartowałam w 2011 roku ... hmm - 5 lat, jubileusz. Chwalić się nie ma czym, bo raczej jubileusz porażek, oj tam oj tam ... ważne żeby biec, po drodze ważniejsze rzeczy się zdarzają, niż na mecie. Pamiętacie nasz Order Życzliwego Bratka ? powstał w podziękowaniu za morze życzliwości, które się tu z racji konkursu wylało. Hej Bratki z malinowej rabatki ...






I jeszcze TEKST ROKU to dla mnie bardzo osobista i ważna kategoria, bo zgłosiłam historię rodzinną, może jeszcze ją pamiętacie?


 .




Fragment :Wielu z nas ma swoją Syberiadę.
Pożółkłe listy stamtąd, strzępy telegramów, jakieś fotografie a w nich zapisana miłość Ojczyzny, wielka tęsknota, czasem strach, czasem ból a czasem zwykłe zmartwienie jak przeżyć, jak znaleźć cokolwiek do zjedzenia, jak się ogrzać, jak kontakt ze swoimi nawiązać.Moja Syberiada to historia pradziadka Franciszka Zielińskiego, jego córki Wandzi Zielińskiej, jego syna Stasia Zielińskiego i jego wnuka Zbysia Zielińskiego. Właściwie są to dwie powiązane ze sobą historie ...


*

Konkurs ruszył. Trwa do 1 marca. Podam jeszcze kilka uwag:
W przypadku wysłania SMSa spoza terenu Polski, operator sieci gsm może naliczyć dodatkową opłatę roamingową. Jako odpowiedź na wiadomość SMS  z systemu Organizatora odsyłany jest SMS z potwierdzeniem numeru blogu i podziękowaniem.
Można z jednego telefonu głosować na dowolną ilość blogów. Na konkretny blog tylko raz.

Wciągu trwania konkursu na stronie blogu będą pojawiały się się turkusowe kuleczki, w zależności od ilości głosów.
- Jeżeli blog otrzyma od 1 do 5 głosów - 1 kulka
- Jeżeli blog otrzyma od 6 do 50 głosów - 2 kulki
- Jeżeli blog otrzyma od 51 do 250 głosów - 3 kulki

Hmmm - będą albo i nie będą. póki co moje blogi czyściutkie jak ta łza :-)

Konkurs ruszył, a ja, jak zwykle, uśmiecham się o głosy.
Oj tam, oj tam, może i jestem jak mała dziewczynka, ale od teraz, dwa razy dziennie będę zaglądała pod podane wyżej linki no i oczywiście będę liczyła turkusowe kuleczki ...

podoba się ? nie podoba ?
lubią ? nie lubią?


*


                       z przyjemnością polecam  Malina M *                          


strona liiil  

NI Z GRUSZKI

$
0
0
ni z malinowej pietruszki postanowiłam nagle pokazać, czym zajmowałam się w ostatnim czasie. Na początek wybrałam dwie kamienice świdnickie. Potem opowiem o trzech zamkach, jeden właśnie "wykończyłam" a dwa jeszcze mi "kwitną na desce"


KAMIENICA PIERWSZA

Na pierwszy rzut kamienica mieszkalno-usługowa. W centrum Świdnicy, oddalona wprawdzie nieco od Rynku, ale za to w bliskim sąsiedztwie Kościoła Pokoju, obiektu należącego do światowego dziedzictwa kultury UNESCO. Bliskość kościoła nie tu jest przypadkowa. Budynek nie powstał jako kamienica mieszkalna, pierwotnie był on budynkiem należącym do Gminy Ewangelickiej i służącym jej działalności. Datowany około1740 r.




Elewacja frontowa ma piękny barokowy wystrój z bogatym  detalem architektonicznym. Charakteryzuje się ciekawym szczytem parawanowym, o układzie dwu bliźniaczo złożonych szczytów. Rozrzeźbione gzymsy mają złożony profil. Od góry pokryte są czerwoną dachówką karpiówką, o charakterystycznym, trójkątnym wykroju. Jeszcze czasami takie dachówki można spotkać na starych obiektach. Ale to już niestety rzadkość.




.
Szczególnie pięknym elementem jest portal z supraportą. Supraporta to jest to "coś" nad drzwiami. Na portalu, jak się tak dobrze przypatrzeć, widnieje data 1738. Po dwie cyfry z każdej strony owalnego medalionu.




.
A to mój projekt. Kolorystyka pierwotna, barokowa. Do renowacji tej pięknej elewacji doszła jeszcze renowacja zabytkowej, przelotowej sieni, prowadzącej na podwórze. Sień niegdyś była zamykana bramą. W murze pozostały nawet szczątki starej framugi. Teraz brama zostanie zamknięta ozdobną, kutą kratą, nawiązującą charakterem do kraty znajdującej się w podobnym stylowo obiekcie. Ot i przykrość dla drobnych pijaczków.


KAMIENICA DRUGA

Jest o 150 lat młodsza od pierwszej. Ta kamienica usytuowana jest w południowym narożniku Rynku, u wylotu ulicy Długiej. Powstała około 1890 roku, jako kamienica czynszowa, na miejscu wcześniejszej zabudowy.



  Widok od strony ulicy Długiej,
to ulica łącząca Rynek z Katedrą


Zarówno bryła, jak i detale, wykorzystane na elewacjach, noszą bardzo wyraźne znamiona form historycznych. To neostyle, charakterystyczne dla tego typu architektury miejskiej, pochodzącej z okresu przełomu wieków.




Piękna narożna kamienica, przykryta mansardowym dachem z koronkową balustradą i zwieńczona mnóstwem wieżyczek. To jedno zdjęcie jest stare, sprzed kilku lat, przydało mi się jednak przy rysowaniu elewacji. Pozostałe zdjęcia robione były w zeszłym roku. To zdjęcia robocze. Niektóre, robione w deszczu, służyły tylko do rysowania, a inne, przy dużo lepszej pogodzie, posłużyły dodatkowo jako dokument stanu zachowania obiektu.




.
W oddali, we mgle, dobrze widoczny jest hełm wieży Katedry Świdnickiej. Tak jakoś sam wlazł mi w obiektyw. Kamienica usytuowana jest po lewej stronie ulicy Długiej (patrząc od strony Rynku) natomiast Katedra jest po prawej stronie. Widać to na poprzednim zdjęciu. Na tym widać odwrotnie. Dzieje się tak, bo ulica Długa lekko skręca, przy odpowiednim ustawieniu aparatu i "fotografa" możemy zobaczyć zjawisko "przemieszczania się" wieży na lewą stronę szczytu kamienicy. Tu wieże ustawiły się wyjątkowo.




Zdjęcie tak trochę "poetycko" rozmyte we mgle ... akurat mżyło, gołębie spacerowały sobie w kroplach dżdżu, a jeden gołąb wzniósł się wysoko, wysoko, nad dachy kamienic. Aż się prosił o fotkę na tle kopuły.
 



Ech, wieżyczek jak psów ! ! !  Więcej ich mama nie miała  !  ku utrapieniu rysującego. W ostrym słońcu dobrze widać to bogactwo i różnorodność form, nie tylko cebulastych i stożkowych hełmów, również wieńczących hełmy iglic. Koronkowa robota. W słońcu połyskują elementy złocone.



.
Kamienica piękna, ale praca przy rysowaniu prawie benedyktyńska. Wymaga czasu i precyzji. Najpierw pomiary. Kiedyś do dyspozycji była taśma i metrówka. Teraz zastąpił je miernik laserowy. Kiedyś wysokości mierzyło się spuszczając taśmę na klatce schodowej. Tak określało się poziomy kondygnacji, a potem wchodziło się do mieszkań i mierzyło odległości parapetu od podłogi i wymiary okien. Dzisiaj miernikiem łapie się poziomy gzymsów, parapetów okiennych, no i oczywiście wszystkie wymiary poziome. Rozstawy okien mierzy się w osiach. Potem i tak wchodzi się do mieszkań i dokładnie mierzy otwory okienne i wszelkie detale dostępne po wychyleniu z okna. Wszystko, co zmierzone, rysuje się "matematycznie" operując długością odcinka, kątem nachylenia prostej, promieniem łuku itp. Rysowanie detali rzeźbiarskich to już zupełnie inna bajka. Wykorzystuje się do tego zdjęcia. Muszą być one jednak zrobione "na wprost" czyli z poziomu fotografowanego elementu. Nie ma zmiłuj, biega się po mieszkaniach, strychach a nawet dachach obiektów przeciwległych. Bywa, że nie jest to możliwe, wtedy pozostaje robienie zdjęć ze skrótem perspektywicznym. Niestety, potem, na rysunku, trzeba pracowicie ten skrót doprowadzać do stanu faktycznego, wykorzystując znane wymiary poziome i pionowe przynajmniej kilku elementów. Trochę to jednak mozolne. Jak rysuje się elementy rzeźbiarskie ze zdjęcia ? Otóż podkłada się zdjęcie na rysunek, w dowolnej skali, obrysowuje, już nie matematycznie, ale "z myszy", robi się z tego blok i przeskalowuje do odpowiedniego wymiaru. Każdy projektant ma swoje sposoby rysowania detali, ja taki wypraktykowałam. Oczywiście istnieje metoda fotogrametrii, pozwalająca szybciej i łatwiej to narysować, ale niezbędna jest do tego kamera fotogrametryczna, cud techniki, dla nas finansowo niedostępny. Wszak nie jesteśmy biurem konserwacji zabytków, zabytki to tylko część naszej pracy. O malowaniu elewacji, to lepiej nie wspominać. Siadając do takiej elewacji trzeba po prostu uzbroić się w świętą cierpliwość. Każdy obszar ograniczony na rysunku zamkniętymi liniami napełnia się kolorem, przy pomocy komendy kreskuj. Tych obszarów są tysiące. Długie godziny spędzam na mozolnym kreskowaniu, ale mogę sobie przy tym słuchać wiadomości i dokształcać się, na przykład politycznie. Też jakaś korzyść. A teraz pokażę kilka przykładów, pochodzących z rysunku tej elewacji.


.
Pierwsze piętro tynkowane. Przynajmniej cegły nie trzeba rysować. Stare tynki dobrze się zachowały więc nadają się do konserwacji i wzmocnienia. Tynki są bardzo grube z wykształconym boniowaniem. Nad oknami widać ozdobne maszkarony, przedstawiające głowę filozofa ... no, na moje oko filozofa. Nad piętrem gzyms bogato profilowany. To tak duży gzyms, że podczas deszczu gołąb spokojnie może się pod nim schować nie moknąc.




.
Drugie piętro. Tu okna kamienicy ujęte są w bardzo bogate obramienia. Dołem gładkie płyciny, wzdłuż okien ozdobne pilastry, z kanelowaniem w dolnej części, nad oknami płyciny, z główkami bożka kupców, ujętymi w roślinne ornamenty, a nad tym wszystkim jeszcze naddasznice, czyli mówiąc ludzkim językiem takie niby daszki. Tu akurat o kształcie trójkąta.






.
Trzecie piętro. Tu naddasznice występują w formie półkola i odcinków koła. Płycina nadokienna zdobiona jest kartuszem herbowym, z przyłbicą rycerską i wężem Eskulapa w polu. Wąż Eskulapa powtarza się często w elementach zdobniczych tej kamienicy. Ma to przypuszczalnie związek z właścicielem kamienicy. W zwieńczeniach hełmów wieżyczek widać węża bardzo wyraźnie. Zwróćcie też uwagę na okna. W większości otworów okiennych zachowała się historyczna stolarka. Przykład niemal książkowy. Studenci z powodzeniem by mogli uczyć się na tych oknach tajników stolarki dziewiętnastowiecznej. Na prawdę bardzo pięknej.



Widok kamienicy od strony Rynku

Na przeciwległym narożniku Rynku, dokładnie po przekątnej, u wylotu ulicy Grodzkiej, znajduje się druga tak wysoka, piękna i mocno eksponowana kamienica. To dom pod Hermesem. Historię renowacji Hermesa już tutaj pokazywałam. Między kamienicami, w centrum Rynku, znajduje się blok śródrynkowy, z ratuszem i teatrem. O tym obiekcie też kiedyś opowiem. Już jest pięknie odrestaurowany. Zostały na pamiątkę fotografie i rysunki.

Na koniec pokażę miejsce, gdzie powstają nasze projekty, czyli nasze biuro. Właśnie niedawno się przenieśliśmy, Teraz wszystko już ma swoje miejsce, jak Pan Bóg przykazał, ale zdjęcia robione są jeszcze w trakcie przeprowadzki, więc nie wszystko jest tam, gdzie być powinno. Chwilowo szwarc mydło i powidło. Drukarka papier toaletowy, mop i dokumentacja. Wszystko w jednym miejscu. Szczęściem archiwum na zdjęciu nie widać.







 .
W biurze robię sto różnych rzeczy ale projekty rysuję, piszę i liczę w domu. W domu mam spokój, mogę się wyłączyć, skupić i skoncentrować.
A wracając  do świdnickiej mgły, świdnickich kamieniczek, wieżyczek,
świdnickich gołębi, dżdżu i filozofów, to ...



.
to są na świecie rzeczy, o których się filozofom nie śniło ... 


*


                        z przyjemnością polecam Malina M *                          

strona liiil  


SIĘ POROBIŁO

$
0
0
wszystko na opak, świat do góry nogami
sobie stanął i na dodatek jeszcze wierzga.



Pod latarnią już nie jest najciemniej,
za to genderowo tak jakoś.


Za moim oknem właśnie sypie śnieg. Sypie sobie na szpakowe drzewo i nie myśli wcale o tym, że czas na sypanie to już minął. "Trza" było sypać, panie kolego, w styczniu, albo w lutym, teraz to kotom wrzeszczeć pod drzewem, a nie tobie, białym puchem, gałązki drzew otulać. Ot, co, panie kolego. Jak ktoś refleks ma szachisty, to spadnie i zaraz padnie. Ot, co !




W lutym to pan byłeś taki cieniutki i niezdecydowany. Proszę - oto dowód. Tegoroczny. Wszystko widać czarno na białym, znaczy biało na czarnym. Poeta się znalazł ! i esteta ! a może raczej asceta ? co ? Lubię ascetów.




.
Za to w marcu - szał ciał, białe na szarym, szare na białym, a wszystko to razem na kolorowych zdjęciach. Świeżutkich, bo z początku Tego marca.


.

 .

.
Sorry, taki mamy klimat ! Że to zdjęcia kolorowe są, widać wyłącznie po małych akcencikach. Sorry, taką mamy modę ! Że Premier, premierem, też widać tylko po małych broszkach. Bez informacji trudno się domyślić.



.
Marcowe harce na śniegu. Jaki marzec, takie, uczciwszy uszy, harce ...
Lepiej mgły zasłonę na nie spuścić ! Marzec ... w polityce Idy coraz bliżej. Niejeden Brutus wkrótce z mgły i niebytu wychynie, oj niejeden. I niejeden Cezar zapewne się zdziwi. Zostawmy jednak Marsa, wszak Czterdziestu Męczenników szybkim krokiem nam się zbliża. Wasze święto Panowie !!!



.
Męczennicy Kochani
od Hani

ŻYCZENIA I KWIAT


Miało być z różą w zębach, to jest ! A że retro 40- ? cóż, w moim wieku im większe retro, tym lepiej, zresztą nie ma się co dziwić, przecież w moim przypadku, wiekowe obiekty to spécialité de la maison ...


*


                        z przyjemnością polecam Malina M *                          

strona liiil  

POWINNY KICAĆ ZAJĄCE

$
0
0
ale nie kicają, powinno słonko przyświecić, ale nie przyświeca.
Pierwszy dzień wiosny nadszedł, tyle, że szary jakiś taki ...
Kwiaty wprawdzie rozkwitają jak szalone, ale tylko na moim obrazku.




Oj tam, oj tam, to przedwiośnie przecież. Ostatnie westchnienie zimy, jej pożegnalny list. Bo co ma odejść, pójdzie sobie, nawet jeśli to coś ciągle marudzi i wraca. Co ma wisieć nie utonie, nieuchronnie się roztopi i do morza spłynie. Im szybciej spłynie, tym lepiej.




.
Co ma nadejść, nadejdzie. Słoneczko wesoło zaświeci, z ziemi powyłazi wszystko, co może, koty będą się wydzierały pod oknem, a ptaki zaczną śpiewać, trzeba tylko przeczekać. Póki co szarawo i smutno na świecie. Sarny zamiast zajęcy. Wałęsają się, nie kicają. I smutne są jakieś takie.



.
Oooo, a tu "cóś" białego wylazło i prawie wlazło pod samochód ... Za bardzo to ja się nie znam, toto ma barwy ochronne ? czy może albinos?




Ech wiosno, przyłaźże w końcu, niech się zwierzaki tobą cieszą i my też. Przybywaj i bywaj, jak dawniej, wonna i radosna. Niech się nam kolorowo zrobi. Coś taka niemrawa ? Dawniej to wiosna była jak panienka. Lekkim krokiem, trochę znienacka, nadchodziła i od razu wielkie entree ! Dawniej to z wiosną młodość w zawody szła ! Przebiegła, zakręciła się w tańcu, porwała serce chłopaka, zamrugała tymi swoimi firankami, a potem westchnęła i biegła dalej ... Coraz szybciej, coraz zwiewniej. Która z nich lepsza, która piękniejsza. Eeech - kiedyś obie przychodziły do mnie za szybko i za szybko odchodziły. A dzisiaj ? Dzisiaj, po prostu, wiosna jest bezczelna ! fochy stroi ! A młodość ? ooo - ta, to dopiero potrafi rogi pokazać ! tylko jej dać lusterko !


a teraz prawie fraszka
NA SPÓŹNIALSKĄ

Bo ta wiosna proszę pana
Całkiem jest niepozbierana
Nic nie dadzą jej maliny
Niepodobna do dziewczyny
W stronę kwietnia nie spogląda
Na chłopczycę wręcz wygląda

I nie w głowie jest jej maj
Polityka dla niej naj ?!

Bo ta wiosna proszę pana
To nie muza podkasana
To nie dawna zalotnica,
Czarodziejka, czy psotnica
To jest panna zgoła inna
Strzela focha, bo "niewinna"

Więc spóźniona, choć tuż, tuż
Niech łaskawie przyjdzie już

No już !!!




Jaka wiosna, taki optymizm.


Wiosna, nie wiosna, czas na wiosenne prządki. Czas wziąć się do roboty, po zimie kości rozruszać. Bez dzikiego zapału zabrałam się za szafy, ale do szuflad ruszyłam jak rączy jeleń i dalejże moje pamiątki na światło dzienne wyciągać. Hmmm – dawno tego światła nie widziały. Ooo, co to, to nie, nie będę czytała, westchnęłam do związanych wstążeczką listów. Tyle lat tu leżą i ciągle jeszcze pachną. Ruskie perfumy ? Nie ruskie tylko francuskie, a ten co je kupił, poświęcił na mały flakonik całe stypendium naukowe. Opłacało mu się zbieranie dobrych ocen na koniec semestru ? Widać się opłacało, skoro pachnie do dzisiaj … a wiedza nie wywietrzała.




A to co takiego ? oo – znalazło się, to mój obrazek, malowałam go w 1978 roku, To miał być prezent na wieczór panieński. Wyszedł zezowaty, więc za dwa, ciężko zaoszczędzone bony kupiłam w pewexie szampon Palmolive. Koleżanka była z prezentu zadowolona a obrazek powędrował do szuflady. Zachował się dzięki temu, bo wszystkie, które malowałam, rozdawałam na prezenty. Takie były czasy, taki był brak pieniędzy, taka była ze mnie „komercyjna" artystka. Miło jest teraz wrócić wspomnieniami do tamtych lat, zobaczyć swój dawny podpis na koszmarku. Wspomnieć wielkie ideały, wielkie wyzwania, wzloty i upadki. Wszystko było wtedy albo czarne albo białe. Na koturnie, z wysokim C ! ... Dopiero później polubiłam odcienie szarości. Obojętności nie polubiłam nigdy. Dzisiaj tak patrzę, że coraz częściej młodym wszystko jedno. Może być szare, może kolorowe, walczyć o coś się nie opłaca, bo i o co? i w zasadzie trudno zrozumieć o co myśmy walczyli, przecież wyścigu szczurów wtedy nie było, a pracy ile dusza zapragnie. A inne wartości ? jakie wartości ??? … Może lepiej nie myśleć, bo czasem ręce opadają …

Skończyłam wiosenne porządki.
Zaświeciło słońce. Dobrze, że wiosna przyjdzie. Podobno już w piątek. Zające będą kicały, baranki będą brykały. Zabiorę się za malowanie pisanek a w mojej kuchni zapachnie świąteczne ciasto ...


*


                        z przyjemnością polecam Malina M *                          

strona liiil  


I WYBAW NAS

$
0
0



od głupoty udającej mądrość,
od kłamstwa udającego prawdę,
od ślepoty udającej dalekowzroczność,
od chamstwa udającego obrażoną godność,
od fanatyzmu udającego wiarę,
od brudu udającego czystość,
od nienawiści udającej miłość,
od niewoli udającej wolność,
od obłudy udającej szczerość,
od pychy udającej pokorę,
od warcholstwa udającego odwagę,
od szatana, który mówi nie, a myśli tak,
a mówiąc tak, myśli nie.

i wybaw nas ...
 
*


Już niedługo Wielkanocny Poranek. Zanim Miłość zwycięży Śmierć jeszcze przed nami Golgota ... jeszcze przed nami wiele pytań i wiele odpowiedzi. A właśnie na naszych oczach dzieje się inna, ludzka Golgota, a my gdzieś musimy się ustawić na krzyżowej drodze człowieka, na krzyżowej drodze uchodźcy. Każdy z nas, czy chce tego, czy też nie, stanie na tej drodze w konkretnym miejscu. Nie, nie krzyknie ukrzyżuj, raczej - wyrzuć ! a może - stop !!! Nie będzie miał odwagi krzyknąć - "krew ich na nas i nasze syny" uda, że krwi nie widzi, bo krew innego koloru. Może umyje ręce, niewinny jak Piłat, a potem, zadowolony, zbawcą siebie nazwie ? A może usłyszy jak Bóg mówi - " nie płaczcie nade Mną, płaczcie raczej nad sobą i nad waszymi dziećmi ! " Może, jak Szymon, podzieli strach, samotność i ból, przełamie niechęć do cudzego krzyża ? Może, jak Weronika, zaryzykuje śmiesznością, oskarżeniem o naiwność czy głupotę ? wbrew większości.  Ile jeszcze tych może ? Pewnie tyle, ilu nas. Każdy z nas, czy wierzący, czy nie, stanie na tej drodze i wybierze drogowskaz. A na końcu drogi ilu 
z nas się zdziwi ? kogo zobaczy po stronie świętych ? kogo zobaczy po stronie faryzeuszy ? a kto okaże się dobrym łotrem ?...


*

Zanim Miłość zwycięży 
jeszcze przede mną wiele pytań ...

Jak żyć, by przeżyć godnie odrobinę
Wrogiego czasu.
Jak żyć, by nie złamać
Twego imienia -
Ja, celnik, który kiedyś
Będę Cię błagał o kromkę wieczności
Jak o kromkę chleba.

*

Zanim Miłość zwycięży 
jeszcze wezmę do siebie "przypowieść o ojczyźnie"

Człowiek pewien, który był ojczyzną Boga,
skazał Go na wygnanie.
Bóg pochyliwszy smutnie głowę,
odszedł bez słowa,
ale zawsze tęsknił za powrotem do człowieka,
który był Jego ojczyzną.


I powinnam sobie na te pytania odpowiedzieć i powinnam przemyśleć ...
A dopiero potem czekać na Wielkanocny Poranek ...




Tym razem to nie moje wiersze, to piękna poezja Romana Brandstaettera, mojego ukochanego poety. A figura Chrystusa, którą Wam pokazałam to prawdziwa perełka, dzieło cudownych rąk mistrza Klahra. Pokazywałam tu sporo dzieł barokowego rzeźbiarza Michała Ignacego Klahra zwanego Młodszym. Tej figurki nie można jednak nigdzie zobaczyć. Przez jakiś czas była wystawiana w muzeum ale już wróciła na swoje miejsce. Jak widać musi być konserwowana. Kiedyś, już po konserwacji ujrzy światło dzienne. Teraz tylko tu można ją podziwiać.


*


                        z przyjemnością polecam Malina M *                          

strona liiil  

CHRYSTUS PAN

$
0
0

ZMARTWYCHWSTAŁ 
prawdziwie z martwych powstał


Tak mówiło się i mówi, w moim domu, zaraz po powrocie z Rezurekcji.
Święta Wielkanocne niech rozjaśnią naszą codzienność. Niech przypomną o tym, co w życiu jest najważniejsze. Niech w naszych sercach rozkwitnie miłość, radość i nadzieja. Niech nikt nie będzie w te Dni samotny i smutny.




Radosnych, zdrowych i spokojnych Świąt
wzajemnej miłości, ciepła i życzliwości
życzy Hania z Mamcią


 .

 .


.
A na słodko tym razem świąteczno - wiosenne ciasto. Ciasto z bratkiem. Specjalnie dla bratkowiczów ! Pamiętacie ? My należymy do Życzliwego Bractwa więc, siłą rzeczy, ciasto należy się nam ! ! !  ... mniammm ...




 "Ciasto z bratkiem"


Pisanki to moje drapane "dzieło" ale ciasto, wyłącznie mojego aparatu ...  Ja takiego ciasta upiec nie potrafię, wszystko jednak przede mną. Ciasto jest bombowe ! ! ! bez granatów ponoć się nie udaje. Mam już obiecany przepis, więc obiecuję, że na przyszłą Wielkanoc "Ciasto z Bratkiem" jak nic, upiekę. Posadzę na cieście dwa bratki, albo cztery bratki, a najlepiej całą rabatkę bratków .... tylko kto tyle życzliwości wytrzyma ?

 
*


                        z przyjemnością polecam Malina M *                          

strona liiil  

MAŁY NIE BIAŁY

$
0
0

DOMEK

Żeby nie było, że ciągle pokazuję tylko te zabytki i zabytki to teraz proszę bardzo - domek jednorodzinny, projektowany na życzenie, tak, żeby spełnił marzenia przyszłych domowników. Domków w katalogach zatrzęsienie ale czasem ktoś kupi nietypową działkę, w nietypowym otoczeniu, albo po prostu chce mieszkać w czymś, co od początku do końca, powstało tylko dla niego, według jego wyobrażeń. Moim zadaniem jest spełnić marzenia inwestora. Często się zdarza, że ludzie marzą sobie o takich trochę stylizowanych domach. Nowoczesnych ale z uśmiechem w stronę tradycji.








.
Wstępny model przestrzenny bryły domu. 
Takiego małego, ale nie białego, domku.






.
Model bardzo uproszczony, jeszcze bez lukarn,
żeby inwestor mógł uruchomić wyobraźnię.


Wcale nie tak prosto jest zaprojektować domek jednorodzinny. Do katalogu, owszem ale na indywidualne zamówienie - wprost przeciwnie. Bo ilu domowników ma mieszkać, tyle różnych osobowości. Trzeba więc wyczuć osobowość dominującą, ale do pozostałych też się dostosować. Wbrew pozorom domek projektuje się zwykle nieco dłużej niż duży obiekt usługowy. Faza koncepcji i zderzenie marzeń z rzeczywistością potrzebuje czasu. Szczególnie zapamiętałam sobie taki jeden domek, inny niż ten który pokazałam, dużo większy, bo wielopokoleniowy. Na parterze miało mieszkać młode małżeństwo, z widokami na dzieci, a na górze mama, czy jak kto woli teściowa. Wszystko szło jak po maśle, po wielu spotkaniach koncepcja była dograna, domownicy zadowoleni, a ja zabierałam się do projektu technicznego. I nagle telefon - czy możemy umówić się jutro na spotkanie ??? Ooo, czerwona lampka mi się zapaliła ! Odłożyłam projekt techniczny i dobrze zrobiłam. Na spotkaniu okazało się, że mamy problem! i to psychologicznie dość duży problem. Młodzi nagle zdali sobie z czegoś sprawę i mówią - sypialnia mamy jest nad naszą, no tak, odpowiadam, to najlepsze w domu miejsce na sypialnie ... ale wie pani, ???? , jak mama śpi nad nami, to WSZYSTKO będzie słyszała ... Zapewniam, że w strop nawkładałam tyle głuszących rzeczy, że o słyszeniu nie ma mowy. Ale wie pani, psychologicznie rzecz ujmując, to nie będziemy mieli pewności. No tak, psychologicznie rzecz ujmując, mogą pewności nie mieć. Projekt wylądował w koszu i zaczęłam od nowa. W rezultacie ten drugi domek też fajnie wyszedł, młodzi byli zadowoleni, teściowa nie protestowała, a ja zapamiętałam na przyszłość - nigdy teściowa NAD ! ... bo przecież WSZYSTKO może się zdarzyć.




.
Teraz od przestrzennego modelu przejdę na płaski rysunek projektowy. To, co widać, to już jest rysunek z projektu budowlanego. Do pokazania tu elewacji wszystkie techniczne opisy wymazałam. Na takim rysunku są na przykład określone kolory, zgodnie z wzornikiem firmy, produkującej farby zastosowane na elewacji. Czasem, jak w przypadku tego domu, inwestor życzy sobie zaprojektowanie "indywidualnego ogrodzenia" mówiąc ludzkim językiem po prostu prozaicznego płotu .




.
Mówisz - masz, słowo się rzekło, kobyłka u płota, a raczej płot u kobyłki. Indywidualny a jakże ! I na dodatek całkiem "w charakterze" ...  A tak na marginesie, to nie ma co grymasić, płot to przecież też jakieś wyzwanie projektowe, czyż nie ? Wizytówka domu i gospodarza.



.
A to zupełnie inny, prościutki domek. Za to w środku błękitny odlot, trochę ekstrawaganckie i współczesne rozwiązanie wnętrza. Współczesne, ale z duszą. Właściciele lubią kolory zimy, błękitną stolarkę i witraże w kształcie plastra miodu. Nawet samochód mają niebieski. W sumie jestem ciekawa jaki ten domek będzie, kiedy go wybudują. Oczywiście jeśli go wybudują.





.
Dom mojego braciszka.
Na rysunku brakuje tylko kota.


Tu problem był zupełnie innej natury. Nie ma lekko. Niestety, nie każdy domek można sobie na własnej działce postawić. Wszystko musi być zgodnie z prawem, czyli musimy dostosować się z formą do wskazań Miejscowego Planu Zagospodarowania Przestrzennego, a jeśli takiego Planu gmina nie posiada, to do wskazań Decyzji o Warunkach Zabudowy. W przypadku tego domu wskazaniem było nawiązanie do tradycyjnej zabudowy sudeckiej. Wymyśliłam sobie, że będzie to ukłon w stronę tak zwanego muru pruskiego. Mur pruski bardzo był rozpowszechniony na tych terenach. A że teren to stok góry, bryła nie mogła być płaska, jak stodoła, no i oczywiście dachy strome. Elewacja wejściowa ma bardzo małe okna, bo to okna do łazienki, kuchni i garderoby, salonik ma dużo większe i wyjście na taras ziemny. Na rysunku księżyc świeci prościutko na taras. Taras z widokiem na Góry Sowie ... Na tym tarasie wszyscy spędzamy najprzyjemniejsze rodzinne chwile.



.
O, to właśnie jest wyjście na taras, którego tu jeszcze nie ma. Zdjęcie z okresu budowy. Ta brzoza rośnie sobie pośrodku tarasu. Teraz, na wiosnę zbieramy z niej wodę brzozową, a jesienią pod brzozą rosną grzyby. Kanie i podgrzybki, prawdziwki to na górce, zaraz za domem. Latem, na skarpie tarasu rośnie mnóstwo leśnych poziomek. Samosiejki, ale pachną rajem. Kwiaty na tarasie żadne się nie utrzymają. Sarny, gagatki, przychodzą i obżerają wszystko, co się obeżreć da. Najchętniej róże i pelargonie.


*


Na koniec pokażę coś trochę większego, niż domek. Powstało to coś na miejscu rozwalających się pozostałości po budynku. I tak cud, że inwestor w mieście taką działkę jeszcze wypatrzył. Praktycznie takich działek pod budowę, w dobrej lokalizacji, to już prawie w miastach nie ma .







.
To coś, to prywatna przychodnia lekarska, z gabinetami specjalistycznymi i salą operacyjną. Urzęduje tu lekarz laryngolog i dermatolog, lekarz ginekolog i urolog, zresztą specjalizacje mogą być zmienne. Jest też miejsce dla kosmetologa. Sala operacyjna, nazywana salą jednego dnia, uruchomiona będzie nieco później, chociaż wszystko do jej prawidłowego funkcjonowania jest już wykonane i czeka.




.
W tym przypadku elewacja to najmniejszy problem. Wnętrze tak najeżone jest problemami, że starczy za dziesięć domków jednorodzinnych. A może nawet za dwanaście ? Chętnie sobie wspominam ten projekt, chociaż przy technologii resztki włosów mi posiwiały. Nie trafia mi się za często projekt medyczny. Ta oto przychodnia, jeden szpital geriatryczny,  kilka gabinetów stomatologicznych, pogotowie ratunkowe - to wszystko.  A na dyplomie wybrałam sobie taki ciekawy temat - "Klinika chirurgiczna we Wrocławiu, na Niskich Łąkach" Temat oczywiście odlotowo potraktowałam. Do moich sal, które umieściłam na piętrze, wjeżdżało się na ruchomej podłodze z parteru, z przygotowalni chorego i lekarzy. Podłoga poruszała się na układzie teleskopowym, Przygotowany chory, z całą przygotowaną ekipą, wjeżdżał na tej podłodze do góry, do idealnie jałowego i sterylnego pomieszczenia ... a co ? nie mogłam odlecieć ? na studiach wszystko można. Mój promotor miał jeden warunek, jeśli chcę projektować sale operacyjne to muszę, chcę czy też nie, uczestniczyć w prawdziwej operacji, bo tylko wtedy potrafię ocenić, jak to się odbywa, choćby to, kiedy zaczyna być duszno.  Warunek spełniłam, zaliczyłam dwa wyrostki. jeden nawet z powikłaniami. Założyć maseczkę potrafię.




.
Tu ja, po najprawdziwszej na świecie operacji. W wielkim, męskim fartuchu myję straszliwe narzędzie. To żadne żarty. To doświadczenie bardzo przydało mi się w dorosłym, zawodowym życiu. Na obronie pracy dyplomowej przydało mi się już trochę mniej, bo tam pytano mnie o "krzyżowanie się ciągów transportu nieboszczyka z ciągami pieszymi pacjentów hospitalizowanych" i jeszcze mnie zapytano o moją, brrrr "ukochaną" ochronę przeciwpożarową, o takie tam klapy, czujki, dźwigi i węże sztywne oraz półsztywne ... też odlot, tylko w inną stronę.


Ale się rozpędziłam, i .... rozwlekłam.
Od płotu do odlotu !

Kto wytrzymał, dla tego żółte słoneczko, czyli nasz znaczek firmowy. Widać go na drugim modelu. Że słoneczko kwadratowe ??? Ej, Kochaneńcy, w moim zawodzie czasem kwadratura koła bywa jedynym możliwym rozwiązaniem. Dlaczego znaczek akurat taki ? Te trzy żółte kwadraciki to nasza trójka wspólników, "a" to architektura, "a" to pierwsza litera nazwy biura, "a" to Andrzej i Anna ... a gdzie W ? co z braciszkiem, który Wituś ma na imię ?  Oj tam, oj tam, braciszek, konstruktor, realnie stąpa po ziemi, jemu kompletnie nie zależy na umieszczaniu siebie, na jakichkolwiek znaczkach ... hmmm - ponoć wysadzanie się na świecznik, w naszym zawodzie, to domena wyłącznie architektów. No ciekawe ?!

A dlaczego znaczek taki żółty ?
Ano skoro świecznik, to musi być żarówa.

 
*


                        z przyjemnością polecam Malina M *                          

strona liiil  


W POSZUKIWANIU

$
0
0

ŻYCZLIWOŚCI


prawą ręką za lewe ucho, lewą ręką za prawe ucho,
a najlepiej prawą i lewą za obiektyw !



.
Życzliwość ? tego bratka cała rabatka !!!
cały klomb, ba, nawet cały zagon ! przynajmniej na tym blogu.



.
A że czasem gorzej widać, oj tam, oj tam, za mgiełką też romantycznie.





*



*

 *


.
Że bez słów ? a po co słowa ?
jaki bratek jest, każdy widzi !




.
A kto patrzy i nie widzi, ten też w końcu zobaczy ...
wypatrzy nawet skrawek nieba w kropli wody.




.
ŻYCZLIWOŚĆ ? 

           Życzliwość jest wspaniała i niewiędnąca:
           ci łatwo ją dostrzegą, którzy ją miłują,
           i ci ją znajdą, którzy jej szukają,
           uprzedza bowiem tych, co jej pragną,
           wpierw dając się im poznać.


   
Tyle cytatu. Parafraza oczywiście.
To słowa z biblijnej "Księgi Mądrości" Słowa
dotyczące mądrości. Sparafrazowałam, bo
czy życzliwość nie jest mądrością serca ?



.
Upss - powiał wiaterek, kropla wody szybsza była niż migawka obiektywu.
Na zdjęciach mój mały eksperyment: te same bratki w porannym słońcu, tyle, że fotografowane dzień po dniu. Jednego dnia suche, fotografowane innym aparatem, drugiego dnia mokre, innym ... biurowy aparat jakiś taki bardziej wodolubny jest, a może woda dla niego bardziej życzliwa ?


*


                        z przyjemnością polecam Malina M *                          

strona liiil  

PAŁAC

$
0
0
jak z baśni tysiąca i jednej nocy. To z daleka.
A z bliska miejscami jak z opowiadania o złej czarownicy, albo złośliwych gnomach, co gryzą , podgryzają i wygryzają.




.
Pałac w Krowiarkach. Widok od strony parku. Pamiętacie ??? pisałam już kiedyś o tym pięknym obiekcie, a nawet obiecałam ciąg dalszy historii. Nie wymieniłam tylko nazwy pałacu. A że damy spełniają obietnice, nawet w dzisiejszych czasach, więc teraz zapraszam. Wcześniej tylko przypomnę:


Pałac wyróżnia fantazja i malarskość.  Zestawianie różnorakich form architektonicznych, nieregularność rzutu, bogactwo, a nawet przepych dekoracji, zróżnicowanie bryły, bogactwo ryzalitów, wież i wieżyczek, formy dachów, lukarny, szczyty, wszystko to układa się w przebogaty, a jednak harmonijny bukiet. Wielość stylów, wielość form, nagromadzenie wszystkiego na raz, mogło dać odwrotny skutek, dysonans, czy nawet, jak by to dzisiaj ktoś powiedział, wręcz kociokwik. Mogło, ale nie dało, bo ci, co przykładali rękę do tej budowli robili to z wyjątkowym znawstwem, wyczuciem i na prawdę po mistrzowsku. Pałac miał szczęście, bo z tych samych kwiatów jeden ułoży miotłę, drugi piękną wiązankę. Ta wiązanka na prawdę godna jest uwagi i podziwu.

Pałac wybudowany został z cegły.  Starsza  część to korpus główny i skrzydło południowe. Na górnym zdjęciu to część widoczna po lewej stronie. Pomijając fragmenty wieżowe, jest to budowla jednopiętrowa. Pierwotną część pałacu wieńczy dach mansardowy z lukarnami, niegdyś dach ten pokrywał łupek. Elewacje są otynkowane. Na fragmentach tynku, pod złuszczona współczesną farbą, widać czerwone wymalowania. Wnętrze rozplanowane zostało w układzie dwutraktowym, sale od zachodu i od wschodu, rozdzielone korytarzem międzytraktowym, z sienią pośrodku. W tej części znajdują się jedne z najpiękniejszych sal pałacu. Od strony wejściowej Sala Balowa i Sala Jadalna, od strony parku Sala Mauretańska. Sale pałacowe, jak kto woli komnaty, nakrywają przepiękne sufity, z przebogatą dekoracją stiukową, albo drewnianą, spotkać też można sufit pokryty elementami wytłaczanymi z mosiężnej blachy, pokrytymi różnobarwną emalią. W pałacu oczywiście jest też komnata łaziebna, czyli łazienka, w stylu biedermeier, pokryta delikatną biało-liliowa ceramiką. Nad natryskiem, do którego schodzi się schodkami, jest piękna rzeźba, a na białych kaflach fruwają liliowe jaskółeczki. Oprócz natrysku była tam wanna i,  uczciwszy uszy, hrabiowski sedesik.
Nowsza część pałacu jest już wyższa i ma dwa piętra. Założona została na rzucie prostokąta z dwoma płytkimi ryzalitami i cylindryczną wieżyczką. Tę część pałacu nakrywa dach dwuspadowy. Część nowszą pałacu z częścią starszą łączy okazała, reprezentacyjna klatka schodowa. Klatka otwiera się do obu części pałacu, a oświetla ją witrażowy świetlik w dachu.

W pałacu, niczym w lustrze, odbijają się dziewiętnastowieczne style, mody i gusty. To, co dzisiaj ukazuje się naszym oczom, jest efektem przebudów, częstych zmian i modernizacji. Tak urokliwy obiekt powstał z inspiracji sztuką nowożytną różnych epok, od renesansu, manieryzmu, baroku aż po rokoko, doskonale wpisanej w elementy nowoczesnej wówczas secesji. Oczywiście mamy tu też "zwykły" barok. Nie dziwi styl neomauretański czy biedermeier, bo przy tej różnorodności dlaczegóż miałby dziwić. Na zdjęciu poniżej elewacja pałacu widoczna od frontu.


.
Budowla stoi na lekkim wzniesieniu w urokliwym parku. Jesienią miejsce przypomina scenerię filmu. Takiej scenerii nie powstydziłby się sir Arthur Conan Doyle, a mistrz Hitchcock spokojnie mógłby stopniować tu grozę. 



.
Park istniał właściwie już od wybudowania pałacu, ale szczególnego wyrazu nadali mu w połowie dziewiętnastego wieku Amand i Fanny von Gaschinowie. Później Edgar Henckel-Gachin von Donnersmarck zmienił park według znakomitego projektu Gustava Naumanna i Fritza Hanischa.




.
Park wokół pałacu ma prawie osiemnaście hektarów. Gatunki niezwykłych drzew były sprowadzone aż z Anglii, a sadzone je osobno, tak, aby w pełni można było podziwiać ich piękno. Po parku prowadziły ścieżki usypane z białego kamienia, a samym środku był się sztuczny staw z romantycznym mostkiem a przy pałacu altany, latarnie i rzeźba myśliwego.




.
Sam pałac jest centrum tego pięknego założenia, ale czegóż tam jeszcze nie ma ?!! czego jeszcze nie było ?! Mauzoleum właścicieli, altana , dom zarządcy, oranżeria, browar i gorzelnia, zabudowania gospodarcze ze stajniami i krytą ujeżdżalnią, nawet domek mastalerza. Większość, choć w różnym stanie, zachowała się do dzisiaj.  Wszystko to tworzyło z parkiem wyjątkowo urokliwe miejsce.


HISTORIA


Do siedemnastego wieku stał tu dwór drewniany. Piękny szlachecki dwór. Dwór należał do możnego rodu. Murowany pałac to już późniejsza historia.
1678 w wiosce Krowiarki zostaje wzniesiony pałac z drewna, Pałac należy do możnej rodziny von Beess, ówczesnych właścicieli Krowiarek.
1690 pałac przejmuje Leopold Paczyński, hrabia Tenczynka i Paczyny.
1798 właścicielem drewnianego pałacu zostaje graf Karol von Strachwitz.
1725  Karol von Strachwitz przekazuje w testamencie swój majątek synowi, Janowi Maurycemu i nakazuje mu budowę murowanego pałacu.
1826 Jan Maurycy von Strachwitz  rozpoczyna budowę murowanego pałacu, na miejscu poprzedniego, drewnianego.
1840 Ernest Joachim von Strachwitz, syn Jana Maurycego, kontynuuje budowę. Wyposażenie powstałej budowli kosztuje go 126,6 tys. marek
 1842 (1843?) Ernest Joachim von Strachwitz sprzedaje wieś rodzinie Gaszynów, a dokładnie swojemu kuzynowi hrabiemu Amandowi von Gaschin. Amand Leopold Erdmann Edward hrabia von Gaschin (takie nazwisko przyjęli Gaszynowie przyjmując tyruł hrabiowski w 1653 roku) poślubia  w Roku Pańskim 1837 polską kompozytorkę i filantropkę Fanny Leszczyc - Sumińską. Hrabina Fanny, czyli Franciszka Nimfa von Gaschin-Rosenberg (Sumin-Sumińska) osiada wraz z mężem w Krowiarkach. Amand i Fanny mają trójkę dzieci: Wandę Malwinę, Pamelę Ernestynę i Mikołaja Melchiora. Młodsza córka jest upośledzona umysłowo, syn poświęca się karierze wojskowej, w randze podporucznikiem kirasjerów. Spadkobierczynią rodziny zostaje najstarsza córka, hrabianka Wanda.
1856 15 maja hrabianka Wanda Malwina von Gaschin, w wieku 19 lat, poślubia w Krowiarkach grafa Hugona II Henckel von Donnersmarck. Wanda  Malwina i Hugo II Karol Łazarz Eugeniusz Fryderyk Henckel von Donnersmarck, dają początek nowej linii na Brynku i Krowiarkach, czyli linii  Henckel-Gaschin von Donnersmarck.
1879 hrabina Wanda  Malwina Henckel-Gaschin von Donnersmarck  dziedziczy po swojej matce, Franciszce Nimfie von Gaschin-Rosenberg, majątki wokół Kietrza, Makowa i Krowiarek. No i oczywiście nasz pałac, który od tej chwili staje się własnością rodu Henckel von Donnersmarck.
1892  pożar trawi północną, wówczas jeszcze drewnianą, część pałacu.
1898 skrzydło północne zostaje odbudowane w stylu w stylu secesyjnym, stanowi ono właściwie oddzielną budowlę.
1900 z  majątków powstaje ordynacja. Hugo i Wanda zamieszkują Krowiarki do 1905 roku, a potem przenoszą się do pałacu w Brynku. W maju 1906 roku w Krowiarkach obchodzą złote wesele, co odnotowują Nowiny Raciborskie: "Wczoraj obchodził hr. Henckel-Donnersmarck z swą małżonką hr. Wandą z Gaszynów uroczystość złotego wesela. Z tej okazji wieś była pięknie przystrojoną, wieczorem była wspaniała iluminacya, puszczano także sztuczne ognie. Hrabina Wanda, właścicielka Polskiego Krawarza jest ostatnią po kądzieli ze starej, możnej rodziny górnoślązkich hrabiów Gaszynów" (* Polski Krawarz - przez pewien czas Krowiarki)
1911 pałac zamieszkuje Edgar I graf von Henckel-Gaschin.
1939 pałac staje się własnością Hansa II grafa von Henckel-Gaschin. który  przetrwa tu całą wojnę. Hans II czyli - Jan (Hans) Maria Łazarz Amand Antoni Henckel-Gaschin von Donnersmarck, o matuniuuuuu .
 1945  gdy zbliża się front wschodni graf wysyła żonę za granicę, a sam, w marcu  wsiada na rower i ucieka przed wojskami Armii Czerwonej do Baborowa. Stamtąd pociągiem do Czech i, via Czechy, aż do Brazylii.


TERAZ TROCHĘ IKONOGRAFII



Tak wyglądał pałac w roku 1914.



Sala Balowa

Jedno z piękniejszych wnętrz pałacu, nazywane w niektórych źródłach Salą Białą, Salą Portretową czy Błękitnym Salonem. Zachwycająca. Tylko popatrzcie - jeszcze w 1965 roku była tak dobrze zachowana. Biało-złote cacko, oprawne dekoracją sztukatorską i snycerską, nawiązującą do motywów barokowych, rokokowych i stylu regencji. Sufit, którego głęboka faseta tworzy coś na kształt zwierciadlanego sklepienia, ozdobiony jest owalnym plafonem. Są na nim anioły, tarcze herbowe, wieńce, girlandy i chmury. Pod fasetą dekoracyjny fryz z wieńców róż, girland, twarzy nimf i satyrów. W narożach fasety mitologiczne rzeźby i kartusze z herbami. Charakterystycznym elementem jest barokowy kominek, z kariatydami i atlantami. Nad kominkiem wielkie lustro z obramieniem snycerskim w kształcie palmowych liści. Na ścianach boazerie z festonami i maskami. Kratki, wstęgi, kartusze, muszle, woluty, rocaille i róże. Stiukowe grupy satyrów, putta, malowidła z rodzajowymi scenkami i freski. W boazerie wkomponowane zostały cztery portrety rodziny cesarskiej.



Jego wysokość cesarz Karol VI


Jej wysokość cesarzowa Elżbieta Krystyna


Jej wysokość cesarzówna, nie znam imion
Maria Anna, albo Maria Teresa


Portrety dodawały sali splendoru i zapewne miały w jakiś sposób podkreślać powiązanie rodu magnatów z cesarskim dworem Habsburgów. A ród był znakomity, jak na ówczesne czasy. Wraz z ucieczką z pałacu Hansa Henckla Gaschin von Donnersmarck, w 1945 roku, skończyła się tu era panowania magnatów.




.
Tylko na elewacji ciągle jeszcze widnieją herby rodowe. Ten po prawej to herb rodziny von Gaschin,  a ten po lewej pewnie rodu von Donnersmerck.

Po wojnie w pałacu urządzono dom dziecka, potem przedszkole, szpital, wreszcie sanatorium. W 1989 roku pałac stał się własnością osoby prywatnej. Później, z roku na rok, niszczał coraz bardziej, a jego właściciel unikał konserwatora zabytków jak zarazy.  W końcu, w 2004 roku wystawiono pałac na sprzedaż. Dopiero w 2006 roku, znalazł się nabywca z luksemburskim kapitałem. I wreszcie prace ratujące obiekt przed całkowitym zniszczeniem ruszyły. Tu skromnie napomknę, że dwa lata później my pojawiliśmy się na pałacowym horyzoncie.

Jak dostaję do opracowania jakiś zabytek lubię najpierw, zanim wezmę się do pracy, pobuszować po tekstach źródłowych, odczytywać historie mieszkających w nim ludzi, zanurzyć się w ich świat, zwyczaje, nawet tytuły czy imiona. Ech, taki hrabia ośmiorga imion to jest to ! No a jak wyglądam przy nim ja,  Anna Zofia imion tylko dwojga ? i to jeszcze bez tytułu i rodowych włości ... cienka Bolkowa. 


ZAGADKA ?

Odgadnij dziesięć szczegółów, którymi różnią się dwie poniższe fotografie.



.
.
Dla ułatwienia dodam, że oba zdjęcia dzieli kilka lat. Zresztą mniejsza już o dziewięć szczegółów, wystarczy mi ten jeden, najważniejszy szczegół !!!


.
Szczegół widać doskonale od drugiej strony pałacu, czyli od frontu. To przepiękna neobarokowa wieża. Niestety, była już wieża. W sierpniu 2007 roku nad Krowiarkami przeszła wichura. I tu pech - wichura spowodowała przechylenie wieży. Zresztą może pech, a może prawidłowość. Wieża wsparta była na ośmiu drewnianych belkach. Jednej belki już nie było, druga belka całkowicie zgniła, a trzecia, jak wiatr mocniej powiał, złamała się na pół. No na jednej belce to nawet dziecko wie, że nie da rady. Wieża groziła zawaleniem do środka pałacu, i to prościutko do sali balowej. Po oględzinach i burzy mózgów zdecydowano się na zdjęcie zabytkowej wieży. Przyjechała straż pożarna, z drabiny strażackiej można było robić pomiary, jak Pan Bóg przykazał, czyli "in situ". Potem wieżę zdjęto.

Była wieża, nie ma wieży 
teraz wieża w trawie leży.

Zrymowało mi się. Trochę głupawo, ale za to prawdziwie. Inwentaryzacja wieży trwała prawie cały sierpień. Wieża, zanim ją zdjęto, musiała zostać bardzo dokładnie wymierzona no i oczywiście "obfotografowana" i to w najdrobniejszych detalach, tak, aby po jej zdjęciu można było odtworzyć ją w oryginalnym kształcie. Inwentaryzację, szczęściem, wykonał doskonały wrocławski architekt. Potem zespół konserwatorów zajął się renowacją, pieczołowitym zabezpieczaniem zachowanych blaszanych detali, a przy okazji odtwarzaniem detali brakujących, według posiadanych oryginałów. To, czego nie dało się w żaden sposób uratować leży sobie teraz smętnie w trawie, przed frontową elewacją. Kiedyś wieża zostanie odtworzona identyczna jaka była, hełm pokryją rybie łuski, zalśni iglica, a z kartuszy groźnie spoglądać będą maszkarony. Najpierw trzeba jednak uratować i zabezpieczyć to, co jeszcze się zachowało, czyli stropy i dach. To właśnie projektowo nasze zadanie. A pałac wart zadania i ratowania !!!!


WNĘTRZA
Niestety, to nie moje zdjęcia.  


.
.
.
.
.
.

.
Zdjęcia wnętrz piękne, artystyczne i profesjonalne. Autorem jest młody człowiek, trzydziestolatek, pasjonat. Już autor książki. Chapeau bas.  Wnętrza, jak widać, są magiczne. Podobno można zrobić w nich ślubną sesję zdjęciową. Dla oglądających zachwyt, ja niestety mam skrzywienie zawodowe, jak patrzę na przykład na takie zdjęcie klatki schodowej to najpierw - ooooch !!!!! a potem - o matuniu, pożarówka ! i zaraz myśli zaczynają błądzić po bezdrożach niemożliwości ...  Ktokolwiek będzie robił projekt wnętrza, czy to będę ja, czy kto inny, niejedną nockę zaliczy nad łamigłówką, jak tu niemożliwe uczynić możliwym. Bo takie na przykład żeliwo - idealny materiał do rzeźbienia stopni w prawdziwe arcydzieła, jednak gdy się pali, to żeliwo rozgrzewa się i o wiele gorzej służy ewakuacji niż drewno, fakt, są farby pęczniejące, ale uroku stopniom odbiorą, a jeszcze schody kręcone są, klops na całej linii ... jedyny sposób to chyba anioła posadzić ze spadochronem, jak by co. W tym przypadku fotograf od pokazywania cudów jest, a projektant od czarnej roboty i od dokonywania cudów. Ale ja tę czarną robotę kocham okrutnie.

Wracając do wnętrz - ja, jak zwykle, mam tylko robocze zdjęcia. Zdjęcia pomieszczeń, którymi właśnie się zajmujemy. Po tamtych profesjonalnych fotografiach te aż wstyd pokazać, ale pokażę, bo mają dla mnie wartość, pokazują naszą pracę od kuchni, no i tylko tu można je zobaczyć.


.
.

PROJEKTY

1.  Na pierwszy ogień poszedł projekt zabezpieczeń i remontu części stropów. Robiliśmy ten projekt dawno, w latach 2008 i 2009.  Przed przystąpieniem do projektu budowlanego trzeba było przede wszystkim dokonać oceny stanu technicznego obiektu, na podstawie oględzin i badań makroskopowych poszczególnych elementów konstrukcyjnych. I okazało się, że stropy drewniane, w przeważającej części, są mocno zniszczone, belki drewniane, w strefie oparcia na murze w większości przegniłe, grożą zawaleniem a nawet już się zawaliły. Wszystko to przez działania wilgoci pochodzącej i od ścian podciągających kapilarnie wodę z gruntu, i od wody opadowej, przedostającej się bezpośrednio na ściany i stropy przez  nieszczelności w pokryciu dachowym. Elementy drewniane stropów, w większym lub mniejszym stopniu zostały porażone przez grzyby i owady niszczące drewno. Tylko niewielka część stropów zachowała się w stanie umożliwiającym czasowe użytkowanie. No niestety, pod dynamicznym obciążeniem człowieka, stropy te wykazywały nierównomierne drgania. Rozbiórka takich stropów to skomplikowana operacja, trzeba przecież wcześniej delikatnie zdemontować i zabezpieczyć elementy ozdobne. Wszystko zgodnie z wytycznymi opracowania konserwatorskiego.





.
Na rysunku parteru zaznaczyłam kolorami trzy piękne sale, o których już tu wcześniej pisałam : salę balową, jadalną no i mauretańską, żebyście mogli tak jakoś sobie to przestrzennie wyobrazić. A teraz popatrzcie jak na tym rysunku czerwono !!! czerwone przerywane linie to są belki stropowe w ratowanych stropach, tych, co to były na najlepszej drodze do zawalenia. Ale się nie zawaliły ! W miejscu części stropów drewnianych trzeba było wykonać stropy żelbetowe, płytowo-żebrowe o układzie żeber zgodnym z układem zdemontowanych belek drewnianych. Wymianę stropów wolno było prowadzić sukcesywnie, pomieszczeniami. Ściany w miejscu oparcia stropów wymagały odpowiedniego przygotowania.




.
Najciekawsze dla mnie było wzmocnienie stropu nad Salą Mauretańską. Wykonano je pozostawiając stare, drewniane belki stropu i wykorzystując podstemplowaną podsufitkę, razem z wkładkami styropianowymi, jako tracony szalunek nowego stropu żelbetowego. Dla zachowania górnego poziomu posadzki wysokość istniejących belek drewnianych trzeba było obniżyć o ok. 10cm, tworząc miejsce dla żelbetowej płyty. W drewnianych belkach zamontowano stalowe klamry dla zakotwienia ich w płycie żelbetowej, w ten sposób słaby strop drewniany został podwieszony do nowego stropu żelbetowego. W innej sali, żeby umożliwić  wykorzystanie zachowanych elementów dekoracyjnych zastosowano żebra stropu żelbetowego o zmniejszonym rozstawie (66cm) i przekroju 14x25cm – dostosowanie do wymiarów zachowanych elementów. Dla usztywnienia konstrukcji przestrzennej budynku nowe stropy skotwiono ze ścianami konstrukcyjnymi.


2. W zeszłym roku przyszła kolej na następny projekt, czyli na REMONT WIĘŹBY DACHOWEJ I DACHU. Znowu ogromna praca. Miesiące przy komputerze, stały kontakt z konserwatorem zabytków. Cała więźba w projekcie podzielona została na kilka segmentów. To dla ułatwienia choćby drukowania a potem wykorzystywania na budowie rysunków. Przy wymaganej skali rysunki całej więźby to straszne jamniki. Rezultat naszej pracy pokażę na przykładzie jednego z segmentów :




.
Niższy poziom więźby i strop nad korytarzem. Na czerwono zaznaczone są elementy, które zostaną wymienione na nowe, według istniejących. Tu jeszcze da się wytrzymać, elementów do zachowanie jest sporo.



.
Tutaj to już czerwono !!! elementy nośne jako tako ale krokwie - absolutny rozkusz bawełniany, jak mawiał kiedyś mój szef. Co mogło to stare krokwie podżarło a woda skutecznie dzieła dokończyła.



.
Kto dociekliwy jest i lubi wiedzieć co, jest co, to proszę bardzo - można sprawdzić co słup, co podwalina, co kleszcz, a co krzyżulec albo zastrzał.




Projektowanie to praca zespołowa. Mam nadzieję, że nasz elektryk mnie nie zamorduje, że pozwoliłam sobie bez zgody pokazać jego pracę. Dla mnie ciekawa jest taka odgromowa instalacja. Pewnie dobre anioły i duchy przodków unoszą się nad budowlą i pilnują pałacu, ale strzeżonego Pan Bóg strzeże - odgromy i uziomy czynią swoją powinność ! a właściwie to czynić będą, bo projekt z końca zeszłego roku, a od końca projektu do końca prac droga daleka.


MODEL WIĘŹBY





.


.
Model wygląda jak bajkowa konstrukcja z patyczków i zapałek.  Ale to nie jest zabawka, każdy element ma tu określoną "matematycznie" wielkość i położenie w przestrzeni. Wszystko jest dokładnie zmierzone i obliczone, każdy układ statyczny sprawdzony.



.

.
Tak widzimy model na monitorze podczas tworzenia. Tło jest czarne. Tło przeważnie przyjmuje się czarne, lepiej wtedy linie są widoczne. Trochę inaczej wygląda to w przypadku rysunków płaskich. Tło również przyjmuje się czarne ale używa się warstw i kolorów. Każdy oczywiście warstwy i kolory sam sobie ustawia. każdemu co innego się świeci i po oczach daje. Oczywiście można sobie szare tło ustawić ale ja ślepawa jestem więc świeci mi się wyłącznie na czarnym. Dlatego też większość rysunków, które pokazuję ma czarne tło, jest to po prostu zrzut z ekranu. Czasem zamieniam na pliki do druku i dopiero robię zrzut ale traci się wtedy na jakości a i tak rysunki na blogu nie są zbyt czytelne i trzeba blokować wymiarowanie i opisy.




Teraz zbliżenie na konstrukcję wieży.



I wieża w koszulce ... 
Jeśli o modę chodzi, to koszulka neobarokowa.

Akurat wieża nie jest nasza. Wieżą już wcześniej zajmował się Wrocław, gotowa została zaimportowana w do naszych rysunków całego dachu.
Myślę, że fajnie jest tak sobie popatrzeć, jak to ta konstrukcja na prawdę wygląda. Tyle już lat pracuję a takie rzeczy niezmiennie wprowadzają mnie w zachwyt. Nad geniuszem człowieka, nad talentem twórcy, trafnością intuicji i precyzją myśli. Nie ma oczywiście obowiązku sporządzania modeli przestrzennych, ale te modele bardzo ułatwiają prawidłowe przeniesienie skomplikowanych i nakładających się na siebie elementów na rysunek płaski. Model pomaga później prawidłowo odczytać płaski rysunek wykonawcom no i oczywiście inwestorowi. Zostaje też na przyszłość jako swego rodzaju dokument.


3. I wreszcie trzeci projekt, świeżutki, bo tegoroczny. Tamte dwa projekty to domena konstruktorów, czyli braciszka i bratanka, a ten trzeci - moja. Mówię o projekcie witraży w oknach Mauzoleum. Były tam kiedyś witraże, zachowały się niewielkie fragmenty, elementy konstrukcji i małe odłamki szkła, w kolorze kobaltowym. Dzisiaj tego już nie pokażę, bo niechcący wyszedł mi już nie jamnik, ale wręcz stonoga o tysiącu kończyn.

*

Ponoć prawdziwego architekta
poznaje się nie po tym jak zaczyna
a po tym jak kończy ... i co ???

i końca nie widać ...

*


                        z przyjemnością polecam Malina M *                          

strona liiil  

HASŁO - HERMES

$
0
0
 ODZEW - UZI

ooo - odzew niespodziewany i jakże miły !!! Ale zacznę od początku.
Pamiętacie mój dawny wpis *ZE SKRZYDEŁKAMI* ???




Był o jednej z najpiękniejszych kamienic świdnickiego Rynku, tej, na której to goło i wesoło mieszka sobie bożek Hermes, patron kupców i złodziei.


OPOWIEDZIAŁAM WTEDY TAKIE ZDARZENIE: 

Był ciepły wiosenny poranek, słońce przecierało chmury a zdumieni mieszkańcy przecierali oczy, podnosili głowy do góry i zaczynali się śmiać - na kopule dumnie stał Hermes, ale już nie był goły, Hermes na pupie miał śliczne czerwone majtki, damskie desusy. Wszyscy zachodzili w głowę, skąd te niewymowne tam się wzięły ???!  Po cichu się wydało, to weseli chłopcy, alpiniści, w nocy na kopułę poleźli i majtki założyli - hmm, jakim to cudem zrobili jest tajemnicą, bo przecież nie przez głowę! Dopiero władze problem miały - jak tu Hermesowi gatki zdjąć ?!! Wozem pożarowym i owszem, ale jaki obciach dla poważnych strażaków ! a do tego środek Rynku i dziesiątki gapiów ! Cóż - rady nie było, honor, honorem, a gatki ściągnąć trzeba było i już !  Jeszcze wiele lat od tego zdarzenia ludzie się znacząco uśmiechali pokazując na wesołego skrzydlatego patrona kupców i złodziei.

Wpis sobie wisiał spokojnie na blogu aż tu nagle, po dwóch latach, pojawił się pod wpisem komentarz. I to jaki !!! Odwiedził mnie szczególny Gość.


OTO, CO NAPISAŁ :

Gacie na Hermesie, jeden z moich ulubionych numerów, była ciepła majowa noc 1999 rok. Akcje planowałem około dwóch tygodni, rozpoznanie obiektu, zabezpieczenia, wydajność patroli itp. Na kopułę wchodziłem dwukrotnie gdyż pierwotnie uszyte gacie były za małe, drugim razem wszystko już poszło doskonale. Widok na Świdnicę nocą był przepiękny, wtedy jeszcze nie było ratuszowej wieży. Oprócz gaci zostawiłem Hermesowi taśmę i ekspres, służyły do szybkiej ewakuacji. Cała akcja trwało około 12 minut, gacie na Hermesie w blasku reflektorów wyglądały świetnie. Przyszedłem jeszcze rano popatrzyć na swoje dzieło, wmieszałem się w tłum i delektowałem się akcja strażaków. A wszystko to na pożegnanie dzieciństwa, następnego dnia wyjechałem z miasta

Pozdrawiam UZI 

*

Nie znam Uziego, ale sprawił mi swoim komentarzem ogromną radość !
A skoro już w tej Świdnicy jesteśmy, to popatrzmy okiem Skrzydlatego Chłopca na jej piękny Rynek, na przebogate mieszczańskie kamienice. Wybrałam dla Was dwie, ma się rozumieć, obydwie "moje".


CHŁOPEK I ZŁOTA KORONA

Chłopek oczywiście też złoty, jakże by inaczej.
Złotą jeszcze Świdnica ma gęś, koguta, złoty żaglowiec i bazyliszka, upss, bazyliszek już nie złoty. Opowiem o wszystkich, ale przy następnej okazji.




.
Rynek 7 i Rynek 8. Na te kamienice od wieków spogląda sobie Hermes. On z lotu ptaka, a ja to tak raczej z żabiej perspektywy, i żeby nie było - żaba trzeźwa, tylko z fantazją.





.
Chłopek, jak to chłopek, piękny jest, ale kamienny portal, nad którym stoi, to prawdziwe dzieło sztuki z czasów manieryzmu. Reliefy i płaskorzeźby wskazują na wyjątkowe dłuto Mistrza. Niestety, bezimiennego. Kamienica jest w większości renesansowa ale ma gotyckie, sklepione piwnice.

Oczywiście, tak jak większość świdnickich kamienic i ten dom ma swoją historię. Jak wieść gminna niesie miał w nim ponoć zamieszkiwać cesarski dowódca - Albrecht von Wallenstein. Był rok 1633, a Świdnica oblegana przez wojska cesarskie, pod dowództwem Wallensteina. Dnia 6 lipca, dla wsparcia obrońców miasta, przybyły pod Świdnicę posiłki, czyli armia szwedzko-sasko-brandenburska. Armia rozłożyła się obozem w pobliskich wioskach. Wallenstein nakazał usypanie szańców na wzgórzu Kuhberg (Krowia Góra, wzniesienie przy ulicy Bystrzyckiej). Do walki pomiędzy wrogimi armiami jednak nie doszło, przeciwnie, zawarto zawieszenie broni na cztery tygodnie. Podczas jego ratyfikacji, na Zielonym Polu, opodal Świdnicy, został śmiertelnie zraniony, strzałem z pistoletu, książę Ulrich, następca tronu duńskiego. Przewieziono go do Świdnicy, gdzie najbliższej nocy zmarł. W wyniku zawartego rozejmu Wallenstein zajął miasto. Nastał zły czas dla miasta. Głód i zaraza, przywleczona przez wojska cesarskie, spowodowały w mieście śmierć około siedemnastu tysięcy osób. Życie miasta płynęło jednak dalej. W 1739 roku w Domu Pod Złotym Chłopkiem otworzył księgarnię Jan Jakub Korn.

**Drzwi te mają być otwarte dla przyjaciela a zamknięte dla wroga** 
głosi łacińska inskrypcja nad wejściem.




Właściwie jak się dobrze przypatrzeć to nie jest taki zwykły sobie chłopek, to bogaty mieszczanin, tak bogaty, że kamienicą w samym środku Rynku mógł się pochwalić. I to jeszcze z szeroką, pięcioosiową fasadą.




Właściciel tej czerwonej kamienicy pochwalić się mógł jeszcze bardziej ! !
I fasada okazała, i wystrój przepychem barokowym olśniewa. 



.
Wystrój barokowy, wnętrza wcześniejsze, renesansowe, piwnice gotyckie. Przed renowacją elewacja była szaro-bura, obgryziona i wcale nie rzucała się w oczy. Po renowacji dostała pierwotną, barokową koszulkę, w ostrej barokowej czerwieni, z kontrastowym białym detalem. Wystrój częściowo jest odrestaurowany in situ, a częściowo odtworzony. Trzeba było detale zdjąć bardzo delikatnie, bo rozsypywały się w ręku, a potem odtworzyć w zaprawie sztukatorskiej. Kamienne, uszakowe obramienia okienne były zaciapane farbami emulsyjnymi i zupełnie nie było widać, że kamień. Teraz popatrzcie - stary piaskowiec pięknie eksponuje się na mocno czerwonym tle i dodaje dostojeństwa całej elewacji.



.
Długi czas kamienica ta  pełniła funkcję paradnego hotelu dla zamożnych kupców i obieżyświatów. Wcześniej, w pierwszej połowie osiemnastego wieku, miała tu siedzibę świdnicka poczta polowa.

*

Kamienice świdnickie to prawdziwe perełki i miód na serce projektanta. Straciłam rachubę, ile ich przeszło przez nasze ręce. Ciekawą przygodą i doświadczeniem, była dla nas kamienica dawnej Szkoły Muzycznej, czyli Rynek 4. Zaprojektowaliśmy w niej bank, pierwszy bank z prawdziwego zdarzenia w moim życiu. Ech - kiedy to było. Prawdziwą szkołą były dla mnie jednak piwnice. Świdnica, serce Księstwa Świdnicko-Jaworskiego, miasto bogate, słynące z produkcji przedniego piwa, rozwijało się bardzo prężnie. Mieszczanie byli bogaci i bogate domy stawiali, zaczynając od piwnic. Miasto spłonęło w wielkim pożarze, ale piwnice ocalały. Świdnickie średniowieczne piwnice to kopalnia historycznej wiedzy, nie ustępują w niczym słynnym piwnicom wrocławskim.


 .
 Rzut kamieniem od Hermesa, 
"nasze" kamienice - Rynek 3 i Rynek 4




.
Odtworzony kamienny akroterion.

Udało się namówić inwestora na odtworzenie aż trzech akroterionów, wieńczących niegdyś attykę. Niestety, nie udało się namówić wykonawcy na przestrzeganie reżimów technologicznych. Farba zbyt szybko została położona na świeży tynk i w efekcie nasza piękna, elegancka, oliwkowa kamienica bankowa z czasem zdechła na szaro. Wykonawca przysięgał, że ponownie pomaluje, ale i tak wszyscy wiedzieli, że na bank, Bank jak już rozpocznie działalność, to do malowania wracał nie będzie.

 
Współczesna Świdnica, pod względem podejścia do historycznego dziedzictwa, na prawdę miała szczęście. Gdy tylko okres słusznie miniony odszedł w niebyt, Miasto ruszyło do porządkowania, a zaczęło na prawdę z głową, czyli od opracowania "Studium Historycznego Starego Miasta". Obszar w obrębie starych murów miejskich podzielony został na kwartały urbanistyczne. Każdy kwartał opracowany historycznie, architektonicznie i perspektywicznie. Braliśmy, jako biuro, udział w opracowaniu Studium. Potem trafiły nam się jeszcze projekty dwóch historycznych kwartałów. Pamiętam nawet, że prezentowaliśmy te prace w Sejmie. Jako wzór dla innych miast.

Tamte dokumentacje to było dla nas bardzo ciekawe doświadczenie. W ramach opracowania kwartału są na przykład badania archeologiczne. Poznałam wtedy co to artefakt i oglądałam rzymskie skorupy z okresu wędrówki ludów. Dowiedziałam się też, że dla archeologów szczególnie cennym wykopaliskiem są, uczciwszy uszy, wychodki, wiele rzeczy do takich wychodków zostało wyrzuconych i dzięki temu wieki przetrwało. Oprócz archeologicznych, robi się też badania historyczne, projekty architektoniczno-urbanistyczne, opracowanie terenu, z zaprojektowaniem obsługi komunikacyjnej, podziału na działki, oczywiście z odwołaniem do podziałów historycznych. I jeszcze żmudną część prawno-własnościową. Opowiadam o tym, bo  przypadła nam wtedy w udziale współpraca z historykami, mieliśmy stworzyć z nimi zespół. Jeszcze na świeżo miałam w pamięci czasy uczelni. I ja, i mój wspólnik architekt, też, a tu nagle się okazało, że w zespole mamy same sławy, na czele z naszym profesorem, TYM profesorem ! Noooo - pomodliłam się chyba ze cztery razy przed pierwszy spotkaniem. Co innego w Katedrze Historii Sztuki, co innego w projektowym zespole, na "równych" prawach. Wtedy nauczyłam się chyba najwięcej. Profesor to pasjonat. Dzielił się z nami swoją wiedzą a my, nie ukrywam jak te gąbki, chłonęliśmy wszystko, co mówił, a jeszcze bardziej to, co pokazywał. Tak na prawdę dopiero wtedy dowiedzieliśmy się co to takiego ta chronologia, co historyczne rozwarstwienie murów, co badania stratygraficzne. Wiedza tajemna. Ganialiśmy we trójkę po tych piwnicach, a Profesor pokazywał, uczył rozpoznawania wieku muru po kształcie cegieł, po wiązaniach, po zaprawie. Palcami rozpoznawałam co zaprawa wapienna, uczyłam się jej koloru. I jeszcze wielu rzeczy się uczyłam ...


KONIEC, znowu się rozgadałam.

*


Na pamiątkę zostawię tu sobie dzisiejszy komentarz z FB



.
Dotyczył poprzedniej notki. Sprawił mi ogromną radość :-) ! Dziękuję ...


*


                        z przyjemnością polecam Malina M *                          

strona liiil  

MAMUSIU

$
0
0
Dam Ci dzisiaj kwiatek jabłoni,
pachnie wanilią, jak moje dzieciństwo.
Dam czekoladowy księżyc i szczęśliwą gwiazdę,
dam najlepszy kawałek mojego serca
i modlitwę o uśmiech Twoich oczu .





.
Pierwsza pokazałaś mi gwiazdy i mleczną drogę,
nauczyłaś patrzeć w słońce przez liście kasztana.
Pierwsza wysłałaś bożą krówkę do nieba,
po uśmiechnięty kawałek chleba z cukrem.


.
I jeszcze powiedziałaś, że kosmata pszczoła
daje miód słodziutki, lecz kąsa boleśnie,
a chociaż stłuczone kolano piecze i boli
to łzy wcale nie muszą być słone



.


Dam Ci dzisiaj kwiatek jabłoni
pachnie wanilią, jak moje dzieciństwo.
Dam słodki miód kosmatej pszczoły
dam codzienność z kawałkiem szarlotki.
i modlitwę o ciepło Twoich rąk



 .
Za szczepionkę przeciw złu tego świata,
za to, że nauczyłaś mnie jak dzielić bułkę,
jak dawać siebie i otwierać  dłonie.

Za  parasolki z liści kasztanowca,
za bożą krówkę i chleb z cukrem,
za otarte łzy i nieprzespane noce.

za to, że JESTEŚ !

*


A teraz daj rękę, pobiegniemy, jak kiedyś,
do zaczarowanego ogrodu ...



 .
Świat nie jest taki zły, właśnie zakwitły jabłonie.


 .
Hmm, a niektórzy, to nawet wiedzą, gdzie konfitury.




.
Popatrz, jaki wesoły "fiatuszek " !



.
Jakie piękne "muchawce" !!!
Fruuuu, wiatr roznosi parasolki, zaraz usiądą nam na nosach



.
A tulipanki ? A tulipanki, proszę koleżanki, dla tulipanienek wyrastają.


*

Zatrzaśniemy furtkę zaczarowanego ogrodu ?
Nie, nie zatrzaśniemy, tylko przymkniemy troszeczkę ...

W dorosłym życiu nie ma fiatuszków, nie ma muchawców, ani tulipanienek. Jest matematyka i poezja. Chociaż jestem już dużą dziewczynką ciągle mi powtarzasz:

Haniu, w życiu, jak to w życiu, matematyka miesza się z poezją. Jeśli potrafisz marzyć, to sprawisz, że czasem jeden dodać jeden da w sumie plus nieskończoność … jeśli tylko potrafisz marzyć …




*


                        z przyjemnością polecam Malina M *                          

strona liiil  


WESPÓŁ W ZESPÓŁ

$
0
0

OBA DWA
MÓJ BRACISZEK I JA  
 i nasze wspólne, cudowne, dzieciństwo. 


Trochę hultajska z nas była dwójeczka.
Ręka w rękę, gdy trzeba było coś zmalować. Dwie domowe, chodzące niewinności. Co złego to nie my! A skąd !!! kwiatek sam spadł z parapetu trzeciego piętra, prosto na tulipany sąsiadki, mamci majtki też całkiem przypadkowo sfrunęły na ogródek sąsiada, talerzyk, ze ślubnego serwisu, sam się stłukł a sąsiadce z parteru język krasnoludki pokazały.
My - nieeee !!! a skąd ! gdzież tam, takie dwa geniusze !




Ale od początku. Był piękny, wiosenny, niedzielny ranek. Wcześniej nic nie zapowiadało mojego przyjścia na świat, bo jeszcze dobre, długie, trzy tygodnie były przede mną. Niestety, niedziele to mają do siebie, że przed niedzielami bywają soboty. A w sobotę moja bojowa Mamcia postanowiła wypastować wszystkie podłogi w domu. Jak postanowiła, tak też uczyniła i dodatkowo jeszcze wyfroterowała te podłogi, jeżdżąc na ... specjalnych szczotkach. Niedzielny poranek zaskoczył więc moją Mamusię. Urodziłam się romantycznie, o poranku, w ostatnim dniu wiosny. Tak, tak, niedługo znowu mam urodziny, nieuchronnie zmierzam do piątej młodości. A żeby jeszcze romantyczniej było, to urodziłam się w czepku. Moje przyjście na ten świat powitał tubalny śmiech lekarza. Cóż – wyglądałam, hmm, nieco pokracznie. Ważyłam tylko 2.60 ale za to mierzyłam aż 60cm długości. Ale pająk ! dłuuugie nogi, dłuuugie stopy, długie ręce i na dokładkę do tego wszystkiego długiego mała, chuda, odrobina.




Czasy były wtedy ciężkie, wyprawkę dostawało się z pracy, z przydziału. Tatuś przyniósł więc do domu tetrę na pieluchy i żółtą flanelę na kaftaniki. Akurat żółta wtedy była w sprzedaży. Babcia poszyła mi piękne, żółte kaftaniki ale pech chciał, że na świat przyszłam z żółtaczką. No cud moi przynieśli do domu – chudy żółty pająk w żółtym kaftaniku. Cioteczka, co akurat w odwiedziny do nas przybyła, stwierdziła, że tak brzydkiego dziecka, to jak żyje nie widziała. Dałam popalić swojej rodzince, oj dałam. Przez pierwsze miesiące całymi nocami ryczałam tak niemiłosiernie, że trzeba mnie było bez przerwy nosić na rękach. Danusia padała, noszenie padło więc na Antosia. Wtedy mój Tatuś wpadł na genialny pomysł. Wkładał mnie na noc do wózka. Do wózka przywiązał sznurek, drugi koniec sznurka przywiązywał do dużego palca u nogi. Jak rozpoczynałam wycie to Tatuś za pomocą sznurka przyciągał wózek a potem nogą go odpychał i tak do znudzenia, czyli do mojego uciszenia. Sąsiedzi odetchnęli, bo stukot kół, w porównaniu z moimi koncertami, to był mały pikuś. Co roku Rodzice prowadzili mnie do fotografa. Sadzali na krzesełko i kazali patrzeć, gdzie pofrunął ptaszek.




Ptaszka nie widziałam, za to ze strachu robiłam koszmarnego zeza ... Dzieckiem byłam wyjątkowo strachliwym. Gwizd parowozu sprawiał, że rzucałam się na peron i dostawałam ataku histerii, podobnie było gdy zobaczyłam wąsy mojego Dziadzia, no tragedia ! Tak było do czasu, gdy urodził się mój Braciszek. O dziwo zamiast zespołu zazdrości przeżyłam zespół miłości i od razu przyjęłam braciszka.  Trzeba go było nawet przed przejawami mojej miłości chronić. Duża już byłam, ale jak mi nie dali wózka do wożenia to ponoć ryczałam jak syrena. Tylko do tego zdjęcia, wyjątkowo, pozwoliłam kuzynce Wituszka powozić. Przekupili mnie, jak widać, książeczka do nabożeństwa.




Braciszek był zaprzeczeniem mnie, urodził się grubiutki, okrąglutki no i wesolutki. Wynagrodził rodzinie wszystkie nieprzespane noce. Byliśmy zgodnym rodzeństwem, ale wojny na poduszki nie były nam obce. Ba, prowadziliśmy znacznie poważniejsze w konsekwencjach wojenki. Krótko mówiąc, tłukliśmy się czasem jak jasny gwint. W dzieciństwie to ja byłam prowodyrem, ale zanim się obejrzałam przywództwo objął Braciszek. I tak zostało nam aż do lat młodzieńczych.




Faaajnie było.

Bawiliśmy się na podwórku w podchody, graliśmy w palanta, w dwa ognie a nawet w cymbergaja. Jak było zimno to w domu, na tapczanie, robiliśmy sobie wigwam ze starego koca i krzeseł. Wokół tapczanu była puszcza i wyły wilki, a nasz wigwam niby na drzewie był rozbity. Przynosiliśmy na to drzewo zapasy żywności: chleb z masłem i z cukrem, a przede wszystkim nasz najważniejszy, dziecięcy przysmaku - zaprażkę. Zaprażką nazywa się w naszym domu zasmażkę. Wrzucaliśmy na patelnię kawał masła, trochę mąki i duuużo cukru. A potem mocny ogień !!! ... Gotowe było jak całkiem zbrązowiało. Pachniało jak w niebie, albo jak w cukierni. W wigwamie spożywaliśmy te rarytasy i, ma się rozumieć, koniecznie przed obiadem musieliśmy spożyć. Na tapczanowym drzewie planowaliśmy różne takie wyprawy wojenne a nasi żołnierze to były pionki od chińczyka. Graliśmy też w bierki i w karty. Wiadomo, po kryjomu wyciągaliśmy te dorosłe karty i wtedy kanasta, makao, tysiąc i wojna odchodziły, aż miło ! Nigdy nie byłam królewną, jeśli już, to byłam dzielnym Zorro, w kapeluszu i z kapą na plecach. Ech - te nasze szpady z kija do wędki. Że nie wydłubaliśmy sobie oczu, to cud.




.
Pecha mieliśmy po równo
Ja byłam pierwsza więc wszelkie rodzicielskie eksperymenty odbywały się na mnie, to ja ze strachu, że mam czwórę z królowej nauk musiałam "naobkoło" domu latać. Braciszkowi lżej było, on już nie musiał. Za to musiał nosić po mnie różne rzeczy, od sweterków zaczynając, na rajtuzach kończąc. Oj, cierpiał biedaczek. Ale za to później, kiedy oboje chodziliśmy do ogólniaka i kiedy modne były dzieci kwiaty, sam pożyczał ode mnie, a to kwiecistą bluzkę, a to kolorową kamizelkę. Spodni nie wymienialiśmy, bo nie pasowały, tym razem ja cierpiałam, bo nosiłam zwykła "szariki" a Wituś dostał levisy. Katana od braciszkowych spodni była dla mnie jak ulał, to sobie pożyczałam na randki.




.
Zdjęcie z ogólniaka, ja w ostatniej klasie, braciszek w pierwszej. Mam tu straszną fryzurę, długie, cienkie, koszmarne włosięta. Normalnie zawijałam włosy w ślimaki wokół uszu, jak pensjonarka, ale na szkolną imprezę to sobie rozpuściłam. Braciszek też długie włosy nosił. I moją kamizelkę. Lubiłam jego klasę, wśród "dzieciaków" mogłam czuć się ważna. Nie myślcie tylko, ze tak chodziliśmy do szkoły. Ooo, co to, to nie ! granatowe mundurki grzeczniutko się wtedy nosiło. Zdjęcie zrobione zostało na szkolnych Andrzejkach, każda klasa bawiła się u siebie, na korytarzach odbywała się wymiana międzyklasowa ...




A to zdjęcie u nas w domu, w dużym pokoju. 

Tak całkiem bajkowo to jednak nam nie było. Oprócz zabaw i lekcji mieliśmy konkretne obowiązki. Braciszek codziennie latał "do Juli" czyli do sklepu. Mały chłopczyk z wielkim dzbankiem na mleko, tak go do dzisiaj znajomi wspominają. Nie było lekko, musiał też obierać ziemniaki. Ja latałam do piekarni po chleb, musiałam też zmywać naczynia. Nie tylko zmywarek nie było ale ciepłej wody w kranie też. Mycie skomplikowane było. Pływające tłuszcze przyklejały się do ścian szaflika ... brrrr. Oj nie zapomnę jak braciszek chciał na podwórko to koledzy rządkiem siadali i obierali ziemniaczki, aż miło. Sprzątanie i podłogi to różnie nam przypadało. W zależności od okoliczności i od tego, co i kiedy które z nas zmalowało. Kiedyś nabałaganiliśmy niewąsko i za karę mieliśmy umyć podłogę w przedpokoju i w naszym pokoju. Rodzice poszli a my dalej się kłócić kto myje większe. W rezultacie Braciszek zamknął się w pokoju a ja koniecznie chciałam tam wejść. Ja ciągnęłam drzwi, braciszek trzymał, ale jak znienacka puścił to sruuuuuu – poleciałam z drzwiami, drzwi trzasnęły z impetem we framugę i szyba z hukiem wyleciała. Niestety tak pechowo, że zahaczyła o moją rękę i wyrwała kawałek ciała . Nooo – to się wystraszyliśmy !!! ręka na moment zrobiła się biała a potem to już fontanna, jak w rzeźni. Szczęściem na parterze lekarz mieszkał. Popędziłam co sił a przestraszony braciszek szorował schody, żeby ślady przestępstwa zmyć. Oj, – oberwało się nam !!! Nie przyznaliśmy się, jak było naprawdę, a w zamian za piękną historię, sprzedaną Rodzicom, Braciszek mył za mnie podłogi przez dwa miesiące. Do dzisiaj mam bliznę na prawej dłoni. Kiedyś miała kształt litery V ale po 20 latach coś zaczęło się dziać, wylądowałam na onkologii z 90 procentowym rokowaniem na złośliwy nowotwór. Dziękować Bogu wynik brzmiał - ciało obce i komórki typu ciała obcego. Ech – drobinka szkła została, 20 lat siedziała sobie, drażniła aż w końcu coś zaczęło "wypuszcza korzonki" między palce i ścięgna. Mistrz, nad mistrzami, mnie operował, w trakcie operacji musiałam ruszać palcami i uratował mi rękę. Takie to czasem bywają efekty zbyt krewkich wojenek.




Brata mam najlepszego na świecie. To jest ktoś, do kogo mam absolutne zaufanie i za kogo dałaby sobie obciąć rękę. W dorosłym życiu oczywiście żadnych takich tam bitew, ani podjazdowych wojenek, nie prowadzimy. Prowadzimy za to razem firmę. Od 35 lat. I wyjątkowo dobrze nam się razem pracuje. Tu zdjęcie z uroczystości wręczania nagród. Z dumą oboje pozujemy do fotografii. Widać po naszych minach, że zgoda buduje. Wespół, w zespół, oba, dwa, mój braciszek i ja. Obok nas stoi jeszcze wspólnik. Ale to temat na zupełnie inne opowiadanie.

Pewnie pojawi się na moim nowym blogu
ale o tym jeszcze ciiiii

*


                        z przyjemnością polecam Malina M *                          

strona liiil  

Z LAMUSA

$
0
0
niezbyt historyczny dialog
z historyczną już violunią


KSIĘŻYC

na niebie lśni jak bałałajka … powiedział kiedyś poeta …



.
Niestety – violunia zbyt księżycowa nie jest, ani poetycka, ani liryczna. Ani też śliczna. Violunia jest wykształcona, twardo stąpa po ziemi, ma mocne, ekonomiczne podstawy, wie co hossa, co bessa, co bankowy spread, ale, o zgrozo ! violunia nie wie, co to bałałajka … ech – pech …




Księżyc, jak to księżyc, twierdzi panna, ciało niebieskie, nic więcej.



.
I wcale nie lśni, tylko schował się za tymi chmurkami. Oooo, baranka udaje niewiniątko, myślałby kto - świętoszek z różową aureolą!


.
A kto zakochanych na pokuszenie wodzi ? … 
Kto drogę w ciemny las oświetla, niby kto? … 
Kto oko zawstydzone przymyka na niecne sprawki ? … 
No kto ???! …
 



A komuż to teraz gagatek drogę oświetla – może mnie, violuni, cooo ??? Las ciemny, a w lesie strachy, ja tam się boję i nawet z Waldemarem bym nie poszła… fakt – „by” nie poszła …




Ech ta dzisiejsza, prozaiczna młodzież, tylko mędrca szkiełko i oko …
A ja, cóż – pamiętam swoją "durną" młodość. I nie powiem, ja bym tam za księżycem poszła … mleczną drogą … w ciemny las poezji … a może i polityki ... i niechby nawet wilcze oczy ...


*

Violunia to pierwsza postać, którą w blogowym świecie stworzyłam ... Była maleńką świneczką w kolorze fiołkowym, bez pamięci zakochaną w eleganckim świerszczu Waldemarze Drugim Mącidreszczańskim. Violunia przez małe v, bo przez duże śwince nie uchodzi. Żyła sobie ładnych parę latek w Onecie. Przeżywała dziwne historie, rodem ze wspomnień moich cioteczek-kresowianek. A potem ... potem poszłyśmy sobie, obie, precz z Onetu, ona na fiołkowiska, a ja w maliny ...

Tak mi się jakoś przypomniała
przy okazji fotografowania księżyca


*


                        z przyjemnością polecam Malina M *                          


MÓWIĄ WIEKI

$
0
0
historia przemawia, a czasem wręcz krzyczy o ratunek !
Czy można przejść obojętnie ?






.
Kiedy witam się z obiektem zwykle wygląda tak:
strop zawalony, dach w ruinie, ściany powygryzane.


 .
Szczęście, gdy zachowa się detal, ot choćby takie barokowe obramienia otworów. Wykonane są z żółtego piaskowca, profilowane, zwieńczone finezyjnie wykrojonym nadprożem.




Tu niestety widać przyszłą pracę dla konstruktora. Od środka widać też. Rozwarstwienie ściany nastąpiło na całej grubości, rysa przebiega przez całą wysokość. Kiepsko. Prawie widać jak tu "chodzą" siły i momenty.

Za to piękna, barokowa krata poniżej, to miód na serce architekta, a przy tym doskonały punkt wyjścia, do projektowania krat, w innych otworach. Ach, te barokowe kwiatki ! Drugi miód, to kolorek. Tam, gdzie późniejsze oblazło, wylazł pierwotny - piękny, pełny, barokowy ugier. Nawet badań stratygraficznych nie trzeba robić. Wystarczy dokładna inwentaryzacja. To pierwszy, ważny krok, wstęp do późniejszego projektowania. Od dobrej inwentaryzacji bardzo wiele zależy. Nie ma to, tamto, żadnego zakładania, że ściany równoległe, a otwory takie same, mierzymy pracowicie, jako te mrówy - dokładnie ! wszystko ! i po przekątnej też, jak Pan Bóg przykazał.




*

PROJEKT

Potem przychodzi długa i ciężka praca projektowa : żmudne grzebanie w archiwach, poszukiwanie starych dokumentów, ikonografii, dziesiątki spotkań, koncepcji, szkiców, rysunków, opisów, obliczeń, uzgodnień.        
           


.
Lubię odkrywanie pierwotnego koloru, a potem próby kolorystyczne: lepiej jaśniej, czy może ciemniej ? co jest bliższe oryginałowi ? To są tylko próby rysunkowe, ostateczna próba i tak odbędzie się na obiekcie, w trakcie nadzoru autorskiego. Kolor dobiera się według wzornika, ale przy takich obiektach, o szczególnym znaczeniu, robi się próby "in situ", bo to, co we wzorniku, to niekoniecznie to, co pokaże się na ścianie. Zależy od rodzaju tynku, chłonności podłoża, a nawet oświetlenia. Przy takim obiekcie trzeba bardzo uważać, żeby kolor nie wyszedł "plastikowy". Im kolor jaśniejszy tym bardziej niebezpieczny. Z reguły wybieram z koloratora farbę o ton ciemniejszą niż ta, którą chcę uzyskać na obiekcie. Czasem nawet o dwa.


.
W końcu projekt jest gotowy. Jeszcze tylko uzgodnienia ze wszystkimi świętymi, czyli konserwatorem zabytków, strażą pożarną, sanepidem i inspektorem bhp. Ufff - jest ostateczne pozwolenie i zaczyna się budowa.
Wyjazdy, narady, nadzory, dyskusje, niespodzianki o których istnieniu nikt nie wiedział. Z powodu niespodzianek zmiany, wprowadzane projektem zamiennym, albo tylko wpisem w dzienniku budowy. Pod koniec znam tu prawie każda cegłę i każdy kamień.

Kiedy żegnam się z obiektem zwykle wygląda już tak:







.
Nadałam mu kolor i formę stolarki, wymyśliłam kraty okienne nawiązujące do zachowanej barokowej, koniecznie z kwiatkami. Zaprojektowałam też nową funkcję, całe wnętrze. Konstruktor, elektryk i sanitariusz też zrobili swoje. I wszyscy bardzo się staraliśmy, by nie zatrzeć śladów historii, by zachować możliwe do zachowania i odtworzyć dawną świetność. Pokazać rękę twórcy obiektu, własną skrzętnie ukrywając. Trudne, ale tak właśnie w konserwacji zabytku powinno być.



.
To budynek STAREJ WOZOWNI w Opactwie Cysterskim w Krzeszowie.
Kiedy patrzymy na sam obiekt, to wydaje się niezbyt duży, ale kiedy tylko popatrzymy z szerszej perspektywy, to natychmiast z tego niezbyt dużego zmienia się w maciupeńki. Akurat nie mam zdjęcia pokazującego obiekt w szerszej perspektywie, znalazłam więc sobie w internecie czarno-białą fotografię i na niej, pomarańczową strzałką, pokazałam WOZOWNIĘ. 



Robi wrażenie !
Nie wozownia, oczywiście, tylko Bazylika




Znalazłam też zdjęcie kolorowe
i też strzałką Wozownię zaznaczyłam. 


Pozostałe zdjęcia są moje. To zamieściłam bo są na nim wszystkie nasze obiekty. Zaczynaliśmy w 1998 roku od Domu Opata, to ten za drzewami, biało-czerwony, po lewej stronie. Potem była właśnie Wozownia, potem klasztor sióstr, potem Bazylika i projekt zagospodarowania terenu całego Zespołu Pocysterskiego. A na końcu św. Józef, ale przy Józefie już tylko współpracowałam z kolegą. Może bym i chciała "siama" tyle, że rąk mi w końcu nie wystarczyło ... Napoleon, to ja nie jestem, jak się rozproszę na kilka jednocześnie, to tylko jedno może wyniknąć - klapa."Siama" odpadło.

Kiedy pierwszy raz weszłam do wnętrza Wozowni stało tam coś na kształt wiekowego karawanu, na głowę sypało mi się wapno i tynk, pod stopami zamiast podłogi była zwykła polepa, bałam się, że zaraz czymś oberwę, a jak mysz wyskoczy to wrzasku narobię i będzie wstyd. A pająki !!! stada !




Teraz , gdy przyjeżdżam, wpadam tu na kawę. Zimą lubię usiąść przy kominku, uśmiecham się gdy wspominam jak męczyłam się wymyślając jego kształt, żeby był prosty, jak całe wnętrze i żeby niczego nie zepsuł. Wspominam nasze konserwatorskie narady, które często tu właśnie się odbywały, gdy przyszły prace przy następnych obiektach. Ech - czasem piekielnie zmęczona, po nieprzespanych nocach, rozkładałam projekt i odpowiadałam na pytania, a potem proszę o kawkę, jak wszyscy. Ktoś żartuje - która to dzisiaj pani Aniu ? dzisiaj czwarta, odpowiadam, ooo, pani Aniu, po czwartej się umiera ! Ale po piątej się zmartwychwstaje, odpowiadam, i całkiem spokojnie wypijam ....

Krzeszów to Sanktuarium, do którego ciągną tysiące pielgrzymów z całego świata. W tym malutkim budyneczku mogą teraz odpocząć, coś zjeść, umyć się porządnie, kupić książki i przewodniki po tym miejscu. A jakie pyszne ciasta tu podają !

Opowiadałam już tu na blogu o dwóch obiektach, o Domu Opata i o klasztorze. Gdyby ktoś był ciekawy, to podaję linki, wystarczy kliknąć :

dom, który wrócił do domu
 *
pogmatwane dzieje

  
Opowiem jeszcze w przyszłości o Bazylice,
tylko to bardzo długie opowiadanie ...


*

                        z przyjemnością polecam Malina M *                          


strona liiil  

W MALINY NA URODZINY

$
0
0
sen miałam - malinowy ...
czerwcowy, pachnący, kwiatowy




.
We śnie strzeliło mi 20 wiosen, z "niewielkim ogonkiem" ...
takie szalone dwadzieścia i ho !, ho !, ho !, hoooooo !!!
jak mawiał mój ulubiony Pan Prezydent.

Sen, to sen. Jak mawiała moja kresowa cioteczka: kobieta ma, ile ma, a potem już zawsze 40 i ho, ho. Właśnie mi dzisiaj "czterdziestka" strzeliła. 
Wszystkich więc, co bywali tu, bywają i mam nadzieję, bywać będą,
ZAPRASZAM W MALINY, na prosiaczka urodzinowego.




.
Pachnie urodzinowy prosiaczek, pięknie przyrumieniony jest, doprawiony ziołami, hmm - i ogonek, dla osłody, jegomość miodem ma posmarowany, jak te moje latka, co to ho!, ho!, ho!, hooo !!! ..... oko przymilnie robi i kusi, by kosztować, smakować, jak te moje latka, co to ...

Skąd akurat ten prosiaczek ? Jak to mi ostatnio, na politycznym blogu, pewien miły pan napisał - "zeświniłam się, aż moi przodkowie w grobach się przewracają",  więc prosiaczek jest adekwatny do "mojej osoby" i do miejsca oczywiście. A W MALINACH ... a w malinach, jak to w malinach, czasem kłująco, ale dzisiaj, mileńcy Wy moi, wyłącznie pachnąco ...

malinowe ranki, malinowe dni,
malinowy uśmiech, malinowe łzy




      ech, malinowy pech ...
autoironia i śmiech


No i się się wydało - z tą moją dwudziestką, to wpuściłam Was w maliny.
Dwudziestka, nie dwudziestka, młodość, nie młodość, jak zwał, tak zwał, ja tam mówię, że to MIODOWE LATA. Dowód na zdjęciu. No proszę - co to mi wisi u szyi ? A nie, nie ! żaden tam młyński kamień, nic podobnego ! Mnie wisi u szyi złota pszczoła. A pszczoła miodzik słodki daje no i radość życia ... i ta złota pszczoła i ta moja, uczciwszy uszy, pszczoła z tombaku. Cóż, jaka młodość, taka pszczoła, a miód każdy słodki jest ... Im starszy, tym, wierzcie mi, słodszy i jeszcze mocy nabiera.

a co ?! ...
choć życie zacina się po ...
to mnie jeszcze do tego
ho!, ho!, ho!, hoooo !!!
jak mawiał Pan Prezydent

no i popatrzcie -
gadzina prosiaczek znowu zrobił oko


*

Z okazji tego mojego, hmmm, jubileuszu, o którym wolałabym zapomnieć, zrobiłam sobie kilka kroków wstecz i założyłam  blog. To blog o rzeczach, które wolałabym pamiętać, kiedy to przyjdzie moje ho!, ho!, ho!, hoooo !!!.



ZAPRASZAM



                        z przyjemnością polecam Malina M *                          

GŁOWA DO GÓRY

$
0
0

BO NA GÓRZE CUDA !!!
 

Hełmy wież - różne, strzeliste gotyckie, cebulaste barokowe, hełmy z przeźroczami, hełmy z galeryjkami ... najróżniejsze. Dzisiaj opowiem o wyjątkowo pięknych hełmach, o hełmach krzeszowskiej Bazyliki Łaski Najświętszej Marii Panny. To jedne z piękniejszych, jakie spotkałam.



Fasada Bazyliki

Dwie ogromne wieże, wysokości 71 metrów każda i dwa ogromne hełmy. Każdy z nich ma po 21 merów, a dodatkowo w zwieńczeniu każdego stoi prawie trzymetrowy, złocony ANIOŁ-GENIUSZ. Wyobrażacie to sobie - każdy z tych hełmów ma wysokość 7 piętrowego budynku !!! Z ósmym piętrem na anioła ! W skrócie  perspektywicznym tego nie widać, ale można sobie porównać - to małe, żółte, w dolnym rogu fotografii, to jest budynek Wozowni, o którym niedawno tu pisałam. Wygląda przy wieżach jak niewielkie pudełko zapałek.



Górna część wieży południowej.

Wysokość hełmów lepiej widoczna jest na rysunku poniżej. Po cichu przyznam się, że projekt tej elewacji zajął mi mnóstwo czasu, ślęczałam nad nim całe tygodnie, jak ta pracowita mrówa. A elewacje są cztery. Po wydrukowaniu rysunek miał wielkość stołu. Kolory oczywiście barokowe, mocne i pełne ugry (nazywane przeze mnie jajecznicą) obok stonowane, wapienne biele, pięknie harmonizujące z odcieniem żółtego piaskowca, którego na tej elewacji jest bardzo dużo. Teraz jak patrzę na odnowioną elewację to się uśmiecham - cud jajecznica, całkiem jak na moim rysunku.



Monumentalna fasada, rok powstania 1733.
Jeszcze o niej dokładniej opowiem.


A TERAZ TROCHĘ HISTORII WIEŻ. Początkowo hełmy wykonane były z drewna lipowego, obłożone miedzianą blachą i mieściły wewnątrz relikwie (wspomina o tym kronika klasztoru z roku 1738). W roku 1774 trzeba było oba hełmy usunąć, bo groziły upadkiem. Na ich miejsce wykonano nowe. Jeden z nich, południowy, zachował się do dzisiaj, północny, spłonął. W 1913 roku na wieży północnej wybuchł bardzo groźny pożar. Spowodował go rzemieślnik, naprawiający miedziane pokrycie. Pożaru nie udało się, niestety, opanować – cały hełm tej wieży uległ zniszczeniu.



22.10.1913 rok


 Siedemnaście lat wieża tak stała.
Goło i niewesoło.


Hełm zrekonstruowano dopiero w latach 1929-31. W tedy to zastąpiono dawną, drewnianą konstrukcję więźby, nową więźbą, ale już żelbetową. Na szczycie oczywiście znowu umieszczono złoconego anioła-geniusza, trzymającego Serce Jezusa, zwieńczone Krzyżem. A tak przy okazji : ANIOŁ-GENIUSZ to termin używany zwykle przez historyków sztuki. Jest to postać anioła z atrybutem, będąca uosobieniem czegoś, w tym przypadku uosobieniem miłości Syna do ludzi. Anioł-geniusz to, mniej więcej, coś takiego, jak postać alegoryczna.



Montaż hełmu.

Konstrukcja hełmu w podstawowym układzie jest konstrukcją żelbetową, słupowo-ryglową. Przestrzenie między słupami wypełniają ścianki z cegły dziurawki. Zewnętrzna obudowa jest jednak drewniana, pokryta blachą miedzianą. Zwieńczenie hełmu, powyżej latarni (to, co widać na zdjęciu) ma już konstrukcję całkowicie drewnianą, z dębowymi słupami. Na środkowym słupie wyryto informacje o budowie.




Wiecha na szczycie gotowej konstrukcji.



Hełm pokryty miedzią. Jeszcze brakuje detali
Jest rok 1930


Tyle o wieży północnej. Wieża południowa przetrwała do dziś w pierwotnej, barokowej formie.Warto popatrzeć na fotografie hełmu.


           
To hełm południowy - ten autentyczny, barokowy
zrekonstruowane są tylko liście akantu 


Hełm barokowy, miedziany, zwieńczony złoconą gloriettą. Niesamowite są te odlewane z miedzi ogromne woluty i zdobienia: kampanule, wazony, kwiatony, liście akantu, całe pokrycie jest z miedzi, dzisiaj pięknie spatynowanej na zielono. Hełmy maja wielkie prześwity. Nad prześwitami unoszą się uskrzydlone głowy anielskie. Na szczycie hełmu południowego, złocony anioł-geniusz trzyma w ręce Serce Maryi, przebite mieczem i oplecione różanym wieńcem. Wewnątrz, w sercu, umieszczono niegdyś historię wieży, jest ona tam prawdopodobnie do dzisiaj. Jak wcześniej pisałam, od czasu pożaru, geniusz na wieży północnej trzyma Serce Jezusa zwieńczone Krzyżem.

 
Dwa serca na szczytach wież. Dwa symbole:
miłości Syna do Matki i miłości Syna do ludzi.


.
Na tym zdjęciu wieża nieco poniżej hełmu. Z dołu tego nie widać, więc przypatrzcie się jak przepiękne są tu płaskorzeźby i detale z piaskowca. Dziwna rzecz - na moich zdjęciach ptaki fruwają, a na tych historycznych jakoś nie fruwały ...  Tu chyba bociek rozpostarł skrzydła, na dole jakieś "wronowate".



.
Jeszcze niżej, Na poziomie gzymsu okapowego, wielkiego, kamiennego gzymsu, biegnącego pod dachem, na obwodzie całego kościoła. Gzyms płynną, falistą linią przechodzi od dachu, przez wieże, na fronton Bazyliki. Zawsze podziwiam kamienne gzymsy i precyzję, z jaką zostały wykonane. Co innego gzyms z zaprawy, wykonany w technice narzutu. Muruje się rdzeń, a potem nabiera zaprawę i za pomocą specjalnego szablonu "ciągnie" Tu niczego ciągnąć się nie da, tu jest kamień, do kamienia. A wszystkie kamienie, idealnie dopasowane na dole, muszą idealnie przylegać, po przetransportowaniu na górę. I przylegają, jak widać ! Nawet lepiej, niż idealnie, przylegają.

*

A teraz iiiii - skrzypią drzwi ... a my tup, tup, tup - wchodzimy na wieżę.




.
Takimi to pięknymi, drewnianymi, starymi, kręconymi schodami wchodzi się na poziom empory (balkonu) nad nawą główną. Nad nawą poprzeczną (transeptem) też są empory ale na nie wchodzi się osobnymi klatkami, albo wejściem od strony klasztoru.



.
Wyżej prowadzą już zwykłe schody biegowe, oczywiście też drewniane. Wieża południowa ma nagie stropy drewniane. Konstrukcja nośna dzwonów, wykonana ze stali, stoi bezpośrednio na stropie drewnianym.

Inaczej jest na wieży północnej, tu schody są stalowe. Wieża północna ma częściowo płaskie stropy na belkach stalowych, częściowo żelbetowe. Konstrukcja nośna pod dzwony wykonana jest ze stali.




.
Po drodze na szczyt oczywiście oddech złapać trzeba. Tu pierwszy przystanek. Charakterystyczne owalne okno wieżowe, z widokiem na dziedziniec. Kto lubi barok niech podziwia pięknie wykrojoną deskową balustradę. A kto nie lubi, niech nie podziwia.



HISTORIA DZWONÓW

Gdy płonęła wieża północna ogień nie oszczędził nawet dzwonów. Największy dzwon - Emanuel padł był i niestety rozbił się w drobiazgi.



Tyle z biedaka zostało


Pozostałe dzwony uratowano. Nie wróciły jednak nigdy na swoje miejsce.













.
Patrzcie jakie piękne były, jak misternie zdobione metalową koronką.
Wieża północna doczekała się z czasem zupełnie nowych dzwonów.


.
Przywieziono je pod Bazylikę w styczniu 1935 roku. A potem nastąpiło uroczyste poświęcenie.


.
Stoją rzędem, na przodzie największy i najważniejszy - Emanuel. Piękny jest ten nowy ale mnie stanowczo bardziej podobał się stary.



.
6.01.1935 roku - dzwony, jeden, po drugim, zostają wciągnięte na wieżę.



Było ich 7 i każdy miał nazwę oraz ton.

Od tego czasu niezmiennie daje się słyszeć ich piękny i dźwięczny głos. Na Aniioł Pański, w samo południe albo gdy słońce chyli się za horyzont Emanuel wygrywa melodię, wtóruje mu Benedykt i Jan Baptysta i Józef, i Laurenty i najmniejsze damskie dzwoneczki Katarzyna i Barbara.



.
Na koniec niespodzianka - przydybałam jeden ze starych dzwonów. Niewielki dzwon z łacińską inskrypcją i imieniem słynnego opata Rosy, opata, za czasów którego Krzeszów rozkwitał najpiękniej. Myli się ten, kto myśli, że dzwon przydybałam na jednej z wież. Nic podobnego. Jegomość spoczywa sobie spokojnie na poziomie empory, na parapecie jednego z wielkich okien transeptu (nawy poprzecznej). Nie zobaczycie go jednak, bo wejście na ten fragment balkonu prowadzi z klasztoru ... a klasztor klauzurowy jest. Ja tam byłam, zobaczyłam i ... i zobaczcie też.



To był początek o Bazylice ...
ciąg dalszy nastąpi ...



*


                        z przyjemnością polecam Malina M *                          

strona liiil  
Viewing all 279 articles
Browse latest View live